W 1992 r. na festiwalu w Cannes światową premierę miał film „Twin Peaks: Ogniu krocz ze mną” w reżyserii Davida Lyncha. Pełen przemocy, bezdennie smutny prequel popularnego serialu telewizyjnego, z jednej strony wyjaśniający wiele tajemnic, z drugiej – gmatwający wątki i piętrzący trudne do rozszyfrowania metafory.
Krytycy bez litości masakrowali swojego niedawnego pupila – Lynch dwa lata wcześniej dostał Złotą Palmę za „Dzikość serca” – ale amerykański reżyser znosił to dzielnie. W wywiadach mówił, że film ma przynajmniej jedną niekwestionowaną zaletę: „Zabiliśmy nim Twin Peaks”.
Pomysł, by ekscentryczny autor „Człowieka słonia” i „Blue Velvet”, arcydzieł kina artystycznego i mrocznego, nakręcił telewizyjną operę mydlaną dla zjadaczy słonych paluszków, wydawał się wszystkim równie karkołomny, co zabawny. Na szczęście dziwactwa Lyncha równoważył Mark Frost, pisarz, scenarzysta i reżyser, który doskonale czuł telewizję. W Ameryce stacja ABC rozpoczęła emisję pierwszego sezonu „Miasteczka Twin Peaks” w kwietniu 1990 r., niewiele później serial zaczął być również pokazywany w innych krajach. Historia zagubionego w górach miasteczka, w którym znaleziono zwłoki powszechnie lubianej licealistki, okazała się bowiem zaskakująco uniwersalna.
Królowa szuka mordercy
Do fascynacji serialem przyznawali się nie tylko zagorzali wielbiciele telewizji, ale również artyści, intelektualiści, a nawet… królowa angielska. Cały świat zastanawiał się, kto jest mordercą, furorę zrobiły koszulki samoróbki z hasłem: „To ja zabiłem Laurę Palmer”. Byli i tacy fani serialu, którzy nie wahali się skorzystać ze swoich wpływów, byle tylko uchylić rąbka tajemnicy.