Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Mięsny jeż, mięsny jeż, też się ciesz

Z czego śmieją się Polacy na YouTube

Henio, bohater polsatowskich „Pamiętników z wakacji”, fan mięsnego jeża. Henio, bohater polsatowskich „Pamiętników z wakacji”, fan mięsnego jeża. AN
Aby odpowiedzieć na pytanie, z czego dziś śmieją się Polacy, trzeba najpierw ustalić, czy chodzi o Polaka w kinie, czy o Polaka internautę.
Proszę Państwa, oto jeż, mięsny jeż.AN Proszę Państwa, oto jeż, mięsny jeż.
Pan „Trololo”AN Pan „Trololo”
Maciej Stuhr vs „Sala samobójców”ITI Cinema/materiały prasowe Maciej Stuhr vs „Sala samobójców”
Gorzki humor w stylu Sarkazmer.plsarkazmer.pl/materiały prasowe Gorzki humor w stylu Sarkazmer.pl

Pomstujemy na coraz prymitywniejsze komedie rodzimej produkcji, gdy tymczasem nasza kultura śmiechu przenosi się do Internetu i tu buduje swój najważniejszy przyczółek. Ostatnio dużą karierę robi motyw mięsnego jeża. Filmik „Mięsny jeż” pochodzi z wyprodukowanej dla Polsatu serii „Pamiętniki z wakacji”, która trafiła do YouTube.

Scenka zrobiona w konwencji amatorskiego wideo pokazuje grono znajomych, którym jedna z bohaterek serwuje swoją kulinarną specjalność – mięsnego jeża właśnie. Jest to talerz różnych tłustych, mało smakowicie wyglądających rozmaitości (parówki, wędliny etc.), uczestnicy kolacji wypowiadają się na temat dania, a Heniek śpiewa piosenkę „Mięsny jeż, mięsny jeż, ty go zjesz”. Natomiast na stronie memy.pl są na przykład fotki Bogusława Lindy z napisem „ja wam k...a dam mięsnego jeża!” albo Donalda Tuska z apelem: „Zwiększyć podatek na parówki – nie będzie plebs jadał mięsnego jeża”.

W efekcie także w codziennych rozmowach jeż stał się synonimem czegoś, czego nie da się zjeść, a piosenka „Mięsny jeż” wykonywana jest chóralnie na młodzieżowych prywatkach, przerabiana, miksowana itd. Pomysł ma już swoją mutację – w postaci mięsnego żółwia.

W serwisach społecznościowych, na wyspecjalizowanych stronach z dowcipami, a zwłaszcza na YouTube mamy niebywały wysyp śmiesznych filmików, parodii, trawestacji, piosenek do śmiechu, rysunków i anegdot. Charakter i poziom tych żartów bywa różny, ale interesujące, że w wielu z nich nie brakuje ironii oraz dystansu do formy, co świadczyłoby o wyrafinowaniu ich twórców i sporym wyczuciu konwencji.

Do rozśmieszania znajomych i całej szerokiej publiczności internetowej używa się twórczości profesjonalistów (na przykład znanych rysowników, satyryków, aktorów, reżyserów) albo tworzy odpowiednie przekazy samodzielnie. Czasem wystarczy wrzucić do sieci znaleziony gdzieś produkt gotowy, a czasem trzeba popracować nad surowcem, na przykład fragmentem filmu albo teledyskiem.

Kariera Hitlera

Od kilku lat utalentowani satyrycznie internauci wykorzystują sceny z niemieckiego filmu „Upadek” o ostatnich dniach Hitlera w taki sposób, że oryginalną ścieżkę dźwiękową opatrują polskimi napisami. Są też wersje w języku angielskim, hiszpańskim, czeskim. Widzimy zatem, co się dzieje, kiedy Hitler dowiaduje się o obowiązkowej maturze z matmy albo kiedy gubią się kluczyki do czołgu i przez to nie można dostać się do sklepu monopolowego. Można również obejrzeć filmiki z Hitlerem, w których on i jego otoczenie zastanawiają się, jak reagować na protesty przeciw podpisaniu ACTA, albo kiedy dowiadują się, że hymn na Euro 2012 ma śpiewać Misiek Koterski.

Hitler w roli premiera Tuska to satyra iście ekstremalna, która jednak pokazuje, że z postaci wodza III Rzeszy zostało zdjęte tabu i można tę postać wykorzystywać w najróżniejszych kontekstach komediowo-satyrycznych.

„Upadek” okazał się nad podziw poręczną matrycą do przeróbek. Być może jakąś inspiracją był angielski komediowy serial „Allo, allo” z wojną i niemiecką armią jako wehikułem gagów, aczkolwiek wiele wskazuje na to, że wybór internautów podyktowany był swoistym dramatyzmem wykorzystanych scen i łatwą do sparodiowania ekspresją aktora odgrywającego Hitlera. Poza tym najchętniej brano na warsztat scenę, w której zdenerwowany Hitler każe wyjść części oficerów oprócz trzech najbardziej zaufanych, co świetnie nadawało się do parodystycznego odtworzenia kulisów polityki.

Jednym z najczęściej wyświetlanych na YouTube śmiesznych teledysków był umieszczony w sieci cztery lata temu film z piosenką „Jożin z bażin” czeskiego zespołu Banjo Band Ivana Mladka z 1977 r., ale przebił go do dziś najchętniej oglądany teledysk „Trololo” (do końca marca tego roku prawie 13 mln wejść). Pojawił się w Internecie jakieś dwa lata temu, najpierw w Rosji, a potem zaczęli odkrywać go internauci z innych krajów i w konsekwencji trafił do odbiorców polskich.

Utwór zatytułowany w oryginale „Cieszę się, bo wracam do domu” jest rozbudowaną wokalizą i pochodzi z 1976 r., a wykonuje go Ludowy Artysta ZSRR Eduard Hill. Uwagę zwraca połączenie osobliwej choreografii (artysta cały czas „chodzi” w miejscu, teatralnie gestykuluje, zalotnie przewraca oczami) z operowym sposobem śpiewania. Efekt komediowy wywołuje jednak przede wszystkim cała ta ekspresja odbierana w kontekście współczesnym, zderzona z tym, „co się nosi” aktualnie, dzięki czemu przekaz zadziałał jak typowy mem internetowy (patrz ramka).

Podobnie jak z „Jożinem” i „Trololo” dzieje się z prawie wszystkimi innymi utworami muzycznym, fragmentami filmów czy nawet spotami reklamowymi z przeszłości, w czym przejawiała się u nas moda na PRL (vide: fragmenty „Stawki większej niż życie” czy „Czterech pancernych” przerabiane na rodzaj skeczy).

Internauci są wyczuleni na sytuację bieżącą. Zawsze byli skłonni drwić z polityków (zwłaszcza tych rządzących) i wiadomo, że przez długie lata globalnym bohaterem szyderczych żartów był George W. Bush, teraz kpi się z Putina, w Polsce ostatnio polityków PiS detronizuje w tej roli premier Tusk. Okazuje się jednak, że nawet urzędujący premier może nie sprostać konkurencji ze strony… Krzysztofa Rutkowskiego. Słynnego detektywa już teraz nazywa się następcą Chucka Norrisa.

Recykling pokultury

Osobny gatunek internetowej twórczości komediowej stanowią teledyski z piosenkami w obcych językach, w których umieszcza się napisy z fałszywym, ale za to śmiesznym tłumaczeniem ścieżki dźwiękowej. Jednym z pierwszych tego typu teledysków był prawdziwy przebój YouTube (prawie półtora miliona wejść do końca marca br.) – „Kaka Demona”, parodia piosenki „Decade of Therion” zespołu Behemoth. Wokal Nergala oparty na technice growlu (przypomina to bardziej charkot niż śpiew) wyklucza czytelną artykulację, więc nawet gdyby utwór był śpiewany po polsku, niewiele można by było zrozumieć. Dało to pole do popisu autorom parodii, którzy na podstawie wymyślonego przez siebie, absurdalnego tekstu stworzyli nowy teledysk, zaś apokaliptyczny utwór Behemotha zaczyna się od frazy „Łyżwiarz wie, że kotek odkopał prezent” i otwiera dadaistyczną kawalkadę słów i obrazków zestawionych w absurdalną mozaikę.

Wedle podobnych zasad dokonano przeróbki piosenki „Opa Opa” greckiego duetu Antique. Oto fragment polskiego tekstu: „Na zawodach się wylegam a Jasiu/po co my byli goni Mati Jasiu…/letko se po twarzy se trafili/chcę zupę, telefon a to figi/sumo Stasiu/bij go Stasiu/wierna PiS’u, hej Miki tak roztasuj/Stasiu, bij go Stasiu/twe lokaty nasze portki stare Jasiu (…) odda odda odda odda/szara morda zniszczył klopa” i dalej w tym stylu. Towarzyszą temu między innymi zdjęcia krwawych walk bokserskich, zawodów sumo i manifestacji fanów PiS.

Wszystkie tego typu przeróbki mają właściwie charakter swoistego recyklingu, ponieważ za każdym razem korzysta się z jakiegoś surowca wtórnego. Mogą to być stare filmy, przebrzmiałe szlagiery muzyczne, a nawet materiały z całkiem niedawnej przeszłości. O tym, co takim surowcem się staje, decyduje jego potencjał śmiechu. Im bardziej dziwaczne, niezrozumiałe, egzotyczne albo wedle miar aktualnych obciachowe, tym lepiej.

Zdarza się, że zabieg ma na celu ośmieszenie lub wyszydzenie nielubianego stylu, zjawiska czy postaci (vide: przeróbki fragmentów „Familiady” ze słynnymi anegdotami Karola Strasburgera albo – w globalnym obiegu – wyszydzanie „brojlera światowego show bizu Justina Biebera), ale o wiele częściej chodzi o efekt groteski lub absurdu.

Można odnieść wrażenie, że cały rezerwuar popkultury służy jako potencjalny materiał do gry konwencjami, podważania lub unieważniania pierwotnego sensu. Może dlatego, że technika recyklingu jako względnie prosta szybko się upowszechniła i została przyswojona przez młodych, ale niezbyt lotnych gimnazjalistów oraz autorów o wrażliwości pijanego kibica. Z tych zapewne powodów uwaga bardziej wymagających użytkowników sieci przenosi się na strony takie jak Sarkazmer czy Demotywatory.

Z Demotywatorów można się dowiedzieć, że wedle jednej z zasad filmów i seriali „z siatki na zakupy zawsze wystaje por lub bagietka” albo że nigdy nie należy oglądać się za siebie, bo „gdyby Kopciuszek wróciła się po pantofelka zgubionego za schodach, nigdy nie zostałaby księżniczką”. Są oczywiście zabawne anegdoty, śmieszne filmy, kpiny z reklam i z telewizji. Można wnosić, że strona adresowana jest do ludzi młodych, wielkomiejskich, wykształconych lub do odpowiedniego wykształcenia aspirujących.

Podobnie Sarkazmer, w którym zasadą rządzącą zamieszczanymi memami jest ironia. Zdarza się, że nawet wykraczająca poza poprawność polityczną jak w przypadku rysunku, na którym mamy obrazek sukienki i spódnicy, co okazuje się „uniwersalnym testem sprawdzającym umiejętność odróżniania: sukienki od spódnicy (dla mężczyzn); strony prawej od lewej (dla kobiet)”.

Internet (co nie wydaje się niespodzianką) zaczęli nagminnie wykorzystywać kabareciarze. Mamy więc całe serie skeczy, przeważnie już znanych z telewizji i przeważnie dość żenujących. Na tle tej działalności wyróżniają się niektóre oryginalne, przeznaczone specjalnie do odbioru via Internet pomysły estradowych profesjonalistów. Na przykład Macieja Stuhra. Polecamy dostępne na YouTube filmiki z cyklu Orły 2012: „Maciej Stuhr vs Sala samobójców” i „Maciej Stuhr i szalony sen Roberta Więckiewicza”. Istotą obu jest pomysłowy montaż, więc nie warto zdradzać akcji i treści, żeby nie zepsuć efektu zaskoczenia.

Swoją internetową publiczność ma także Tymon Tymański w roli szydercy w audycji „Ranne kakao” emitowanej w radiu Roxy. Na potrzeby Internetu wybrane występy Tymona mają postać satyrycznego show i trzeba od razu powiedzieć, że jest to satyra typu „jazda po bandzie”. Nad obiektami swojego zainteresowania gdański muzyk nie ma litości, o czym można się przekonać słuchając Tymonowych piosenek o Zbigniewie Hołdysie, Grzegorzu Skawińskim czy Muńku Staszczyku.

Sitcom czy groteska?

Kiedy porównujemy repertuar polskich komedii z ostatnich sezonów z tym, na co można trafić w Internecie, największą różnicą okazuje się ta, jaka zachodzi między sitcomem a groteską. W sitcomie, jak wiadomo, liczą się głównie gagi i aktorska klaunada, podczas gdy groteska, zwłaszcza w swojej współczesnej postaci, zmierza ku poetyce absurdu. To w sieci mamy tak dużo zabaw z obciachem, czyli z czymś kompromitującym, niestosownym, a groteska, jak wiadomo, najczęściej wykorzystuje efekt niestosownego zestawienia.

Komedie kinowe w rodzaju „Kac Wawa” chcą być proste i dosadne, co daje zwykle rezultat humoru koszarowego. Internet, który najpierw został opanowany przez młode pokolenie, pokazuje, że owa prostota i dosadność są przez młodych pojmowane właśnie w kategorii obciachu i bywają najczęściej materiałem do przeróbki. Cała konwencjonalna popkultura, łącznie z tym, co pokazuje się w celach rozrywkowych w telewizji, służy za rezerwuar cytatów, ironicznie potraktowany układ odniesienia albo synonim przeszłości, nieaktualności. Do tego dochodzi przekonanie, że rozrywkowa konfekcja rzucana na rynek masowy to towar dla buraków, a więc coś, czym winno się gardzić.

Nasza kinowa oferta komediowa, tak jak rozrywkowy repertuar telewizyjny, wciąż funkcjonuje wedle starych reguł kultury masowej w jej modelu amerykańskim sprzed pół wieku, którym rządziła zasada najniższego wspólnego mianownika, czyli to, co się pokazuje, ma być zrozumiałe dla najgłupszego odbiorcy. Natomiast internetowa kultura śmiechu nie jest masowa, ale różnorodna, wielośrodowiskowa i ma już za sobą doświadczenia z estetyką postmodernistyczną z całą jej grą konwencjami, cytatologią, unieważnianiem pierwotnych znaczeń cytowanych tekstów i podobnymi zabiegami. Nic nowego? A może nowa jest nasza dzisiejsza sytuacja, która ciągle podpowiada, że nowe już było?

Mem jak wirus

Mem internetowy – porcja informacji o niezidentyfikowanym zwykle pochodzeniu rozprzestrzeniająca się po sieci niczym wirus; w trakcie rozprzestrzeniania się pierwotna informacja może ulegać modyfikacjom wprowadzanym przez kolejnych użytkowników. Najważniejszą cechą memu jest jego zaraźliwość i pewnie dlatego potocznie memem nazywa się dziś niemal każdy krążący po Internecie przekaz z kategorii „śmieszne” – śmiech, jak wiadomo, bywa zaraźliwy. Tak rozumiane memy stanowią prawdopodobnie najpopularniejszą formę twórczości własnej internautów, obok blogów i fotografii.

Polityka 14.2012 (2853) z dnia 04.04.2012; Kultura; s. 104
Oryginalny tytuł tekstu: "Mięsny jeż, mięsny jeż, też się ciesz"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną