Mariusz Urbanek: – W Polsce kolejne odcinki „Anny German” gromadzą w piątki przed telewizorami po 6 mln, ostatnio nawet 6,8 mln widzów (niedzielne powtórki – 1,8), w Rosji serial oglądało co tydzień 22 mln ludzi... Rosyjska produkcja, ale polski reżyser. Anna German jednoczy narody, które od lat mają ze sobą kłopot?
Waldemar Krzystek: – Myślę, że ten film jest niespodzianką dla jednych i drugich. Wszyscy wiedzieliśmy, że była piosenkarką o anielskim głosie, ale niewiele więcej. Teraz Rosjanie, poprzez jej biografię, odkrywają w swojej historii rzeczy, o których nie wiedzieli albo nie chcieli pamiętać. Ja też o wielu szczegółach dowiedziałem się dopiero robiąc film, choć jestem z Wrocławia i znam wielu ludzi, którzy pamiętają German z czasów, gdy studiowała geologię na Uniwersytecie Wrocławskim. Ale o tym, że jej ojca zabiło NKWD, oczywiście nie wiedziałem.
To od początku miał być film tak mocno zanurzony w historii?
Na początku myślałem, że będzie to film o osobie, która ma niezwykły talent, stoi u progu wielkiej międzynarodowej kariery, ma już podpisane kontrakty i nagle wszystko przerywa bezsensowny wypadek we Włoszech na Autostradzie Słońca. Ale w trakcie pracy nad scenariuszem…
Cała rozmowa Mariusza Urbanka z Waldemarem Krzystkiem w bieżącej POLITYCE – numer dostępny jest w kioskach, w wydaniu na iPadzie i w Polityce Cyfrowej.