Czabański jawi się jako mistrz zwięzłości i hipokryzji posuniętej niemal do szczerości. Jeśli PiS media straciło, to znaczy, że je do tej pory miało. Nie przeszkadza to byłemu prezesowi twierdzić, iż w tamtym czasie z radością robił prawdziwe publiczne radio. Musimy uwierzyć na słowo, że da się to połączyć ze ścisłą polityczną kuratelą. Nie interesuje go też cena, jaką było zawarcie układu z Samoobroną i LPR (dzisiaj rozdającymi karty w radiu i telewizji), bo on był tego beneficjentem. Wtedy „beneficjentom” nic nie przeszkadzało, ale teraz, kiedy dawni sojusznicy się usamodzielnili, są oni na ogół oburzeni. Te same reguły stały się niedopuszczalne, kiedy w układance zabrakło PiS. Daje to w sumie krótki, ale wyczerpujący wykład na temat tego, co się działo i dzieje w państwowym radiu i telewizji. Nie ma gwarancji, że Platforma w sprawie publicznych mediów zachowa się przyzwoicie, ale aby pobić tak wyśrubowane rekordy hipokryzji, będzie musiała mocno pogłówkować.