Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Nie chcę maszerować

Rzeczpospolita nie ma monopolu na plugawienie rocznic narodowych. We Francji 11 listopada prezydent François Hollande był wygwizdywany i lżony nawet wtedy, gdy składał wieniec na grobie nieznanego żołnierza pod Łukiem Triumfalnym. W odróżnieniu od Polski święto 11 listopada nie jest tutaj znakiem odzyskania niepodległości, gdyż ta nie została przedtem utracona, ale upamiętnieniem paru milionów zabitych pod Sommą, Ypres czy Verdun, wielkim misterium patriotyczno-kombatancko-cmentarnym.

O definicję „niepodległości” można się ewentualnie spierać przy maksimum złych intencji i wierze w charyzmat Antoniego Macierewicza. Kiedy chodzi o groby poległych w obronie ojczyzny, powie najprawdziwszy Polak, wydawałoby się, iż można oczekiwać większego szacunku i paru minut ciszy. Francuzi mogą na to nie bez racji odpowiedzieć, iż ścierając się między sobą, nie atakują przedstawicielstw obcych krajów, nie narażają więc przynajmniej interesów Republiki na polu stosunków międzynarodowych.

Dyskusja, czy wart Pac Pałaca czy Pałac Paca nie ma oczywiście najmniejszego sensu. Ciekawe natomiast, że następnego dnia władze i media – tak w Polsce, jak i we Francji – uznały za winną wydarzeniom „skrajną prawicę”. We Francji Marine Le Pen kategorycznie odcięła się od demonstrantów, w Polsce pan Artur Zawisza popierał ich do końca. Nie ma to jednak w gruncie rzeczy najmniejszego znaczenia.

W obu krajach deklaracje o skrajnej prawicowości, brutalności (całkowicie prawdziwej, która nie może być tolerowana), faszyzmie idiotów odwołujących się do hitlerowskich symboli (który też nie może być tolerowany) są zamiataniem problemów pod dywan i zakłamywaniem rzeczywistości.

Polityka 47.2013 (2934) z dnia 19.11.2013; Felietony; s. 102
Reklama