Minął sierpień, minął wrzesień, znów październik, a od października już tylko rzut beretem do nowego roku. Otóż nie chciałbym być Kasandrą, ale 2016 r. zapowiada się nie najlepiej dla IPN i prezydenta Dudy. Nie ma w nim bowiem żadnej poważnej i okrągłej rocznicy klęski narodowej godnej zachwytu, upamiętnienia i radosnej defilady. Owszem, w 1166 r. (850. rocznica) plemiona pruskie (nie mylić z Prusakami) zadały straszliwą klęskę rycerzom naszego księcia Bolesława Kędzierzawego. Ale po śmierci Czesława Miłosza jedynym Prusem w Polsce ostał się producent filmowy Krzysztof Kownas, czy warto więc przeciw niemu tylko robić uroczyste manifestacje?
W 1266 r. (750. rocznica) Litwini najechali na Mazowsze. Spustoszyli tam, co się dało, i trzeba było kilkudziesięciu lat, żeby prowincja podniosła się z ruin. Niestety, nie jest to temat na dzisiaj. Litwini, acz nie chcą umieszczać w dokumentach prawidłowych polskich nazwisk, a na murach wypisują triadę „Hitler-Stalin-Żeligowski”, są przecież naszymi antyrosyjskimi sojusznikami. W 1516 r. (rocznica pięćsetna – cudownie okrągła) Tatarzy krymscy, wbrew zawartym przedtem przymierzom, spustoszyli i splądrowali Podole. Znów sprawa delikatna. Putin zawłaszczył Krym, więc trzeba kochać Tatarów.
Pozostaje ostatecznie do patetycznego uczczenia tylko powstanie nadbajkalskie (150 lat temu) Gustawa Szaramowicza. Jak wspomina Piotr Deręgowski: „Szaramowicz dnia 9 lipca 1866 roku rano zdobywa się na krok ostateczny. Rozbraja miejscowy konwój, zabiera broń, jaka tylko była, i wyrusza z Murymu, wzywając do wymarszu. Jednocześnie zebrano we wsi około trzydzieści koni z rynsztunkiem, które posłużyły do stworzenia kawalerii. I cóż się tedy okazuje? Jego partia zaledwie w mniejszej połowie słucha jego rozkazów!