Ceniona amerykańska aktorka Joan Rivers zmarła 4 września w wyniku powikłań po zabiegu strun głosowych. Jak poinformowała jej córka, Rivers „odeszła spokojnie w otoczeniu rodziny i najbliższych przyjaciół”. Miała 81 lat.
[Poniższy artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w lipcu 2013 roku].
***
Zacznijmy od dowcipowego evergreenu, czyli napiętych relacji między synową i teściową. Według Joan Rivers, aktorki, prezenterki telewizyjnej i pisarki, brzmi on tak: „Skremowałam dziś matkę mojego męża i mam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Mogłam przecież z tym poczekać do jej śmierci”. Otyłość? „Elizabeth Taylor ma więcej podbródków niż Chiny numerów kierunkowych”. Pedofilia? „Nie wiem, co mam robić z moim 9-letnim wnukiem. Jeszcze kilka lat temu zadzwoniłabym z prośbą o radę do Michaela Jacksona, a teraz?”. Seks analny? „Kobiety go uwielbiają, bo mogą się jednocześnie wypinać i piłować paznokcie. Albo odpisywać na esemesy”.
Rivers celuje w ostrym dowcipie, często kierując jego ostrze na samą siebie. Wyśmiewała już swój brak urody, nieudane życie uczuciowe oraz uzależnienie od operacji plastycznych – z tego ostatniego powodu stała się zresztą obiektem nie tylko własnych drwin. Jej twarz, dzięki zabiegom, nie tylko odmłodniała, ale zmieniła też kształt niemal nie do poznania. Komiczka wyszczupliła nos, powiększyła usta, podniosła kąciki oczu, naciągnęła skórę do granic możliwości. „Kiedyś nie można było określić twojego wieku, dziś gatunku, do którego należysz” – żartował z niej kolega po fachu.
Rivers nic sobie z tego nie robi, bo często powtarza, że humor jest najlepszą metodą na przetrwanie i radzenie sobie z porażkami i odrzuceniem.