Bardzo mi się spodobała historia z naszym Stadionem Narodowym. Rozumiem oczywiście, że ludzie, którzy przyjechali z daleka, często całymi rodzinami – po czym musieli obejść się smakiem lub szukać zakwaterowania w nieludzko drogiej Warszawie, płacąc przy tym za wyżywienie, komunikację miejską i trwoniąc czas – mogą być słusznie wściekli i domagać się sowitego odszkodowania, które im się ze wszech miar należy. Nie zmienia to faktu, że rzecz jest sama w sobie nieodparcie komiczna.
Polityka
43.2012
(2880) z dnia 24.10.2012;
Felietony;
s. 104