Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Kto robi za Jacksona

Michael Jackson: twórczość pośmiertna

Michael Jackson: nagrania zza grobu Michael Jackson: nagrania zza grobu materiały prasowe
Pierwsza pośmiertna płyta Jacksona otwiera nowy rozdział w jego twórczości. Kto mu planuje artystyczne życie po życiu, kto wybiera za niego piosenki i kto je produkuje?
Wszystkie Michaele nasze są...materiały prasowe Wszystkie Michaele nasze są...

Dla jego kariery to był dobry ruch – skomentowało niegdyś śmierć Elvisa Presleya amerykańskie pismo satyryczne. Półtora roku po śmierci Michaela Jacksona mogliby napisać to samo. Gdy w ubiegłym roku muzyczny świat pogrążył się w żałobie, majątek wybitnego wokalisty i autora piosenek pogrążony był w wielomilionowych długach. Dziś jest jednym z najlepiej prosperujących biznesów w muzycznej rozrywce, z ponad miliardem dolarów wpływów od czasu tragicznego zgonu artysty.

„W sześć tygodni jako egzekutorzy jego testamentu zarobiliśmy dla majątku Jacksona 100 mln dol.” – chwalił się John Branca, prawnik artysty, któremu parę lat temu Jackson podziękował za współpracę, ale przyjął z powrotem na 10 dni przed śmiercią. Branca to bodaj najbardziej doświadczony człowiek w branży. Miał już nawet na koncie reprezentowanie zmarłej gwiazdy – właśnie Elvisa Presleya – więc trudno by go było ściągnąć do pracy w lepszym momencie. Tym bardziej że to on posiadał spisany siedem lat wcześniej testament Jacksona, w którym piosenkarz jako drugiego zarządcę majątku wytypował Johna McClaina, swojego przyjaciela z dzieciństwa, przez lata zajmującego dyrektorskie stołki w branży muzycznej.

Ojciec Jacksona nie został ujęty w ostatniej woli zmarłego. Matka dostała znaczną część pieniędzy i opiekę nad dziećmi, ale próbowała wywalczyć także udział w podejmowaniu decyzji artystycznych. Twarde zapisy w testamencie cementowały jednak rolę Branca i McClaina. Poza tym przez pierwsze miesiące spisali się wzorowo – zarabiali na gadżetach i na filmie powstałym ze zdjęć z przygotowań do londyńskiej serii koncertów Jacksona. Zgodnie, jak podkreślali, z wyrażoną na piśmie wolą artysty.

Wszyscy zdawali sobie sprawę, że problemy zaczną się dopiero wtedy, gdy trzeba będzie opublikować coś, czego Jackson przed śmiercią nie zaplanował, a z czego spadkobiercy artysty będą mogli żyć latami. Czyli kolejną płytę.

Co zrobili prawnicy?

Problemów z nowym wydawnictwem Jackson jeszcze za życia miał co niemiara. Po pierwsze, poprzeczka zawieszona była wyżej niż wcześniej, bo płyta „Invincible” z 2001 r. zbierała kiepskie recenzje i nawet przez fanów uznawana była za najgorszą w jego dorobku. Od jej wydania mijały lata, a artysta ciągle wynajdywał nowych współpracowników i nagrywał wersje demo kolejnych piosenek. Śmierć zastała go nie na końcu, ale w środku tego procesu.

Tu mamy problem numer dwa. Jackson trafił po raz pierwszy do studia nagraniowego w 1967 r. jako dziewięciolatek. Dokładnej liczby jego nieopublikowanych piosenek, szkiców, wersji demo i nienagranych kompozycji nie potrafi podać nikt.

Z najpoważniejszej pozycji o dyskografii Jacksona, książki „For The Record”, wynika, że na upublicznienie – po uprzednim dokończeniu – czekać może nawet około stu piosenek. Są utwory z sesji ze Steviem Wonderem – i napisane przez Wondera jeszcze dla rodzinnej grupy The Jackson 5. Jest „Eaten Alive” napisany przez Jacksona wspólnie z braćmi Gibb z Bee Gees (tę piosenkę nagrała potem Diana Ross), sporo nagrań niewykorzystanych przy pracy nad „Dangerous”, a wreszcie piosenki z epoki „Thrillera”, w tym trzy mityczne, niedokończone, nagrywane z Freddiem Mercurym. No i sesje zrealizowane w 2006 r. z will.i.am-em – bodaj najgłośniejszym spośród pracujących ostatnio z Jacksonem producentów, a przy tym jedynym, który ogłosił, że wydawanie piosenek, których artysta nie skończył, oznacza brak szacunku.

 

 

Ale will.i.am ma świetną pozycję w branży i nie potrzebuje łatwej gotówki, a spadkobiercy Jacksona – i owszem. Podpisali więc z firmą Sony siedmioletnią umowę na nowe albumy. Można się wśród nich spodziewać płyt z duetami i z niepublikowanymi starociami. „Uważamy, że przyszłość Jacksona jest nieograniczona” – stwierdził Branca, podpisując umowę. Album „Michael”, który ukazał się 13 grudnia, to dopiero początek realizacji tego kontraktu wszech czasów.

To również początek kontrowersji. Zapowiadający płytę „Hold My Hand” (duet z popularnym Akonem) już dwa lata temu wyciekł do Internetu. Will.i.am sugeruje, że doszło wtedy do nieporozumienia między Akonem a Jacksonem. Czy w tej sytuacji utwór w ogóle by się ukazał oficjalnie?

Co zrobili producenci?

Jeszcze więcej wątpliwości wzbudziły utwory z tajemniczych sesji w domu Eddiego Cascio, nieznanego szerzej producenta, u którego Jackson miał spędzić wiele tygodni, dogrywając partie wokalne do powstałych tam piosenek. Ale czy miał z nich powstać nowy album? Cascio twierdzi, że tak – materiał miał zostać ukończony podczas koncertów w Anglii. Ale już pierwszy upubliczniony utwór z jego sesji „Breaking News” wywołał kontrowersje – fani na forach utrzymywali, że to nie głos Jacksona! Głosy fanów wsparła rodzina – matka i siostra LaToya.

Żeby uciąć plotki raz na zawsze, firma Sony zorganizowała więc cykl konsultacji – najpierw doświadczeni współpracownicy artysty, a potem biegli muzykolodzy mieli orzec, czy nagrania są autentyczne. I jednogłośnie orzekli. A na końcu producent odpowiedzialny za ostateczny szlif nagrań u Eddiego Cascio, Teddy Riley, zadzwonił do amerykańskiego radia, by na antenie wyjaśnić, że między nim i niejakim JM (niewykluczone, że miał na myśli McClaina) doszło do nieporozumień artystycznych. I teraz ów JM rozpuszcza plotki o tym, że głos Jacksona w ostatecznej obróbce niektórych nagrań zamieniono na inny. „To kampania oszczerstw” – przekonywał. A komentując głosy rodziny, dodał jeszcze, że Jackson potrafił śpiewać głosem o zupełnie innej barwie. „Problem z jego nagraniami z ostatnich lat polega też na tym, że notował tylko pomysły, nagrywał z reguły tylko pierwszą zwrotkę i refren” – mówił producent.

Riley może sobie na dużo pozwolić. Ten utytułowany producent związany z rynkiem czarnej muzyki od lat to numer trzy wśród dzisiejszych reprezentantów Jacksona. Pracował z artystą wiele lat – od czasu płyty „Dangerous” – i jeśli ktoś zna prawdziwe artystyczne intencje autora „Thrillera”, to na pewno on. Nawet zarządcy majątku nie mogą się na niego obrażać. Za duże ryzyko, przecież każdy fragment studyjnego nagrania się liczy – producentów lepiej do siebie nie zrażać. Utworów może jest wiele, ale trzeba je dokończyć i strata choćby jednego oznacza krótsze życie po życiu legendy Jacksona, który ściga się o koronę króla popu z Presleyem także po śmierci – w zyskach za 2009 r. odniósł zwycięstwo.

Co by zrobił Michael Jackson?

Rzecz w tym, że jeśli Jackson dotąd nie wydał kolejnej płyty, to dlatego, że nie satysfakcjonowały go efekty. Poprzednio postawił na nową generację czarnoskórych producentów – Teddy’ego Rileya, Rodneya Jerkinsa i Babyface’a – ale ta zdążyła się już zestarzeć i dlatego szukał świeżych pomysłów gdzie indziej.

Jackson był wiodącym artystą muzyki pop czerpiącej z disco, soulu i R&B, ale przez ostatnie lata, gdy milczał, cały ten nurt się zmieniał i podbijał świat. W 2003 r. po raz pierwszy w historii pierwsza dziesiątka listy bestsellerów „Billboardu” składała się tylko z piosenek czarnoskórych wykonawców. Za sprawą nowych modnych producentów – Timbalanda, The Neptunes, Kanye Westa – wzorce tej muzyki rozprzestrzeniły się poza tradycyjne grono odbiorców. Z ich usług korzystali także biali artyści, tacy jak Madonna, Britney Spears czy Justin Timberlake.

Michael Jackson pokpił sprawę na początku dekady, nie zauważając idących zmian i odrzucając utwory, które zaproponowali mu wówczas młodzi The Neptunes. Za chwilę na tych piosenkach – pisanych z myślą o Jacksonie! – interes życia zrobił właśnie Justin Timberlake.

Wydany w zeszłym roku film „This Is It” pokazuje, jakim perfekcjonistą przywiązanym do najdrobniejszych detali był Jackson. Przypadek The Neptunes musiał go czegoś nauczyć, dlatego szukał nowych pomysłów i współpracowników. Po tym, co słychać na płycie „Michael”, można wyobrazić sobie, czym mogłaby być, gdyby jej autorem był Michael Jackson, a nie Branca, McClain i Riley. I dopiero wtedy pożałować, że umarł.

 

 

Przewodnik po „Michaelu”

Utwór po utworze analizujemy pierwszą pośmiertną płytę Michaela Jacksona.

Hold My Hand
Znany od dwóch lat (gdy pojawił się w Internecie) duet Jacksona z Akonem. Dzieło młodych producentów wyraźnie bliższe przesłodzonej melodyce Akona i zdominowane przez niego wokalnie. Na szczęście zupełnie niereprezentatywne dla płyty.

Hollywood Tonight
Ukończona przez Teddy’ego Rileya piosenka – jedna z tych, które powstawały u Eddiego Cascio – mogłaby z powodzeniem znaleźć się na płycie „Dangerous”. Ta dość przeciętna kompozycja ma charakterystyczną dla Jacksona niespokojną ścieżkę rytmiczną i emocjonalny tekst o młodocianej prostytutce z Hollywood.

(I Like) The Way You Love Me
Efekt pracy jednego z najciekawszych młodych producentów, którzy pojawiają się na tej płycie. Neff-U, wychowanek Dr. Dre, daje tu niezły pokaz tego, jak lekko ten album mógłby brzmieć, gdyby szedł w stronę soulu. Efekt psują trochę syntetyczne chórki i mocno przetwarzana linia wokalna, która jednoznacznie wskazuje na to, że partii wykonanych przez Jacksona nie było do dyspozycji wiele.

Keep Your Head Up
Kolejna z piosenek napisanych z Eddiem Cascio. Znów typowa dla Jacksona, z chwytliwym refrenem. I tu słychać studyjną edycję partii wokalnych, ale efekt jest i tak satysfakcjonujący.

Monster
Jedna z serii piosenek o wyraźnie autobiograficznym rysie, odnosząca się do reakcji na Jacksona w trakcie jego procesu o molestowanie nieletnich. Gościnnie pojawia się tu 50Cent, a całość robi wrażenie jednej z najpełniejszych, najbardziej kompletnych nowych piosenek MJ.

Best of Joy
Drugi utwór wyprodukowany przez Neff-U. Nowa piosenka, która mogła trafić również na jedną ze starszych płyt.

Breaking News
To utwór, który wzbudził podejrzenia co do prawdziwości linii wokalnych. Słychać tu przede wszystkim to, że zostały dość głęboko przetworzone. „Każdy chciałby fragment Michaela Jacksona” – śpiewa autor w wyjątkowo autotematycznym tekście. Święte słowa, choć wątpliwe, by bohater chciał, by zabrzmiały w takim kontekście.

(I Can’t Make It) Another Day
Duet z Lennym Kravitzem, który nie wszedł na płytę „Invincible”. Praca nad tą piosenką jest dobrze udokumentowana, ale skoro wtedy nie weszła, najprawdopodobniej nie udałoby się i teraz.

Behind the Mask
Jeden ze słynniejszych nigdy niewydanych utworów Jacksona. Kompozycja japońskiej grupy Yellow Magic Orchestra wypatrzona jeszcze przez Quincy Jonesa, producenta „Thrillera”. Wtedy na przeszkodzie przed jej opublikowaniem stanęły względy prawne. Gdyby dziś utwór ukończył sam Jackson, pewnie uniknąłby trącącej myszką partii saksofonu i uchronił utwór przed przeprodukowaniem.

Much Too Soon
Klasyczna ballada z orkiestrowym tłem pochodząca również jeszcze z okresu płyty „Thriller”. Bez większych przeróbek mogłaby trafić na dowolną z najlepszych płyt Jacksona, ale czy wtedy tak mocno i wieloznacznie zabrzmiałyby słowa „Czuję, że zbyt wcześnie odebrałem moją lekcję”?

Polityka 51.2010 (2787) z dnia 18.12.2010; Kultura; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Kto robi za Jacksona"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną