Głos wodzów
Generałowie z telewizji. Co politycy zabałaganili, oni mają wyprostować i uporządkować
Wtargnięcie rosyjskich dronów nad Polskę, a dwa dni później rosyjskich myśliwców nad Estonię wywołało raptowny wzrost obaw o bezpieczeństwo. Zanim politycy ruszyli ze stanowczymi deklaracjami o zestrzeliwaniu powietrznych intruzów, na pierwszą linię walki o uspokojenie nastrojów i odbudowę zaufania do państwa wysłali generałów. Na ekranach, łamach i stronach internetowych zaroiło się od gwiazdek i węży – generalskich dystynkcji. Dyskretnych, bo noszonych na polowych mundurach, a nie wyszywanych na galowo srebrzystą nitką. Nawet najwyżsi rangą dowódcy Wojska Polskiego występują w mediach od kilku lat ubrani tak jak w codziennej służbie. Ale nie o ich wizerunek tu chodzi, a bardziej o obraz sił zbrojnych – wzmocniony zdecydowaną reakcją na wtargnięcie dronów, ale nadwyrężony przez jej niezamierzone skutki – upadek rakiety na dom w Wyrykach. I niejasność co, kto i kiedy o tym zdarzeniu wiedział.
To, co politycy zabałaganili, wojskowi mieli wyjaśnić, wyprostowywać i uporządkować – na osobiste życzenie i służbowe polecenie ministra obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza. Jedną z najważniejszych nauczek, jaką obecny szef MON wziął sobie do serca po rządach poprzednika, Mariusza Błaszczaka, jest to, by w sytuacjach kryzysowych samemu nie udawać dowódcy, a pozwolić mówić tym prawdziwym. To dla niego wygodne, bo minister zasłania się generalską „tarczą” i może używać cytatów będących prawdziwą komunikacją strategiczną, a nie wyłącznie przekazem dnia. Unika w ten sposób pokusy politycznego manipulowania faktami i ryzyka oskarżeń o to, a przy okazji nadaje oficjalnemu przekazowi wiarygodności, bo w chwilach trwogi Polacy chętniej ufają mundurom niż garniturom.
Czytaj też: