Ojciec Polak – umysł ścisły. Był wyróżniającym się uczniem, więc zaproponowano mu studia i doktorat na uniwersytecie w Rostowie nad Donem. Tam poznał swoją przyszłą żonę, Rosjankę studiującą na tej samej uczelni. Ich pierworodny syn Witek urodził się co prawda w Krakowie, 2 września 1984 r., ale rodzina większość czasu spędzała w Związku Radzieckim. – To były czasy, kiedy dużo się handlowało, przewoziło się różne towary z Rosji do Polski i z powrotem. Każdy się tym zajmował, tata też miał taką możliwość, więc korzystał – wspomina Donatan czasy, kiedy ojciec troszczył się o byt rodziny, a on wiódł beztroskie życie u boku matki i dziadków, w ich rodzinnym domu w Taganrogu. – To miasto nad Morzem Azowskim, jak na warunki rosyjskie nieduże, bo liczące 300 tys. mieszkańców. Jest tam trochę przemysłu, ale w Taganrogu się przede wszystkim odpoczywa, to miejsce rekreacji, bardzo spokojne, ciepłe.
Sielanka dobiegła końca na początku lat 90. Ojciec skończył studia i dostał propozycję pracy w Krakowie. Uważał zresztą, że jego ośmioletni już syn powinien chodzić do szkoły w Polsce. Żal było wyjeżdżać, choć nawet kilkuletni Witek zauważył, że w raju coś zaczyna się psuć. Upadał Związek Radziecki i pogranicze Ukrainy i Rosji do najbezpieczniejszych miejsc wówczas nie należało. – Lata 90. to była masakra, tam jeszcze bardziej niż tutaj. Mógłbym napisać książkę, thriller kryminalny o tym, co tam się działo, czarni z Bronksu mogliby się nieźle przestraszyć, gdyby znaleźli się tam, gdzie ja wtedy byłem – przechwala się Donatan.
Rodzina przy stole
2 tys.