Jeśli mam o coś żal do Zbigniewa Ziobry, to o to, że jako minister sprawiedliwości ostrzegał nas przed sędziami kradnącymi w supermarketach spodnie i wiertarki, ale zupełnie zlekceważył sędziów będących rosyjsko-białoruskimi szpiegami, takimi jak wypromowany przez niego i jego współpracowników sędzia Szmydt. Dzisiaj były zastępca Ziobry Łukasz Piebiak ostrzega, że Szmydt nie jest przypadkiem odosobnionym i że w polskim sądownictwie sędziów-szpiegów może być cała kasta.
Tych ludzi nikt dotąd nie namierzył, może dlatego, że są ostrożni i maskują się w ten sposób, że nie kradną. Szmydt mimo gigantycznych długów przez lata nie ukradł w supermarkecie ani jednej pary spodni, co faktycznie mogło uśpić czujność Ziobry i Piebiaka. Kto wie, może służby nadzorowane przez Kamińskiego i Wąsika zamiast piętnować sędziów-złodziei, powinny były uważniej przyjrzeć się tym sędziom, którzy niczego nie kradli, żeby ustalić, co nimi kierowało i czy nie próbowali przypadkiem w ten sposób czegoś kompromitującego ukryć.
Na granicy polsko-białoruskiej sytuacja jest tak samo napięta jak wokół sędziego Szmydta. Czytam, że ofiarą prowokacji stał się nawet polski słupek graniczny, który doznał obrażeń po tym, gdy został zaatakowany kijami przez grupę imigrantów. Straż Graniczna nie wyklucza ataków na kolejne słupki, tymczasem ministrowie obecnego rządu, zamiast ostro reagować, ewakuują się do Parlamentu Europejskiego i nie tylko. Szef MON przyznał w Radiu Zet, że nie chce nikogo straszyć, ale „trzeba być gotowym na każdą sytuację”, dlatego w domu ma już spakowany plecak ewakuacyjny.
Ponieważ słowa ministra zaniepokoiły słuchaczy, MON wydał w sprawie plecaka sprostowanie. Niestety, zabrzmiało ono jeszcze bardziej niepokojąco, bo zamiast zaprzeczyć istnieniu plecaka, potwierdziło, że Kosiniak-Kamysz faktycznie ma w domu plecak, który ma mu się przydać „w pierwszych godzinach sytuacji kryzysowych czy klęsk żywiołowych”.