Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Bakir z pieniążkiem

W „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł Joanny Tokarskiej-Bakir: „Żyd z pieniążkiem podbija Polskę”. Mowa w nim o tym, że ponoć zapanowała ostatnio moda na wieszanie sobie w przedpokoju Żyda z pieniążkiem, co ma gwarantować ozdobionym pomyślność finansową. Wierzę jej chętnie, gdyż sam taką figurynkę dostałem w prezencie. „To unikalny, specyficznie polski produkt regionalny, wielokulturowy oscypek à la polonais” – pisze Tokarska-Bakir.

Każde środowisko ma swoje zasady lojalności. Kiedyś wlazł między wrony... Zawsze starałem się oszczędzać środowisko polskich etnografów, którzy ze względów prestiżowych przemianowali się na „antropologów kultury”, acz o tej dziedzinie nie mają większego pojęcia. Co za dużo, to jednak niezdrowo, i nóż otwierając się kieszeń przebija. Zacznijmy od końca. Oto jak wyjaśnia Tokarska-Bakir zjawisko:

„Szukając wyjaśnień dziwacznej koniunktury na »Żyda z pieniążkiem« zwracamy się do Freuda. W »Totemie i tabu« rozwija on koncepcję »późniejszego posłuszeństwa« ściśle związaną z ewolucją sumienia. W tym ujęciu sumienie nie rodzi się przy wtórze trąb archangielskich. Jego źródłem jest mord założycielski, którego na przywódcy hordy pierwotnej dopuścili się jego zbuntowani synowie. Zdaniem Freuda synowie ojcobójcy »unieważnili swój czyn, oświadczając, że zabijanie substytutu ojca, totema, jest niedozwolone i wyrzekli się owoców swojego czynu, odmawiając sobie uwolnionych kobiet«. Zarówno religia totemiczna, jak i samo sumienie są wytworem poczucia winy synów, »próbą złagodzenia go i zjednania skrzywdzonego ojca poprzez późniejsze posłuszeństwo«. Ludzkie społeczeństwo uważa Freud za oparte na winie za wspólnie popełnioną zbrodnię, a moralność za potrzebę zadośćuczynienia, którego domaga się świadomość swej winy. Jakkolwiek szalona może się to wydać praktyka, pozwala ona ujrzeć groteskowe praktyki Polaków w innym, mniej irracjonalnym świetle. »Żyd z pieniążkiem« chroniący polski dom, z którego go wypędzono, byłby w tym ujęciu koślawym znakiem inicjacji moralnej...”.

Trudno doprawdy o większe wszystkiego naraz poplątanie. Nikt nie zabrania pani Bakir siedzieć zanurzonej w XIX-wiecznym wiedeńskim świecie, acz parę powstałych od tego czasu prac temperujących myśl mistrza mogłaby od tego czasu przeczytać. „Mord założycielski” – pojęcie z polityki rodem, dalibóg nie wiedzieć, do kogo się tutaj stosuje. Jeżeli zaś o Holocaust chodzi, co znaczy ów „substytut ojca” czy „uwolnione kobiety”?

Pani Tokarska-Bakir wie też, że nie było nigdy żadnych „religii totemicznych”, co udowodnione zostało już parę tysięcy razy i pleść o nich trzy po trzy to nic innego, niż powracać do samych wyeliminowanych początków dziedziny. Skoro jednak pani Tokarska-Bakir chce wracać wstecz – proszę bardzo. Jeszcze przed Tylorem i Morganem istniała taka metodologia, którą w największym skrócie nazwać byłoby można zdrowym rozsądkiem.

Stary antysemicki dowcip zapytuje: dlaczego na blatach przy bankowych okienkach są rysy? To od pazurów Żydów, którzy przyszli tutaj po pieniądze. Kojarzeniem Żydów i pieniędzy żywił się antysemityzm omalże od zarania dziejów. Zarówno wypędzenie Żydów z Hiszpanii, jak i Francji przez Filipa Pięknego odbywało się pod tymi samymi hasłami. Mniejsza o religię – ukrzyżowanie Chrystusa było tu tylko ideologicznym dodatkiem dla gawiedzi. Główną rolę grał zawsze pieniądz. Nikogo nie obchodziło, że tak w XIV, XV w., jak i w okresie międzywojennym ponad 80 proc. populacji żydowskiej stanowiła żydowska biedota. Większa w II Rzeczpospolitej wśród Żydów niż Polaków. Udział bezrobotnych w ogólnej liczbie robotników nieżydowskich według spisu z 1931 r. wynosił 21,1 proc., wśród robotników Żydów 28,2 proc. Pisał zresztą sam Roman Dmowski: „Małomiasteczkowy Żyd w Polsce popada w coraz większą nędzę (...). Szybkie zubożenie zawsze zresztą ubogiego małomiasteczkowego Żyda w Polsce jest niezbitym faktem, mały Żyd, biedny, staje się coraz biedniejszy, popada w coraz straszliwszą nędzę” („Świat powojenny i Polska”, Warszawa 1931, s. 322).

Ci biedni Żydzi różnili się od współproletariuszy językiem lub akcentem, religią, jak się dawało – to kuchnią. Tego nie widać na obrazkach. „Żyd z pieniążkiem” powiela więc model starozakonnego „pejsatego i w jarmułce”, „zaopatrzonego zwykle w najstarsze odnotowane już w XIII-wiecznej »Bible moralisée«, żydowskie akcesorium lichwiarza: sakiewkę lub pieniądz” – cieszy się Tokarska-Bakir.

Jeśli już o Freudzie mowa, to palenie Żydów też należy zapewne do jakiejś „totemicznej religii”, bez „wtóru archanielskich trąb”. Mamy również, zapewnia Tokarska-Bakir, „Żyda z czosnkiem”, „Żyda w kosmosie”, „Żyda z workiem na pieniądze”, „Żyda z pięciorublówką” (nie z euro!), „Żyda księgowego” – omal pełną antologię dowcipów antysemickich, które zestawia beztrosko autorka z opowieściami o skrzatach, latańcach i krasnoludkach, acz dalibóg nie słyszałem jeszcze o rabinie w czerwonym, spiczastym kapeluszu. Cały właściwie dowód na to, że Polacy wieszając konterfekt Żyda w przedpokoju przepraszają za Jedwabne, opiera się tylko na tym, że w koszernej knajpie Anatewka w Łodzi dostaje się figurkę Żyda z grosikiem przy okazji płacenia za rachunek.

Mam na to dla pani Tokarskiej-Bakir trzy propozycje odpowiedzi, acz żadna nie ma bezpośredniego związku z uprawianą przez nią ponoć antropologią kultury, a nawet historią Bliskiego Wschodu, ba, socjologią mojego ukochanego miasta Łodzi. Otóż albo właściciele restauracji Anatewka nie są Żydami, tylko podszywającą się pod nich bojówką para-ONR; albo są Żydami antysemitami, co jest tworem w Polsce znanym (przykładem Stanisław Stroński); albo – tu ja też pozwolę sobie na antysemicką anegdotkę, jest tak jak mawiał nieodżałowany Henryk Krzeczkowski (o kim – zmilczę): „Żydzi są najmądrzejszym narodem świata. Kiedy zdarzy się jednak głupi Żyd, to jest głupszy od najgłupszego goja, tych w zakładach zamkniętych wliczając”.

W tym momencie mamy dwie możliwości. Albo właściciele Anatewki należą do tej drugiej kategorii, albo wręcz odwrotnie – wyczuli, na czym można zrobić interes, wciągając do tego nieświadomą świata, zanurzoną po uszy w przedpotopowej psychoanalizie Tokarską-Bakir. Jeśli tak, to chapeaubas! To się właśnie nazywa mieć kiepełe.

Polityka 11.2012 (2850) z dnia 14.03.2012; Felietony; s. 112
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną