Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Hamletyzowanie po polsku

Poczet Hamletów polskich

Najnowsze wcielenie Borysa Szyca – Hamlet w Teatrze Współczesnym Najnowsze wcielenie Borysa Szyca – Hamlet w Teatrze Współczesnym Magda Hueckel, Tomasz Śliwiński
Każda epoka ma swojego Hamleta. W najnowszej premierze w warszawskim Teatrze Współczesnym duński książę będzie miał twarz Borysa Szyca. Przypomnijmy tych, którzy wcześniej mówili „Być albo nie być”, i różne czasy, w których padało to pytanie.
O Gustawie Holoubku w roli Hamleta krytycy pisali, że stoi obok postaci i jest od niej mądrzejszy, co w tym wypadku nie było komplementem.EAST NEWS O Gustawie Holoubku w roli Hamleta krytycy pisali, że stoi obok postaci i jest od niej mądrzejszy, co w tym wypadku nie było komplementem.
Hamletowi granemu przez Mariusza Czarnika (na zdj.) reżyser dał do ręki książeczkę do nabożeństwa, z której odczytywał Poloniuszowi „Ojcze nasz”.Piotr Małecki/Forum Hamletowi granemu przez Mariusza Czarnika (na zdj.) reżyser dał do ręki książeczkę do nabożeństwa, z której odczytywał Poloniuszowi „Ojcze nasz”.

Nowy „Hamlet” pojawił się też ostatnio w teatrze Polskiego Radia, gdzie mówi głosem innego popularnego aktora, Marcina Hycnara. Dwa lata temu w spektaklu dyplomowym Wydziału Aktorskiego PWST w Krakowie Hamleta zagrał początkujący wówczas, dziś już dobrze znany (chociażby z filmu „Sala samobójców”) Jakub Gierszał, z szansami na aktora pokoleniowego.

Mamy zatem nowy sezon na Hamleta, czego dowodem był również niedawny zjazd w Gdańsku odtwórców tej wyjątkowej roli. Pomysłodawca zlotu Andrzej Wajda z tragicznym bohaterem spotykał się wielokrotnie. Po raz pierwszy w 1960 r. w gdańskim Teatrze Wybrzeże, kiedy to Hamleta odtwarzał Edmund Fetting, który zagrał zupełnie inaczej, niż nakazywała nasza tradycja teatralna. „Widziałem już Hamletów przeintelektualizowanych, poetyckich i neurastenicznych – zachwycał się krytyk Konrad Eberhardt – nie widziałem jeszcze Hamleta okrutnego”. W pamiętnym 1981 r. Hamletem u Wajdy został Jerzy Stuhr, wtedy aktor zdobywający ważną pozycję, po kilku rolach filmowych, m.in. w „Wodzireju”. W 1992 r. mistrz w głównej roli obsadził Teresę Budzisz-Krzyżanowską.

Na gdański zjazd przybyło ponad 30 współczesnych Hamletów, w tym m.in. Mirosław Baka, Krzysztof Tyniec, Mariusz Bonaszewski, Krzysztof Gordon oraz Paulina Chruściel. Hamletów mamy zresztą w Polsce więcej, nie wszyscy mogli przybyć, nie wszyscy też chyba zostali zaproszeni. Tuż po zlocie list otwarty do Wajdy napisał pominięty Stanisław Brejdygant, przypominając, że zagrał Hamleta w 1960 r. w teatrze koszalińskim, mając zaledwie 23 lata, a Jan Kott napisał o nim w pochlebnej recenzji „Hamlet prywatny”.

Tylko oczami wyobraźni zobaczyć można zjazd wszystkich polskich Hamletów, ale musiałoby to być spotkanie z duchami, co wszakże mieści się doskonale w szekspirowskiej poetyce.

Nasz narodowy bohater

Jarosław Iwaszkiewicz zanotował w miesięczniku „Twórczość” w 1974 r.: „Czy królewicz duński jest naszym narodowym bohaterem? Widocznie tak, skoro raz po raz otrzymujemy tak wspaniałe kreacje aktorskie oparte na nieśmiertelnym dziele Williama Szekspira… Zastanawiające jest to pokrewieństwo młodych partyzantów, kontestatorów, niewydarzonych światoburców z Szekspirowskim bohaterem. Zastanawiające i budzące niepokój. Pókiż będą nam braćmi ci »niepogodzeni«, nie mogący sobie znaleźć miejsca w świecie, wiecznie musujący wewnętrznym fermentem, dla których cała Dania jest więzieniem, ci, którzy się zastanawiają »być czy też nie być«?”. Wielki pisarz miał na myśli najnowsze inscenizacje szekspirowskiego arcydramatu, ale zapewne widział przynajmniej kilka głośnych powojennych inscenizacji.

