Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Rojków dwóch

Tadeusz Późniak / Polityka
O zmieniającym się rynku letnich festiwali i swojej podwójnej roli jako organizatora takiej imprezy mówi dyrektor artystyczny startującego 5 sierpnia Off Festivalu.

Masz płyty, piosenki, zespół Myslovitz. Po co ci jeszcze festiwal?

Artur Rojek: - Jestem trochę niespokojny, ciągle szukam czegoś nowego – czasem dorzucam sobie sam coś, co potem muszę dźwigać. Tak było również z tym festiwalem. Wydawało mi się pobudzające to, że będę mógł przełożyć przyjemność, którą miałem z zarażania kogoś moją ulubioną muzyką gdzieś w samochodzie w drodze z jednego koncertu na drugi, na coś większego, czym jest festiwal muzyczny.

Budowanie własnego festiwalu to ogromna satysfakcja, ale też konfrontacja z rzeczywistością, bo to wcale nie takie proste.

Co masz na myśli?

- To zarażenie muzyką wiąże się z innymi, bardziej przyziemnymi rzeczami, takimi jak załatwianie pieniędzy, sponsorów, uzyskanie odpowiednich pozwoleń i tak dalej. Kiedy występujesz na scenie z zespołem, bierzesz na siebie tylko część odpowiedzialności za to, co się dzieje danego wieczoru. Dopiero gdy stanąłem po drugiej stronie i zorganizowałem cztery lata temu pierwszą edycję festiwalu, poczułem ten cały, wielki ciężar odpowiedzialności.

Co było dla ciebie inspiracją do organizacji festiwalu z muzyką alternatywną? Podróże koncertowe z Myslovitz po Europie, na inne festiwale?

- W zasadzie jeszcze zanim zacząłem jeździć z Myslovitz, widziałem, jak słabo w tej dziedzinie wygląda nasz rynek koncertowy i miałem pomysł, by organizować pojedyncze występy. Wtedy była luka na tym rynku. Ważniejsze było jednak przeświadczenie, że nie będę artystą do końca życia. Pamiętam taką sytuację, gdy byliśmy z Myslovitz w Irlandii i oglądaliśmy koncert Echo and the Bunnymen. Stałem z Przemkiem Myszorem [z grupy Myslovitz – przyp. red.] pod sceną i zadałem mu pytanie: „Chciałbyś w tym wieku dalej grać?

Reklama