Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Nadciąga spiż

Polityczna walka na pomniki

Popiersia żołnierzy wyklętych w Rzeszowie Popiersia żołnierzy wyklętych w Rzeszowie Darek Delmanowicz / PAP
Mija czas kameralnych pomników-ławeczek. Wracamy do monumentów pełnych krwi, łez i cierpień, spod znaku patriotycznej pamięci. A pomnik postawić dziś w Polsce nietrudno.
Pomnik Lecha i Marii Kaczyńskich, pierwszy w Polsce, stanął w Radomiu w 2013 r.Michał Walczak/PAP Pomnik Lecha i Marii Kaczyńskich, pierwszy w Polsce, stanął w Radomiu w 2013 r.
Papieski monument w Brzozie (powiat bydgoski)Tytus Żmijewski/PAP Papieski monument w Brzozie (powiat bydgoski)
Pomnik prezydenta Lecha Kaczyńskiego (z programem PiS w ręce) w SiedlcachPrzemysław Piątkowski/PAP Pomnik prezydenta Lecha Kaczyńskiego (z programem PiS w ręce) w Siedlcach
Ławeczka Juliana Tuwima w ŁodziMarcin Stępień/Agencja Gazeta Ławeczka Juliana Tuwima w Łodzi

W Szczecinie radni PiS, bez wcześniejszych konsultacji i dyskusji, przegłosowali uchwałę o budowie pomnika Lecha Kaczyńskiego. Ma stanąć na istniejącym już skwerze im. Lecha Kaczyńskiego przy Bramie Królewskiej, blisko prostego w formie, nagradzanego na świecie budynku Filharmonii Szczecińskiej i powstającej obok minimalistycznej placówki szczecińskiego Muzeum Narodowego. Decyzja radnych może być niezgodna z miejscowym planem zagospodarowania, który dopuszcza tylko budowę obiektów podziemnych, więc Urząd Wojewódzki wszczął postępowanie nadzorcze.

Pieniądze na budowę pomnika zostaną zebrane wśród mieszkańców, może się więc okazać, że środków będzie mniej niż w wypadku projektów państwowych, a to przełoży się na niedopracowaną formę. Miejscy architekci rozumieją wprawdzie, że pomysł może być dla kogoś ważny, ale tej formy upamiętnienia się obawiają. Pomniki Lecha Kaczyńskiego i katastrofy/zbrodni smoleńskiej mają zbyt silne odniesienia do bieżącej polityki, aby bez obaw przekuwać je w spiż, na wieczne trwanie.

Pomnik to zawsze symbol siły, sposób na umocnienie pozycji, stawiającej go, władzy. – Myślę, że tak może być w przypadku Lecha Kaczyńskiego. Pamięć o tej osobie może być wykorzystywana do rozgrywania bieżącej potrzeby dominacji – tak Agnieszka Tarasiuk, kuratorka muzeum rzeźby w stołecznej Królikarni, komentuje to, co dzieje się teraz w Szczecinie.

PRL - ograniczony wachlarz tematów

Stawianie pomników zawsze było silnie podszyte ideologią, polityką historyczną i kulturalną. Tuż po drugiej wojnie światowej władze i naród zbyt zajęte były odbudowywaniem kraju, by zajmować się w jakiś szczególny sposób działalnością komemoratywną. Ale już w latach 50. XX w. ruszyła maszyna czczenia w spiżu, brązie czy granicie. Wachlarz tematów był ograniczony. Upamiętnialiśmy przede wszystkim działaczy komunistycznych i ofiary wojny, wykuwaliśmy naszą wdzięczność dla Armii Radzieckiej. W doskonałej, dopiero co wydanej przez IPN książce „»Pomniki wdzięczności« Armii Czerwonej w Polsce Ludowej i w III Rzeczpospolitej” Dominika Czarnecka spisała losy 476 tego typu monumentów. Oczywiście od czasu do czasu stawał też pomnik zasłużonego pisarza, kompozytora czy uczonego, bo przecież ludowa władza kochała kulturę, choć nie zawsze z wzajemnością.

Owa struktura programowa nie zmieniła się zasadniczo do lat 80., choć z czasem pojawiły się w niej drobne wyłomy; na przykład obiekty stawiane na cześć powstania warszawskiego czy żołnierzy AK. 1989 r. zasadniczo zmienił ów stan rzeczy. Po pierwsze, zaczęto masowo pozbywać się najbardziej znienawidzonych pomników poprzedniej epoki, a manifestacyjne usunięcie statui Dzierżyńskiego w stolicy i Lenina w Nowej Hucie było tego procesu symbolem. Jedne burzono, innym (na tyle abstrakcyjnym, że wieloznacznym) wymieniano tablice z napisem. Po drugie, zaczęto zasypywać białe plamy na pomnikowej mapie kraju. Sypnęło więc Piłsudskimi (m.in. Białystok, Katowice, Warszawa, Kraków, Kutno) oraz upamiętniano ofiary reżimu komunistycznego (m.in. Lublin, Radom, Ostrołęka, Opole, Tarnów, Wysokie Mazowieckie i wiele innych).

Ostatnia dekada XX w. to już wielkie pomnikowo-historyczne pospolite ruszenie. W stolicy, szczególnie podlegającej presji upamiętniania, w latach 90. odsłonięto m.in. pomniki: 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, Męczenników Terroru Komunistycznego, Poległym i Pomordowanym na Wschodzie, Ofiar NKWD, Peowiaka (rekonstrukcja), Czynu Zbrojnego Polonii Amerykańskiej oraz Polskiego Państwa Podziemnego i AK. W innych dużych miastach działano tylko trochę mniej intensywnie.

Spiżowy papież

Na lekko słabnącą pod koniec dekady serię pomników patriotycznych nałożyła się wzbierająca fala religijna. Związana była z osobą Jana Pawła II. Wprawdzie pierwszy jego pomnik stanął już w 1980 r. na dziedzińcu pałacu arcybiskupiego w Krakowie (bardzo słaby artystycznie projekt Włoszki Jole Sensi Croci), to prawdziwy wysyp spiżowych papieży nastąpił po 1997 r. i trwał mniej więcej do 2005 r. Szacuje się, że dziś w całym kraju stoi ponad 700 pomników poświęconych „polskiemu papieżowi”, a stan podstawowego nasycenia został zasadniczo osiągnięty.

W 1999 r., gdy już zasypaliśmy większość białych plam w historii, a Kościół rozkręcał akcję „Jan Paweł II”, w Łodzi przy ul. Piotrkowskiej stanęła ławeczka Tuwima. Zapoczątkowała ona, zaskakujący jak na nasz kraj, boom na pomniczki przedstawiające znanych (ale nie z martyrologii) rodaków w skali 1:1 i w pozach wielce przyjaznych, polegających głównie na zaleganiu na ławeczce. I to właśnie te bezpretensjonalne pomniko-rzeźby zdominowały myślenie o przestrzeni publicznej miast polskich w ostatnich dziesięciu latach. Były odreagowaniem na ciężkie od symboliki monumenty na cokołach i na modernistyczne, abstrakcyjne i monumentalne obeliski.

Wydaje się jednak, że ławeczki są już passé, a oto napływa kolejna ideowa fala, która ma szansę cofnąć nas do czasów patriotycznej pomnikomanii ostatniej dekady XX w. Napędzają ją przede wszystkim dwa motywy. Pierwszy to żołnierze wyklęci. Na różnym etapie procedur przygotowawczych lub prac są poświęcone im pomniki m.in. w Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie (kolejny), Ostrowi Mazowieckiej, Gorzowie. Drugi to katastrofa smoleńska (m.in. Kraśnik, Ciechanów, Olsztyn, Oleśnica). Środowiska kościelne coraz śmielej myślą też o pomnikach dzieci nienarodzonych i utraconych (Radomsko, Lubin). A przypadek Szczecina i polityczne zmiany każą podejrzewać, że kolejnym spiżowym hitem (zwłaszcza w gminach i powiatach rządzonych przez PiS) mogą być pomniki Lecha Kaczyńskiego i że liczbą będą one gonić obiekty papieskie.

Byle był podobny

W poszczególnych dekadach stawiano w Polsce pomniki dobre i złe. Co ciekawe, najwięcej monumentów o wysokich walorach artystycznych odsłonięto w latach 60. i 70. XX w. I choć wiele z nich ideologicznie trudno zaakceptować, to z rzeźbiarskiego punktu widzenia stanowiły ekstraklasę. Jak choćby słynne „grające organy” Hasiora. Może dlatego, że wszystkie najważniejsze realizacje przechodziły przez procedurę konkursową Związku Polskich Artystów Plastyków.

Zmiana ustroju prowadziła niekiedy do zabawnych sytuacji. Xawery Dunikowski w 1939 r. zaproponował, by pomnik Józefa Piłsudskiego w Warszawie składał się z dwóch wysokich pylonów z figurą pośrodku. Gipsowy projekt cudem przetrwał okupację i artysta już w 1947 r. zrealizował niemalże ten sam projekt jako... pomnik wdzięczności Armii Czerwonej w Olsztynie. Żeby jeszcze bardziej zagmatwać historię – kamienie na ten pomnik pochodziły z mazurskiego mauzoleum Hindenburga.

U progu III Rzeczpospolitej krytyk sztuki Jan Stanisław Wojciechowski pisał: „Tak oto kolejna rewolucja społeczna w euforii walki znowu nie sięgnęła do nowych źródeł kultury artystycznej swego czasu, aby w mądrości form artystycznych odczytać mądrość własnego przesłania”. Te słowa nie straciły na aktualności. Nurt patriotyczny zdominowała estetyka pomnika figuratywnego, klasycyzującego, z dużą ilością symboli (orzeł, krzyż, znak Polski Walczącej, kajdany, korona cierniowa itd.). Artystycznie oznaczało to cofnięcie o 50, a niekiedy i o 150 lat.

Ławeczki to z kolei pomnikowa galanteria, w której chodzi tylko o jedno: „by był podobny”. A i to nie zawsze udaje się osiągnąć. Artystów ciągnie bowiem ku rzeźbie klasycyzującej, ale warsztat już nie ten, co u dawnych mistrzów. Stąd różne wizerunki papieża, które przypominały m.in. Hankę Bielicką, Mariusza Pudzianowskiego, tolkienowskiego Hobbita, a nawet Robocopa lub zombie, i zamiast źródłem refleksji stawały się bohaterami internetowych memów. Wśród kilkuset papieskich pomników tylko kilka (Bronisława Chromego w Tarnowie, Jerzego Jarnuszkiewicza w Lublinie, Jana Kucza w Kaliszu czy Wincentego Kućmy w Sochaczewie) to realizacje wybitne. Również niepodobne do oryginału, choć w zamierzeniu realistyczne, są niestety wszystkie dotychczasowe wizerunki Lecha Kaczyńskiego. Ten w Siedlcach (gdzie prezydent trzyma książkę z logo PiS) czy w Dębicy (gdzie jego popiersie stoi na pięciometrowym ogonie Tu-154) w niczym byłego prezydenta nie przypomina. A wszystko to dlatego, że za odtworzenia zabrali się twórcy trzeciorzędni, niepotrafiący oddać rysów twarzy, o pewnej głębi wyrazu w ogóle nie wspominając.

Rady do spraw pomników

Czy jest szansa na artystyczną poprawę jakości nowych polskich pomników? Nie ma problemu, gdy pomnik powstaje w wyniku konkursu z kompetentnym jury. Gorzej, gdy go brakuje. – Myślimy o stworzeniu w Warszawie ciała, które miałoby fachowy autorytet i mogłoby asertywnie podejmować decyzje, powiedzieć, że dana koncepcja jest po prostu zła – mówi Wojciech Wagner, naczelnik Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej w stołecznym Urzędzie Miasta. W takiej grupie znaleźliby się uznani eksperci i twórcy, którzy nie kierowaliby się kwestiami politycznymi.

Decyzja takiego gremium dotyczyłaby tego, czy pomnik ma właściwą lokalizację oraz właściwą formułę, i gwarantowałaby większą obiektywność niż obecne rekomendacje Biura Architektury. Warszawa, która przeżywa swój spór o lokalizację pomnika smoleńskiego, mogłaby w tej sprawie wzorować się na innych miastach, gdzie takie grupy już istnieją.

Ta, która powstała przy lubelskiej Radzie Miasta, działa od 2013 r. i opiniowała do tej pory trzy wnioski dotyczące pomników. Ten przykład pomógł w zbudowaniu rady pomnikowej w Poznaniu. Zacznie funkcjonować we wrześniu, a w jej skład wejdą urzędnicy, przedstawiciele Rady Miasta, ale też eksperci zewnętrzni i członkowie najważniejszych stowarzyszeń miejskich. – Przedstawiciele mieszkańców też powinni mieć wpływ na to, co się w przestrzeni miasta dzieje – zapewnia Piotr Libicki, plastyk miejski z Poznania. – Zespół będzie opiniować zamysł wzniesienia pomnika jeszcze przed uchwałą Rady Miasta. Po uchwale po raz drugi oceni, czy projekt i lokalizacja jest do zaakceptowania. Jeżeli nie, ogłaszany będzie konkurs. Ostateczną decyzję również podejmie zespół, biorąc pod uwagę głosy mieszkańców.

Libicki zakłada, że to zabezpieczy poznańską przestrzeń przed pomnikowym przesytem i przed koszmarnymi pod względem estetycznym projektami, z którymi Poznań musiał się mierzyć przed utworzeniem zespołu. Wcześniej Rada Miejska podejmowała decyzję o budowie pomnika i traciła kontrolę nad jego formą wizualną. W efekcie pierwszy w mieście pomnik Ignacego Paderewskiego miał, zgodnie z wolą pomysłodawców, wyglądać tak: przypominająca płytę nagrobną klapa fortepianu, oderwane od ciała ręce grające na klawiaturze, ustawiona na cokole złota głowa kompozytora, polski orzeł i cytat: „Uwielbiam muzykę, ale jeszcze bardziej kocham moją ojczyznę”. Ten przypadek przyczynił się do uchwalenia nowych zasad chroniących przestrzeń publiczną.

Dziś pomniki stawiać chcą władze samorządowe, Kościół, organizacje społeczne, fundacje. Każdy czuje, że ma do tego prawo. Do urzędów trafiają składane czasem wiele razy absurdalne wnioski. Kilka lat temu do stołecznego Biura Architektury wpłynęła propozycja, by na placu Piłsudskiego, w centrum miasta, postawić Panteon Narodowy. Miały znaleźć się w nim m.in.: krzyż górujący nad Warszawą, obraz Miłosierdzia Bożego i Matki Boskiej Częstochowskiej, grób Nieznanego Żołnierza, pomnik symbolizujący Polskę i Jej Niezłomnego Ducha, a także posągi Dmowskiego, Witosa, Piłsudskiego, żołnierzy wyklętych, Chopina, Sienkiewicza i Mickiewicza – przeniesiony z Krakowskiego Przedmieścia.

W Niemczech czy we Francji kontrola nad przestrzenią publiczną jest sprawowana dość rygorystycznie. U nas brakuje szacunku dla autorytetów, rzadko powołuje się więc komisje złożone ze specjalistów. Nie ma też jednej ogólnopolskiej ustawy regulującej proces stawiania pomników. Jej funkcję pełnią przepisy prawa budowlanego, ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym oraz ustawy samorządowe uchwalane w poszczególnych miastach i powiatach.

Pomnik w planie zabudowy

Wielostopniowy proces wydawania zgody na nowy pomnik w Warszawie i w wielu polskich miastach jest zasadniczo podobny. Inicjator lub fundator najpierw składa wniosek, który – jeśli dzieło ma charakter martyrologiczny – musi zostać zaakceptowany przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Rada Miasta uchwala potem, w którym miejscu pomnik ma stanąć. W stolicy i masie innych miast brakuje szczegółowej mapy dla przyszłych inwestycji, zresztą tyle jest sposobów upamiętniania, że trudno byłoby coś takiego stworzyć.

Następnie od strony urbanistycznej proponowane pomniki opiniuje Biuro Architektury. Musi wziąć pod uwagę ewentualne plany zabudowy i infrastrukturę podziemną, jak choćby biegnące pod ziemią sieci telekomunikacyjne, gazowe czy wodociągowe. Dodatkowo sprawę komplikuje nieprecyzyjny podział na pomniki i obiekty małej architektury. To ważne, bo obiekt małej architektury przechodzi prostszą procedurę, nie trzeba w jego przypadku pozwolenia na budowę, nie musi być uchwały Rady Miasta. – Można przyjąć orientacyjnie – choć to nie żelazna reguła – że obiekty, które osiągają wielkość człowieka, szczególnie jeśli odzwierciedlają ludzką postać, to pomniki – tłumaczy Wojciech Wagner. Oczywiście, są zawsze formy graniczne, które budzą wątpliwości. Ostatecznie opiekunem pomnika, po jego ustawieniu przez firmę zewnętrzną lub przez miasto, zostaje zarządca terenu: dzielnica, zarządca parku, Zarząd Dróg Miejskich.

W Warszawie obowiązuje regulacja dotycząca nazywania ulic: musi minąć pięć lat od śmierci danej osoby, żeby jej imieniem nazwać ulicę. Ale w wypadku pomników wszystko zależy od rozsądku władz samorządowych. Wyjątek (ale za to w skali masowej) mieliśmy w przypadku papieża. Wydaje się, że poza nim nikt za życia nie doczekał się w Polsce własnego monumentu, co mądrze nas różni od wszelkich państw rządzonych totalitarnie, gdzie pomniki stawiane za życia władców są na porządku dziennym.

Wybieranie bohaterów na cokoły krótko po ich śmierci też bywa ryzykowne. Ale pomysłodawcy tego typu inicjatyw mogą spać spokojnie: rozbiórka pomników jest dużo trudniejsza niż ich stawianie. Zawsze niesie w sobie aspekt polityczny, budzi kontrowersje, z reguły nikt nie chce brać za nią odpowiedzialności. Gminom przyznano wprawdzie prerogatywę do stawiania pomników, ale nie do ich rozbierania.

Tak czy inaczej, zawsze warto wziąć sobie do serca jedną z „Myśli nieuczesanych” Stanisława Jerzego Leca: „Burząc pomniki, oszczędzajcie cokoły. Mogą się przydać”.

Polityka 34.2015 (3023) z dnia 18.08.2015; Kultura; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Nadciąga spiż"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną