Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wiosna w Trypolisie

Francuscy dziennikarze alarmują, że antykadafijscy libijscy „rewolucjoniści” zabrali się ostatnio do mordowania Murzynów. Powód jest taki, że Kadafi zatrudniał podobno najemników z Czadu i Mali. Murzyna łatwo jest rozpoznać, nie trzeba mu zgoła zaglądać do rozporka, gdyż Murzyn jest czarny i nawet pumeksem nie da się tego usunąć. Kwestia, czy ten akurat linczowany Murzyn był najemnikiem, jest oczywiście najzupełniej nieistotna. Jak świat światem antysemiccy bojówkarze zwalczali międzynarodowy spisek żydowskiej finansjery, lichwiarzy i sklepikarzy, tłukąc przy okazji obrzezanych proletariuszy i nędzarzy. Z wielkim rozczarowaniem dowiadywali się potem, że niektórym z „aryjskim wyglądem”, zasymilowanym w swoim krajach, udało się ukryć, a co więcej wydawać na świat kolejne pokolenia.

Libijski Murzyn, a jest ich kilkaset tysięcy uciekających przez lata od głodu do naftowego eldorado, nie ma takiego luksusu. Może być muzułmaninem i mówić po arabsku z bezbłędnym miejscowym akcentem, ale co kolor, to kolor. Czarne żony i ich dzieci nie strzelały zapewne w obronie starego reżimu. Jaki mąż ruszy jednak do boju, pytanie retoryczne, bez zgody swojej połowicy? Które dziecko nie popiera swoich rodziców? Jak to zawsze było w historii, tak i teraz lepiej wyrwać chwasty z korzeniami.

Jedną z pierwszych bohaterskich akcji „rewolucjonistów” egipskich był atak na ambasadę izraelską. Policja nowego, wspaniałego rządu okazała się dziwnie bezradna. Ruszyła do akcji z wystarczającym opóźnieniem, żeby ulica mogła się czuć zwycięska, a jednocześnie uratować niedobitków. Jednym słowem, żeby wilki mogły się do woli nażreć, a parę owiec na pokaz ocalało. Jest w tym zapewne jakiś parytet. Możliwy jednak do osiągnięcia dzięki temu wyłącznie, że twardą ręką trzyma w Egipcie władzę wojsko i nie ma najmniejszego zamiaru dzielić się nią z jakimikolwiek wyłanianymi przez obywateli organami.

Skądinąd Bogu chrześcijańskiemu za to dziękować, gdyż jedyną, prócz armii, alternatywą upadających dyktatur północnej Afryki są skrajne ugrupowania islamistyczne mające powiązania stwarzające najwyższe zagrożenia dla „europejskiego świata” – takiego, w jakim przywykliśmy żyć – niewspółmiernie większe niż oswojony Kadafi, obśliniany przez premierów Włoch i Anglii, rozbijający namiot w ogrodach Pałacu Elizejskiego, czy tym bardziej szukający porozumienia amerykańsko-izraelsko-arabskiego Mubarak.

Za poradami naszego wybitnego politologa Zbigniewa Brzezińskiego przekonał się już o tym w Iranie Jimmy Carter zdradzając szacha Rezę Pahlaviego w imię „dążeń wolnościowych” ludu perskiego. Do dzisiaj ciąży to na bezpieczeństwie nieszyistycznego świata, a odbija się ciężką czkawką Stanom Zjednoczonym, bez których Chomeini i jego następcy nigdy by się nie stali wcale nie do końca zmyślonym straszakiem dla przedszkolaków od Oregonu po Florydę.

Nie przeszkadza to podejmować w Europie, również w Polsce, na uroczystych i wzruszających kolokwiach „walczących o wolność” Libijczyków, którzy mają wystarczająco dużo sprytu, żeby za odpowiednie sumy w euro, turystykę i wikt „uczyć się w Polsce demokracji od Polaków”, we Francji od Francuzów, w Chinach od Chińczyków, a w Arabii Saudyjskiej od muftich zalecających im prawo szariatu i pomoc w starciu Izraela z powierzchni ziemi.

Czy znaczy to, iż politycy świata europejskiego popełniają wciąż te same błędy, nie ucząc się na poprzednich? I tak, i nie. Łotrowskie sprawy Kadafiego znane były powszechnie od początku niemal jego panowania. Satrapia, nepotyzm, międzynarodowy terroryzm, pogarda dla praw człowieka… Jako się rzekło, nie przeszkadzało to nikomu w późniejszych pojednaniach. Cóż się więc takiego stało, że nagle Zachód znowu „przejrzał na oczy” i posunął się nawet do interwencji zbrojnej? Wydaje się, że wpłynęły na to trzy czynniki.

Po pierwsze, agresja na Irak pokazała, że solidarność arabska jest mitem. Można więc śmiało ponarzucać nasze warunki. Oswojony Kadafi był wprawdzie jakimś gwarantem stabilności w północnej Afryce, jednocześnie jednak targował się o swoją ropę naftową i nie uprzywilejowywał przy tym tych, których powinien. Szereg rządów, z francuskim na czele, uznało więc, że posadzenie na jego miejscu marionetek od nich zależnych i im wszystko zawdzięczających ułatwi lukratywny biznes. Sęk w tym, że już w najbliższym czasie, przyjmuję zakłady, okaże się to absolutnym złudzeniem.

Po drugie, na sam widok buźki Kadafiego i wieści o wyczynach jego synka np. w Szwajcarii nóż się otwierał w kieszeni każdemu, choćby średnio wrażliwemu, obywatelowi państw cywilizacji europejskiej. Ukrócający tę bezczelną butę mogli więc liczyć na społeczne uznanie, które w krajach demokratycznych przekłada się na liczbę głosów. Jak zaś pisał Nicolo Machiavelli, pierwszym zadaniem każdego polityka nie są jakieś tam reformy, ale przede wszystkim i nade wszystko utrzymanie się przy władzy. Tutaj chapeau bas – rzecz pomyślana została sprytnie i z estetycznym wyczuciem.

Po trzecie, w żadnym z tak zwanych cywilizowanych krajów nie brakuje oszołomionych proroków, jak we Francji Bernard Henri-Levy, którzy daleko poza rzeczywistością operują nie faktami, ale tylko ideologicznymi figurami. Ponieważ zaś takie w przyrodzie nie istnieją, ulepia je z gliny swoich wyobrażeń. Dla Robespierre’a terror był dobry, gdyż wymierzony w tyranię. Cóż mogą obchodzić BHL jakieś Murzyniątka, skoro lud obala dyktatora? Czym jest ten lud, dlaczego np. czarni się doń nie zaliczają, to już zupełnie inna sprawa. Nie należy dzielić włosa na czworo.

Lud to demos, demos to demokracja, demokracja to przeciwieństwo dyktatury i nie ma się co tutaj bawić w detale. Tak się ma toczyć światek. Białe jest białe, a czarne – czarne, co zresztą najlepiej widać w „wyzwolonej” Libii. Szczerze życzę na pohybel Kadafiemu, ale BHL na równi.

Polityka 42.2011 (2829) z dnia 12.10.2011; Felietony; s. 112
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną