W najobszerniejszym komentarzu do własnej twórczości, w książce „Przygotowanie do wieczoru autorskiego”, Tadeusz Różewicz z wdzięcznością i wzruszeniem wspomina Leopolda Staffa, nazywając go Starym Poetą. Stary Poeta – wie więcej, dane mu było doświadczenie długiego życia, posiadł cnotę umiaru i przywilej prawdziwej mądrości. Później ta godność przypadła Iwaszkiewiczowi, potem – sprawował ją Miłosz. Dobiegającemu dziewięćdziesiątki Różewiczowi dane było, jak Staffowi, doświadczenie kilku epok. Jego koncepcja artystyczna, oparta od początku na minimalizmie i prostocie, zmieniała się mniej.
CZYTAJ TAKŻE: Tadeusz Różewicz. Słowo o Mistrzu
Poezja Tadeusza Różewicza – to poezja szoku i bólu. Weszła ona tak głęboko w krwiobieg polskiego myślenia, że jej wpływu nie da się pokazać w pełni, tropiąc prace krytyczne, komentarze i deklaracje wprost. Różewicz jest niemal oczywisty. Jego wiersze muszą pojawiać się w szkolnych podręcznikach i antologiach. Czy jednak można wyobrazić sobie nauczyciela z „Ferdydurke” Gombrowicza, który usiłuje zmusić ucznia, by wyznał, że Różewicz wzbudza w nim miłość i zachwyt? Nie. Różewicz nie jest do kochania i odkrywania nieśmiertelnego piękna. Zamiast zachwytu – aplikuje gorzkie lekarstwo na naiwność, na mit łatwego humanizmu i na optymizm co do natury człowieka. I nie tylko człowieka: jego poezja każe człowiekowi spoglądać w puste niebiosa, bez nadziei na zbawienie i „inne życie”.