Do legendy przeszedł „Hamlet” wystawiony w 1956 r. w krakowskim Starym Teatrze z Leszkiem Herdegenem w roli tytułowej. Jan Kott, jeden z najwybitniejszych znawców twórczości Szekspira, napisał entuzjastyczną recenzję zatytułowaną „Hamlet po XX Zjeździe”. (Informacja dla młodszych czytelników: chodziło o zjazd radzieckiej partii komunistycznej, na którym potępiono zbrodnie Stalina). Spektakl trwał trzy godziny, tylko trzy godziny, można by dodać, bo wcześniejsze wystawienia trwały znacznie dłużej, i był w całości dramatem politycznym. „Dania jest więzieniem”, w którym wszyscy są śledzeni i śledzą się nawzajem. Hamlet chowa się za maską szaleństwa, by dokonać zamachu stanu. Jest obłąkany, ponieważ polityka pozbawiona uczuć staje się czystym szaleństwem.

Herdegen, aktor i poeta, zagrał chłopaka zarażonego polityką, pozbawionego złudzeń, namiętnego i brutalnego. Ma wyraźny cel, który uświęca środki, dlatego nie przeżywa wątpliwości moralnych.

„Leszek Herdegen ma autentyczną świeżość gestów i wynurzeń. Nic z teatralnej rutyny. Jest zbuntowany jak młodzi chłopcy z »Po prostu«, ale jednocześnie ma w sobie coś z wdzięku Gerarda Philippe’a. Ma niewygaszoną pasję. Jest chwilami dziecinny w swojej gwałtowności. Jest niewątpliwie prymitywniejszy od wszystkich dawnych Hamletów. Jest cały w działaniu, nie w refleksji. Jest wściekły. To młody skandalista, który się upaja własnym oburzeniem. Ale odzyskał zdolność do czynu. To Hamlet po XX Zjeździe. Jeden z wielu” – podsumowywał Jan Kott w „Przeglądzie Kulturalnym”.

Z legendą krakowskiego Hamleta musieli się zmierzyć kolejni wykonawcy tej roli. Adam Hanuszkiewicz w 1959 r. w warszawskim Teatrze Powszechnym, Gustaw Holoubek w Teatrze Dramatycznym w 1962 r. W zachowanych recenzjach z tamtych czasów nie ma jednak wielkich zachwytów. Nawet o Holoubku, który po przyjeździe z Katowic czarował Warszawę jedną rolą po drugiej, pisano, że stoi obok postaci i jest mądrzejszy od Hamleta, co w tym wypadku nie było komplementem. Wielki aktor do tej akurat sztuki Szekspira jakoś nie miał szczęścia, co się jeszcze okaże później.

Student z Elsynoru

Na kolejnego znaczącego polskiego Hamleta trzeba było poczekać do 1970 r. Musiał pojawić się aktor pokoleniowy, już popularny, ale jeszcze młody. Był nim wówczas 25-letni Daniel Olbrychski, mający tyle samo lat co Hamlet, jak przekonywali znawcy twórczości Szekspira, zarazem rówieśnik Polski powojennej.

Aktor miał już za sobą znaczące role w filmach Wajdy, w „Popiołach”, ale też we „Wszystko na sprzedaż”, gdzie grał samego siebie, wyznaczanego na następcę tragicznie zmarłego kultowego aktora, w domyśle – Zbigniewa Cybulskiego. Od Wajdy trafił w ręce Adama Hanuszkiewicza, dyrektora i głównego reżysera Teatru Narodowego, który ściągał do siebie najzdolniejszych aktorów kolejnych roczników.

Olbrychski dał Hamletowi samego siebie: swoją wrażliwość, nerwowość, spontaniczność. W czarnej skórzanej kurtce przypominał rówieśników, których można było spotkać nieopodal, na Krakowskim Przedmieściu. Także studentów pałowanych podczas demonstracji w marcu 1968 r. Sam aktor tak mówił o koncepcji roli: „publiczność i ja sam chcemy oglądać w teatrze Hamleta młodego. Myślę, że obecnie gdyby te same słowa wypowiadał ktoś starszy, dojrzalszy, brzmiałyby może już nie tak serio, na miarę naszej epoki”. I dalej: „Hamlet wcale nie jest tym najmądrzejszym, jest to tylko po prostu bardzo wrażliwy, bardzo inteligentny młody człowiek”.

Krzysztof Teodor Toeplitz zwracał w „Kulturze” uwagę, że Hamlet jest przede wszystkim studentem: „Hamlet, do którego przywykliśmy, był przede wszystkim refleksyjnym myślicielem, a studentem tylko przy okazji. Hamlet, którego gra Olbrychski, jest studentem przede wszystkim, a osobliwa i ponura sytuacja, jaką zastał w domu, zmusza go do refleksji… Fascynującą stroną tej kreacji jest właśnie to, że w trakcie dramatu oglądamy, jak warunki i wyzwania losu zmuszają tego Hamleta, aby stawał się myślicielem”.

Dziś trudno sobie wyobrazić, że kiedyś prawdziwym idolem pokolenia mógł być odtwórca roli Hamleta. Do Narodowego trudno było dostać bilety, i to przez kilka następnych sezonów, a po spektaklu przed wyjściem czekały na aktorów tłumy wielbicieli. Olbrychski zagrał w przyszłości jeszcze wiele teatralnych ról, także w Narodowym, ale dla pokolenia, którego doświadczeniem konstytuującym był Marzec ’68 r., zawsze pozostanie w pamięci tym zbuntowanym studentem z Elsynoru, który mówił w podłych czasach – być, za wszelką cenę być.

W 1974 r. pokazał się jeszcze jeden Hamlet, tym razem telewizyjny. Gustaw Holoubek w głównej roli obsadził Jana Englerta, aktora, podobnie jak Olbrychski, modnego i cenionego, pokazującego się w teatrze, ale też na dużym i małym ekranie. Był m.in. powstańcem śląskim w filmie Kazimierza Kutza i jednym z Kolumbów w głośnym serialu nakręconym według książki Romana Bratnego. Andrzej Szczypiorski zachwycał się w POLITYCE, pisząc, że Hamlet Englerta to człowiek czynu, „świadomy, konsekwentny, zmierzający do celu uparcie”. Jest graczem, który tylko udaje obłęd, tragicznie świadomy kosztów decyzji, które podejmuje. Bardziej powściągliwy był Antoni Słonimski w „Tygodniku Powszechnym”, zgłaszający pretensje do reżysera Holoubka za uwspółcześnienia, a zwłaszcza za jedno słowo „skurwysyn”, którego przecież w przekładzie Paszkowskiego nie było. Ciekawe, jak poczułby się Słonimski w naszym współczesnym teatrze.

Być, a może nie być

Pod koniec gierkowskiej dekady Holoubek jeszcze raz wystawił „Hamleta”, w Teatrze Dramatycznym. Księciem duńskim był Piotr Fronczewski, aktor uznawany i rozrywany, występujący na scenie, na ekranie i w słynnym telewizyjnym kabarecie Olgi Lipińskiej. Pojawiający się wtedy na łamach POLITYKI krytyk Jan Koniecpolski (pod którym to pseudonimem ukrywał się znany dzisiaj dramaturg, a obecnie także dyrektor Teatru na Woli Tadeusz Słobodzianek) spektakl okrutnie zjechał w artykule pod wymownym tytułem „Hamleś”. Jak koleś, postać mało skomplikowana: „wiadomo, że być należy za wszelką cenę”. Wykonawcy głównej roli też się dostało: „Hamlet Piotra Fronczewskiego na temat czasów, w jakich żyjemy, ma do powiedzenia bardzo niewiele. Prawie nic”.

Tak czy inaczej, Holoubek, którego ambicje reżyserskie i dyrektorskie były wówczas ogromne, musiał zmierzyć się z wyzwaniem, jak niemal wszyscy najwięksi twórcy w historii teatru. Nigdy nie dowiemy się, kim byłby Hamlet Konrada Swinarskiego, jednego z najwybitniejszych reżyserów teatralnych powojennej Polski. Swinarski zginął w katastrofie samolotowej w 1975 r. Na podstawie (drukowanych m.in. w miesięczniku „Dialog”) rozmów z artystami zaangażowanymi w ów projekt można było mniemać, że Swinarski przygotowywał Hamleta, mającego trudniejszych niż zazwyczaj oponentów, np. Klaudiusza, człowieka tej samej co on formacji umysłowej. Głównym tematem sztuki stawałby się w takim ujęciu konflikt racji historycznych i etycznych. Do głównej roli został wybrany Jerzy Radziwiłowicz, który dwa lata później zagrał „Człowieka z marmuru”. Ciekawa zamiana ról.

Nie zdążył też z premierą (już w naszych czasach) inny wybitny twórca – Kazimierz Dejmek. W tym wypadku próby w łódzkim Teatrze Nowym zaszły już tak daleko, że kontynuacji podjął się Maciej Prus, doprowadzając jednak spektakl tylko do sceny, którą zdążył jeszcze zarysować Dejmek. W łódzkim spektaklu Dania była teatrem, do którego wkraczała polityka, a o tych niebezpiecznych związkach reżyser wiedział naprawdę dużo.

Hamleta w 2003 r. zagrał Oskar Hamerski, który – jak potem wyznawał w wywiadzie – nie zdążył się porozumieć z reżyserem w kwestii, kogo mianowicie odtwarza. Niemniej był to już Hamlet naszych czasów, mniej gniewny niż jego poprzednicy, bardziej refleksyjny, chwiejny, który oczywiście mówi „być”, ale kiedy indziej zastanawia się, „a może jednak nie być”. W każdym razie Hamlet Hamerskiego bez problemu dogadałby się w pubie przy piwie z innymi Hamletami pierwszej dekady nowego wieku.

Jak choćby z telewizyjnym Hamletem, którego w 2004 r. pokazał reżyser filmowy, 29-letni wtedy Łukasz Barczyk. Grający księcia Michał Czernecki, ubrany w skórzaną kurtkę, wyglądał jak przeciętny chłopiec z ulicy. Kiedy już w prologu wygłaszał monolog „Być albo nie być”, przypominał amatora, który zgłosił się do castingu. Mówił szybko i niestarannie, jakby zażenowany, że każą mu powtarzać takie komunały. To Hamlet wycofany, który woli raczej nie być, niż być za wszelką cenę. Jeden z przedstawicieli tych pokoleń, które socjologowie oznaczają kolejnymi literami alfabetu.

Tylko litera H

Borys Szyc nie ma łatwego zadania. Na scenie Teatru Współczesnego (premiera 1 czerwca) musi zmierzyć się nie tylko z trudnym zadaniem aktorskim, ale też z własnym wizerunkiem spopularyzowanym przez kolorowe magazyny, plotkarskie portale i kiepskie filmy. Ale to ten sam Szyc, który zagrał z powodzeniem dresiarza w filmie „Wojna polsko-ruska” i Józefa K. na macierzystej scenie. Z pewnością będzie też porównywany z najgłośniejszymi Hamletami ostatnich lat.

Pierwszym ważnym Hamletem na nowe tysiąclecie był Jacek Poniedziałek w spektaklu wyreżyserowanym w Rozmaitościach przez jednego z najwybitniejszych naszych reżyserów współczesnych – Krzysztofa Warlikowskiego. Jak pisali krytycy, w tym spektaklu nie tylko reszta jest milczeniem. Wszystko jest milczeniem. Hamlet był słaby, zagubiony w swoim świecie ciemnych instynktów i pragnień. Rozczarowany rzeczywistością, w której przyszło mu żyć. W jednej z kulminacyjnych scen pokazywał się nago, na co publiczność – mimo że to zaledwie 12 lat temu – reagowała zażenowaniem, a czasem też głupimi okrzykami „Załóż majtki”. Z czasem z nagością, nie tylko Hamleta, musiała się oswoić.

Ostatni głośny Hamlet nie był pełnowymiarowy, w przedstawieniu granym w Stoczni Gdańskiej została mu z imienia tylko litera H. Niepokorny reżyser Jan Klata nie ukrywał, że chce „przywalić” establishmentowi. Jak mówił w jednym z wywiadów: „W naszym Elsynorze jest już wolność, ale robi się z niej zły użytek. To jest też opowieść o tym, jak się dorasta do tego, żeby pięknie zginąć. Hamlet nie ma żadnych szans, żeby wygrać, ale Duch Ojca żąda od niego zemsty. Każdy Polak ma swojego ducha, który mu się pojawia i każe walczyć w przegranych sprawach do końca…”.

Jak pisał Kott, niezmiernie istotne jest, co czyta Hamlet, po lekturze możemy dowiedzieć się, kim jest. (U Szekspira były to ponoć „Próby” Montaigne’a). Hamletowi granemu przez Mariusza Czarnika Klata dał do ręki książeczkę do nabożeństwa, z której odczytywał Poloniuszowi „Ojcze nasz”. To polski H., któremu duch ojca pokazuje się pod postacią husarza. Jak pisał Łukasz Drewniak w „Przekroju”: „To historia dwudziestokilkuletniego chłopaka, który chce zrobić coś, co nada rzeczywistości ciężar. Nawet za cenę tego, że sam stanie się taki jak świat, który chce zniszczyć”.

Teraz kolej na Borysa Szyca. Czy się spodoba, czy nie, to właśnie jemu przypadła rola Hamleta naszych czasów.

Polityka 22.2012 (2860) z dnia 30.05.2012; Kultura; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Hamletyzowanie po polsku"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną