Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Gwałt na nas wszystkich

Osoby, które zgłaszają na policję informację, że dobro dziecka może być zagrożone, nie postępują wbrew prawu. Osoby, które zgłaszają na policję informację, że dobro dziecka może być zagrożone, nie postępują wbrew prawu. Facebook
Rozmowa z prof. Moniką Płatek, prawniczką z Uniwersytetu Warszawskiego.

Tekst został opublikowany w POLITYCE w czerwcu 2008 roku. Odnosi się do sprawy 14-letniej Agaty z Lublina, której odmówiono w dwóch szpitalach wykonania aborcji. Ciążę przerwano w szpitalu w Gdańsku, oddalonym 500 km od miejsca zamieszkania dziewczyny.

Martyna Bunda: – Zacznijmy od początku. Był gwałt randkowy; dziewczyna umówiła się z chłopakiem, doszło do zbliżenia, choć ona odmawiała. 16-letnia dziewczynka może w Polsce wyjść za mąż tylko za zgodą sądu; 17-letnia jeszcze nie kupi w sklepie alkoholu; a 14-letnia, która padła ofiarą takiego gwałtu, ma sama zdecydować, czy urodzi dziecko?
Monika Płatek: – Nie sama. Decyzję w takim przypadku podejmuje jej opiekun prawny, czyli ojciec lub matka, w porozumieniu z dzieckiem. Dziewczynka, która ukończyła już 13 lat, musi wyrazić pisemnie zgodę na aborcję. Konstytucja gwarantuje rodzicom prawo do wychowania dzieci zgodnie z ich przekonaniami. Udało się jednak wywalczyć, by uwzględniać wolność sumienia, wyznania i przekonań dziecka, stąd i taki przepis.

Czy taka dziewczynka ma prawo do aborcji, nawet jeśli nie padła ofiarą gwałtu, tylko po prostu uprawiała seks z kolegą?
W myśl art. 4 pkt 3 ustawy o planowaniu rodziny ma do niej prawo każda kobieta, gdy zapłodnienie jest efektem czynu zabronionego. Ustawa dopuszcza usunięcie ciąży na przykład, gdy ta powstała w wyniku współżycia z pracodawcą, który to na nas wymusza – bo to też jest czyn zabroniony. Artykuł 200 kodeksu karnego mówi natomiast, że współżycie z osobą poniżej lat 15 jest zawsze zabronione. Zakładamy, iż zgoda i inicjatywa na współżycie wymaga dojrzałości i starszego wieku. I jeśli druga strona – w tym wypadku chłopiec – ma mniej niż 17 lat, nie popełnia przestępstwa, ale czyn nadal jest niedozwolony, a pokrzywdzona pozostaje pokrzywdzoną.

A jeśli dziecko powie: „nie chcę urodzić”, a matka: „musisz”, lub odwrotnie, to kto decyduje?
Wówczas powinien wkroczyć sąd opiekuńczy, kierując się dobrem dziecka. Co oznacza to dobro – nie jest nigdzie sprecyzowane, bo każdą sprawę trzeba zbadać indywidualnie. Bardzo głośna była podobna historia w Irlandii. Tam 14-letniej również dziewczynce sądownie odmówiono prawa do skorzystania z przerwania ciąży, odmówiono jej też prawa do wyjazdu do Anglii, dlatego że było oczywiste, iż jedzie, żeby przerwać ciążę. Tamta dziewczynka zagroziła, że popełni samobójstwo. Wówczas sąd uznał, iż w ten sposób, jeśli nawet traktować płód jako dziecko, dwie osoby stracą życie. W Irlandii do czasu tamtej sprawy nie było odpowiedniego prawa, w Polsce jest. Tyle że prawo to nie tylko przepis, ale przede wszystkim jego egzekucja.

Sąd Rodzinny w Lublinie egzekwował prawo. Tyle że 3 czerwca, na posiedzeniu niejawnym, zdecydował o wszczęciu postępowania o odebranie matce praw rodzicielskich i umieszczeniu dziewczynki w pogotowiu opiekuńczym. Powodem było to, że prokuratura bada ewentualne nakłanianie przez matkę dziecka do dokonania aborcji.
Nie narusza prawa, kto korzysta ze swego prawa! Prawo w Polsce nakłada na opiekunów obowiązek zdecydowania w imieniu dziecka. Nie można odpowiadać za nakłanianie, gdy ma się obowiązek podejmowania decyzji. Z pewnością i sąd, i prokuratura znają prawo, więc są tego świadome. Tak więc pytanie o motywy tych decyzji jest nie do mnie, ale do organów, które je podjęły.

A gdy te organy, zamiast chronić jednostkę, dają się zastraszyć i ulegają presji?
To znaczy, że żyjemy w kraju, gdzie rządzi przemoc, a milczy prawo. To, że tym razem stoi za tym ksiądz katolicki, nie zmienia istoty rzeczy.

Wróćmy do początku „historii Agaty”. Po specjalistycznym badaniu wydawało się, że ryzyka ciąży nie ma. Potem okazało się, że badanie było wykonane zbyt późno, a ciąża jest. Dziewczynka, jej matka i ojciec razem uznali, że najlepszym wyjściem jest aborcja, i z zaświadczeniem z prokuratury zgłosili się do szpitala. Ten jednak odesłał je do wojewódzkiego konsultanta do spraw ginekologii, który skierował je do innego szpitala. Słynnego z tego, że ordynator jest bardzo oddana Kościołowi katolickiemu. Tam przetrzymano dziewczynkę kilka dni, aż ordynator sprowadziła księdza i ludzi zaangażowanych w ruch antyaborcyjny i – bez wiedzy matki – zostawiła dziewczynkę z księdzem sam na sam, żeby ją przekonał do zmiany zdania.
Lekarz, który dowiaduje się o takiej sprawie, jest zobowiązany, zgodnie z art. 4c ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, zachować w tajemnicy wszystko, o czym powziął wiadomość. Na jakiej zasadzie podzielił się informacjami? Dlaczego dopuszcza do szpitala obce, postronne osoby, żeby wpływały na pacjentkę? Dlaczego, łamiąc procedury, czyni się to za plecami matki? Co więcej, w myśl ustawy – o ile lekarz może odmówić wykonania przerwania ciąży, powołując się na klauzulę sumienia – to szpital, a nie konsultant wojewódzki, musi wskazać placówkę, która jest w pobliżu i która aborcję przeprowadzi. W tej sprawie tego nie zrobiono. To pewne, że złamana została ta ustawa, a także ustawa o zawodzie lekarza, kodeks etyki lekarskiej i zakaz nieuprawnionego rozpowszechniania danych. Zlekceważono też prawa rodziców i przedmiotowo potraktowano dziecko.

Można taką ordynator pociągnąć do odpowiedzialności?
Można wytoczyć sprawę o odszkodowanie za naruszenie dóbr osobistych, zdradę tajemnicy lekarskiej i za wynikające stąd skutki cywilnoprawne.

Idźmy dalej. Zaczynają się esemesy, telefony od kolejnych obrońców życia, ksiądz umieścił dane dziewczynki w Internecie. Co może zrobić matka, jeśli jakiś ksiądz wysyła do jej dziecka esemesy, a ona jest temu przeciwna?
Wyłączyć telefon. Takie zachowanie to rodzaj nękania. Od administratorów stron internetowych można zażądać ich zablokowania. Można zgłosić do prokuratury naruszanie dóbr osobistych. Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że rodzic sobie tego nie życzy. Trzeba zrobić wszystko to, co się robi, gdy do dziecka wydzwaniają obcy, dorośli mężczyźni.

Ale te esemesy, zdaniem ich nadawców, mają jedynie wspierać dziewczynkę. „Jesteśmy z tobą, młodziutko stałaś się mamą, swojemu dzieciątku ofiaruj miłość” i tak dalej.
Wierzę, że większość z tych ludzi ma dobre intencje. Trzeba więc, by dostrzegli małe przerażone dziecko, które czuje się przez nich zaszczute. Zaszło w ciążę wskutek czynu niedozwolonego. Muszą zrozumieć, że ich dobre chęci kontynuują zadany jej gwałt. Zmuszanie, szkalowanie, straszenie – to są zachowania, które wyczerpują treść art. 191 kk.

A szkoła? Też ustawiła się w tej historii w kontrze do matki dziewczynki. Do jednej z koleżanek dziewczynka wysłała esemesa, że nie chce, ale musi mieć aborcję. Nauczyciel, któremu koleżanka pokazała tego esemesa, poszedł na policję i złożył doniesienie, że matka przymusza dziewczynkę do usunięcia ciąży.
Osoby, które zgłaszają na policję informację, że dobro dziecka może być zagrożone, nie postępują wbrew prawu. Nauczyciel ma szczególny obowiązek wtedy reagować. W Polsce nawet konstytucja wyraźnie głosi, że każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem, demoralizacją. Organa potrafią działać błyskawicznie. Kłopot polega na tym, jakie działania podejmują. Czym sąd się kieruje, pozbawiając dziewczynkę wolności? Bo tym jest de facto umieszczenie jej w pogotowiu opiekuńczym. Sąd wie przecież, że nie ma do czynienia z rodziną patologiczną, ma wywiad środowiskowy i wie, że dziecko nie jest przez matkę do niczego zmuszane, ale wspierane.

Gdy matka dziewczynki zdała sobie sprawę, że w Lublinie nie uda się im wyegzekwować prawa do aborcji, poprosiła o pomoc organizacje feministyczne. Ich usiłowania rozbiły się o niechęć konsultanta wojewódzkiego, który „nikogo namawiał nie będzie”, ale z pomocą konsultanta krajowego znalazły dla dziewczynki miejsce w Warszawie. Tu jednak dziecko znów odnalazł ksiądz z Lublina. W dniu planowanego zabiegu przyjechał z grupą ludzi do szpitala.
Pytanie, skąd znał tę datę i adres? Od konsultanta wojewódzkiego? To, co powinien zrobić każdy szpital, gdy pada ofiarą najazdu ludzi, którzy uniemożliwiają mu normalne funkcjonowanie, to uszczelnić drzwi i nie wpuszczać. W Polsce nie ma żadnych szczególnych przepisów, wedle których ksiądz jest zwolniony z przestrzegania prawa.

Ale są tacy pacjenci, którzy powiedzą, że ich prawem jest mieć księdza w tym szpitalu.
Przecież księża w szpitalach są i nikt proszącemu księdza nie odmawia. Dziewczynka ani jej matka nie tylko nie prosiły, nie pytano je nawet, czy sobie tego życzą.

A wracając do wydarzeń w Lublinie – kim jest pani ordynator, by decydować za matkę i za jej plecami? Jest różnica między wypowiadaniem poglądów, czego nikt nie zabrania, a bezprawnym uniemożliwianiem zrealizowania tego, co zagwarantowane w prawie.

Polski Sąd Najwyższy w orzeczeniach, które zapadały w podobnych sprawach, bardzo wyraźnie stwierdził, że zmuszanie kobiety do urodzenia dziecka pochodzącego z przestępstwa stanowi naruszenie konstytucyjnie chronionego dobra osobistego, jakim jest szeroko rozumiana wolność, obejmująca możność decydowania o swoim życiu osobistym.

W Warszawie aborcja nie odbyła się. Wcześniej ksiądz dostarczył do szpitala pismo o tym, że sąd wystąpił o odebranie praw rodzicielskich matce, zresztą sąd też wysłał do szpitala faksem to pismo. Sąd miał prawo tak postąpić?
Akurat to, że sąd szybko zdobywa informacje, to dobrze. Ważne, co sąd z otrzymanymi informacjami robi. Co decyduje? Esemes wysłany do koleżanki czy wola uprawnionej wyrażona na piśmie, że prosi o aborcję? Tu zainicjowana przez sąd procedura nie zwalnia szpitala od obowiązku legalnego usunięcia ciąży. Rodzice nadal mają prawo i obowiązek decydować o dziecku.

Gdy matka zabrała dziecko ze szpitala w Warszawie, obrońcy życia – jak sami się określają – podążyli za nimi. Matka wezwała policję. Zgłosiła, że się boi tej grupy. Radiowozem zabrano je na komisariat: było zgłoszenie przestępstwa, a więc muszą być zeznania. Sęk w tym, że obrońcy życia też się pojawili na tym komisariacie, gdzie umożliwiono księdzu, który przewodził grupie, uczestniczenie w przesłuchaniu matki i córki. W sprawie nękania ich przez grupę żadnego postępowania nie wszczęto.
Ksiądz uczestniczący w przesłuchaniu ofiar w sprawie, w której jest on potencjalnym podejrzanym, to jest po prostu niemożliwe! Jeśli coś takiego istotnie się zdarzyło, to jest wystarczający powód do odwołania winnego. Odpowiada tu również minister zdrowia, który ma obowiązek zapewnić dostęp do legalnych usług medycznych. Nie można skazywać matki i córki na tułanie się po szpitalach! To znamienne, że w czasie, gdy kobieta i dziecko otoczone są tłumem i nie mogą doprosić się o zrealizowanie obowiązującego prawa, minister Schetyna oświadcza, że przedłuża byłemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu osobistą obstawę, bo ten deklaruje, że czuje się zagrożony. Matka i dziecko też głośno mówią, że się boją, że czują się zagrożone. Wszyscy płacimy za ochronę byłego premiera. Dlaczego matkę i dziecko zostawiamy na pastwę tłumu?

Z komisariatu dziewczynkę przewieziono wprost do pogotowia opiekuńczego w Lublinie. Czy jest coś, co w takiej sytuacji może jeszcze zrobić matka? Porwać dziecko?
Może nadal domagać się wywiązania się z prawa, ale nie zdziwiłabym się, gdyby postanowiła w tej sytuacji wyjechać gdzieś z dzieckiem. Ma do tego prawo.

Za późno. W ośrodku dziewczynka jest pod kluczem, ma zakaz wychodzenia. Tak jakby kolejna instytucja zaangażowała się w tę walkę po stronie owych obrońców życia. Albo jakby sąd, zdając sobie sprawę z zasad panujących w takich pogotowiach, zadbał o każdy szczegół. Zagrał na zwłokę, skoro na legalną aborcję było już tylko parę dni. Bo gdy mija 12 tydzień ciąży, legalnie jej przerwać już nie wolno. Co więcej, nawet gdyby chcieć złamać to prawo, nie da się tego zrobić mniejszym kosztem dla dziecka – za pomocą specjalnej pigułki.
To nie jest jedyna 14-letnia dziewczynka, która zachodzi w Polsce w ciążę. Pracując u rzecznika praw obywatelskich prof. Zolla, miałam listę 50 podobnych przypadków. I znamienne, że nie udało mi się zadać prokuratorom pytania, czy ciężarne 14-latki zostały poinformowane o ustawowym prawie do możliwości skorzystania w ich sytuacji z usunięcia ciąży. Nie zadano tego pytania policji i koniec. A jednocześnie co roku 30 tys. Polek usuwa ciąże w Wielkiej Brytanii, to są oficjalne dane brytyjskich instytucji.

Jeśli to dziecko urodziłoby, konsekwencje ponieśliby też rodzice dziewczynki. Bo nie sądzę, aby pani ordynator z Lublina – która według słów matki przekonywała dziewczynkę, żeby urodziła, że jakoś to będzie, a ona, ordynator, zaadoptuje ich oboje: i 14-letnią matkę, i jej dziecko – naprawdę chciała płacić alimenty.
Konsekwencje poniesiemy też my. Jako obywatele, bo źle się dzieje, gdy realizowanie prawa gwarantuje dopiero sąd w Strasburgu, próbując reperować krajowe niedostatki. I jako podatnicy, bo przegramy z kretesem sprawy, które można tu wytoczyć przeciwko państwu polskiemu. Również sądy krajowe na podstawie art. 488 kodeksu cywilnego orzekały zadośćuczynienie.

Powodem do odszkodowania będzie postępowanie sądu rodzinnego, prokuratury i policji?
Tak, ale nie tylko. Państwu przyjdzie również udowodnić, że prawidłowo realizowane jest wynikające z ustawy zobowiązanie do prowadzenia programów edukacyjnych na temat świadomego rodzicielstwa i środkach świadomej prokreacji. Liczba przerywanych co roku ciąż pod znakiem zapytania stawia zarówno obecność, jak i skuteczność tych programów.

Państwo będzie robiło wszystko, żeby się od tej odpowiedzialności wymigać. Ale, zgodnie z prawem, to władza państwowa jest przede wszystkim odpowiedzialna za sposób realizowania obowiązującego prawa.

Ciekawe, że sprawca ciąży w ogóle w medialnej wersji tej historii nie istnieje, a prokuratura nie postawiła mu żadnych zarzutów. Dlaczego?
On ma poniżej 17 lat, a więc nie popełnił przestępstwa. Jest jednak charakterystyczne, że zwalniamy chłopców z odpowiedzialności za skutki ich zachowań, winą i konsekwencjami obarczając dziewczynki. Przerażające, niesprawiedliwe i daleko nieetyczne, a jednocześnie tak głęboko osadzone w naszej kulturze jest przerzucanie, też na matkę dziewczynki, winy za sytuację. To jest jakaś kalka kulturowa. Obowiązująca także w ustawodawstwie, które pozwala, żeby dziecko, które ukończyło 16 lat i jest dziewczynką, wychodziło wcześniej za mąż, ale nie dziecko, które jest chłopcem. Mówienie, że w podobnej sytuacji chodzi o dobro nowej rodziny, jest przekłamaniem. Za każdym bowiem razem powodem do małżeństwa jest ciąża, a nie wielka miłość typu Romeo i Julia. Przyzwalamy więc, by nadal 16-letnia dziewczynka, która nie ma zawodu, pracy, ukształtowanej świadomości, była matką w tym sensie, że urodzi, będzie osobą podporządkowaną, ale i za wszystko winioną i odpowiedzialną.

Ciąg dalszy tej historii. Wybuchła wojna gazetowa. „Dziennik” zarzuca „Gazecie Wyborczej” sfałszowanie historii dziewczynki w celach propagandowych, pisze, że gwałtu nie było. Felietonista „Rzeczpospolitej” dodaje, że chodzi o drastyczne restrykcje wobec Kościoła katolickiego, o uniemożliwienie mu głoszenia poglądów, inny prawicowy publicysta – że to kolejny atak feministek na Kościół. A wywołane do tablicy Ministerstwo Zdrowia ogłasza, że nie jest uprawnione do ingerencji.
To po co nam takie ministerstwa? Jak się szefuje jakiemuś urzędowi, to po to, żeby on działał. Zadaniem państwowych instytucji jest realizowanie prawa. Feministki nikogo nie nękały esemesami, o pomoc poprosiły ich same zainteresowane. To nie gazety, lecz ksiądz zachował się nieetycznie, upubliczniając dane osobowe dziecka w Internecie i nasyłając na matkę i dziecko tłum. Ksiądz łamiący tak drastycznie etykę i prawo ma uchodzić za symbol Kościoła?! To musi być pomysł wściekłego antyklerykała! Nikt nie ogranicza Kościołowi prawa głoszenia poglądów, ale nie wolno pod pozorem wolności słowa niewolić człowieka i łamać jego prawa.

Po przegranej w Strasburgu sprawie Alicji Tysiąc słychać było tylko, że warto zapłacić każde odszkodowanie za życie, ataki na tę kobietę jeszcze przybrały na sile.
Przegrywamy dlatego, że jako zwolennicy państwa prawa, w dodatku neutralnego światopoglądowo, jesteśmy niezorganizowani, a ludzie spod znaku Kościoła, zwłaszcza ojca Rydzyka, są świetnie zorganizowani. Sami to spowodowaliśmy. Jestem pełna podziwu dla Rydzyka dlatego, że on dał ludziom to, co jest im potrzebne: poczucie znaczenia. Zyskał armię, która zrobi wszystko, która będzie i niszczyć, nawet o tym nie wiedząc. Dziś przeciw aborcji, jutro za karą śmierci, co pojutrze? My jesteśmy siłą i nikt nam nie podskoczy... Ale jeśli będziemy oddawać przestrzeń społeczną i przyzwalać na łamanie prawa, to musimy się liczyć z tym, że będziemy mieli coraz mniej wolności i coraz mniej ochrony.

Polityka 25.2008 (2659) z dnia 21.06.2008; Kraj; s. 20
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną