Kultura

Przybrany syn Chin

Jak gra Chopin w chińskiej duszy

Chiny, Hangzhou, dzieci grają jednocześnie na 160 pianinach w ramach promocji Chińskiego Festiwalu Sztuki. Chiny, Hangzhou, dzieci grają jednocześnie na 160 pianinach w ramach promocji Chińskiego Festiwalu Sztuki. AP / East News
Prawie co piąty z finalistów tegorocznego konkursu chopinowskiego pochodzi z Chin. Rodakom kibicuje 50 mln młodych Chińczyków, którzy uczą się gry na fortepianie. Czasem nawet z miłości do muzyki.
Yundi Li, zwycięzca z 2000 r. i tegoroczny juror konkursu chopinowskiegoTPG/Getty Images Yundi Li, zwycięzca z 2000 r. i tegoroczny juror konkursu chopinowskiego

Zderzeni z językiem polskim Chińczycy słyszą przede wszystkim „trrrrr” i niewyobrażalnie krótkie „k”. – Wasz język jest dynamiczny, precyzyjny, choć nie przesadnie ostry. Trochę jak z muzyką Xiao-Banga, czyli Chopina – śmieje się wykładowczyni emisji głosu w Konserwatorium Muzycznym w Szanghaju. Podobnie jak inni pedagodzy z tej uczelni nie chce wypowiadać się oficjalnie pod nazwiskiem. Powodem są trzej studenci, którzy zagrają w październiku w Warszawie podczas XVII konkursu Chopinowskiego. Wszyscy obawiają się, że jakąś nieostrożną wypowiedzią mogliby zaszkodzić swym podopiecznym.

Ostrożność chińskich akademików wyda się mniej przesadzona, gdy weźmiemy pod uwagę dwie liczby. 40–60 mln – to liczba dzieci, które według różnych szacunków uczą się w Państwie Środka gry na fortepianie. 18 mln – tylu z kolei fanów ma w chińskim serwisie społecznościowym Weibo zwycięzca konkursu Chopinowskiego sprzed 15 lat Yundi Li (patrz ramka). To plasuje go w pierwszej dziesiątce lokalnych sieciowych celebrytów. Na globalnym Twitterze podobną popularnością cieszą się Eminem, Mariah Carey czy Christina Aguilera – a także FC Barcelona i CNN. O 7 mln fanów mniej ma nawet Lang Lang, mimo że to on uchodzi za arcygwiazdę chińskiej pianistyki.

W milionach trzeba więc liczyć kibiców 15 chińskich pianistów, którzy zakwalifikowali się do finałów tegorocznego konkursu chopinowskiego. Taką samą liczbę finalistów ma tylko Polska. A wyraźnie mniej takie potęgi pianistyczne jak Japonia (12), Korea Południowa (9) oraz Rosja (7). Poza tym zwycięstwo któregoś z rodaków będzie dla chińskiej publiczności czymś znacznie więcej niż tylko sukcesem artystycznym.

Pianino klasy średniej – 30 tys. yuanów

– Czy w Polsce też jest tak, że kobiety kochają Chopina zawsze, a mężczyźni tylko wtedy, gdy są zakochani? – pyta całkiem serio Chunfang Dou. Niezwykle barwna (nie tylko z powodu farbowanych na rudo włosów) 47-latka prowadzi w Szanghaju prywatną szkołę fortepianu. Pod konserwatorium przyjeżdża regularnie ze względu na ulokowany obok uczelni gigantyczny sklep z fortepianami. Wśród ponad setki instrumentów wyróżnia się biało-złoty fortepian z namalowanym na boku Kopciuszkiem i podpisem: „Odliczanie do północy”. Pamiątka po konkursie organizowanym rok temu wspólnie z Disneyem.

Dou przyprowadziła do sklepu dwie początkujące uczennice, które szukają instrumentów do ćwiczeń w domu. Na razie interesują je niedrogie pianina – w granicach 30 tys. yuanów, czyli około 15 tys. zł. Względy finansowe także skłoniły dziewczyny do nauki u Dou. Gdyby chciały widywać się z którymś z wykładowców pobliskiego konserwatorium, musiałyby zapłacić kilkakrotnie więcej niż w jej szkole – około tysiąca yuanów za godzinę lekcyjną. Semestr studiów na tej uczelni kosztuje nawet kilkanaście tysięcy złotych.

Coraz więcej chińskich rodzin stać jednak na tego rodzaju wydatki. O czym najlepiej świadczy fakt, że trzy z czterech fortepianów sprzedawanych obecnie na świecie trafiają do chińskich domostw. Mają nie tylko wzbogacić muzycznie wnętrza mieszkań i ich mieszkańców, ale także lub przede wszystkim zaświadczyć o statusie nabywców. – Fortepian komunikuje tyle, co: „Interesuję się kulturą wysoką, a do tego stać mnie na salon odpowiedniej wielkości, by postawić w nim tak wielki instrument” – śmieje się młody wykładowca z Katedry Instrumentów Dętych konserwatorium. – A gdy ktoś potrafi jeszcze na tym fortepianie zagrać coś z Chopina, to jest naprawdę „coś”. Żaden inny instrument i żaden inny repertuar nie zrobi w towarzystwie takiego wrażenia – przyznaje. Dodajmy, że średnia cena mieszkań w Szanghaju i Pekinie wynosi 15–16 tys. zł za m kw. Dwa razy tyle co w Warszawie – przy ponaddwukrotnie niższych średnich zarobkach.

W pędzie do klawiatur inni dopatrują się realizacji niespełnionych marzeń z dzieciństwa, które obecnie dorośli Chińczycy przenoszą na własnych potomków. Pod rządami Mao fortepiany uznawano za symbol znienawidzonej burżuazji. W czasach rewolucji kulturalnej często je niszczono. Podobnie zresztą jak nuty, bo zachodnia muzyka miała być orężem imperialistów w wojnie z komunizmem. W rozmowie z BBC dziekan wydziału pianistyki szanghajskiego konserwatorium wspominał, że jego ojciec pożyczał od kolegów uratowane cudem partytury, a następnie ręcznie je kopiował. Jeden utwór zabierał mu średnio tydzień. „Wielu rodziców mówi: mnie nie było dane grać na fortepianie. Niech tę szansę otrzymają chociaż moje dzieci” – tłumaczył w brytyjskiej telewizji. Przy tym chińscy opiekunowie rzadko rozróżniają pomiędzy szansą a obowiązkiem. Tym bardziej że dla wielu z nich ćwiczenia przy klawiaturze to najlepsza inwestycja w przyszłość swego dziecka – bynajmniej nie sceniczną.

Nauka gry na fortepianie uchodzi za najlepszy rodzaj edukacji w ogóle. Ćwiczy umysł i hartuje serce. Uczy wytrwałości. Kształtuje charakter. A nawet ciało. Zdaniem wielu Chińczyków lekcje gry służą więc ogólnemu rozwojowi ich dzieci – wylicza Yuan Sheng, wykładowca Centralnego Konserwatorium Muzycznego w Pekinie i finalista konkursu chopinowskiego z 1995 r. Na pozamuzyczne korzyści z nauki nut każe spojrzeć w kontekście obecnej sytuacji społecznej w Chinach. Gwałtownie rozrastającą się klasę średnią stać na coraz więcej. Ale jeszcze szybciej podnosi się poprzeczka oczekiwań.

Fortepian dla ambitnych – 40 pensji

Podobnie jak odkładane marzenia, ambicje rodziców również koncentrują się na dzieciach, z których większość – konsekwencja „polityki jednego dziecka” – to jedynacy. Już w przedszkolu zaczyna się więc wyścig: o najlepsze stopnie, o wstęp do najlepszego liceum, o najlepszy wynik maturalny, który zagwarantuje wstęp na najlepszą uczelnię. A ta zapewni odpowiednio dochodową i prestiżową pracę – z kolei warunek powodzenia towarzyskiego. Umiejętność gry na fortepianie to swoisty „dopalacz” w tym życiowym wyścigu. Szczególnie gdy ktoś zamierza oderwać się od peletonu. „Fortepian uznaje się za przepustkę ze wsi do miasta, z dołów społecznych do klasy średniej. A nawet za wizę na Zachód” – wyliczał szef jednej z pekińskich agencji koncertowych.

Przekonanie to karmią opowieści takie, jak chociażby historia Lang Langa. Jego rodzina, mieszkająca w biednej dzielnicy Pekinu, musiała dzielić łazienkę z pięcioma innymi. W wieku trzech lat chłopiec po raz pierwszy zasiadł przy pianinie. 30 lat później muzykuje na największych stadionach i w najważniejszych salonach świata: od Białego Domu po Kreml. Na zeszłorocznym rozdaniu Grammy występował wspólnie z Metallicą. Na tegorocznym – z Pharrellem Williamsem. Równie spektakularnego skoku dokonał wspomniany Yundi Li, jego rówieśnik. Urodził się na prowincji, a jego ojciec – pracownik huty stali – na używany fortepian dla syna musiał wydać równowartość 40 pensji. W zeszłym roku transmisję telewizyjną koncertu Yundiego oglądało ponad miliard widzów.

O ile więc fortepian od dawna symbolizował wysublimowaną w przekonaniu Chińczyków kulturę europejską, to obecnie kojarzy się również z sukcesem w stylu amerykańskim. „Lekcje fortepianu” należą do najczęściej spotykanych ogłoszeń na chińskich osiedlach. A fortepian na tyle zrósł się z wyobrażeniami awansu społecznego, że nawet (a zdaniem złośliwych – przede wszystkim) kompletni ignoranci muzyczni decydują się postawić w salonie ten niemały instrument. – Bo samo to oznacza, że stoi się ponad resztą społeczeństwa. A przynajmniej tak było do niedawna, bo teraz świadczy raczej o dorastaniu do średniej. Coraz więcej osób stać na ten instrument. Dziś bezdyskusyjnie najpopularniejszy w Chinach – przyznaje Sheng. Niedawno otrzymał propozycję przeprowadzenia serii warsztatów. Miały się odbywać co weekend. Każde spotkanie w innym sklepie muzycznym. – Spytałem z pewnym powątpiewaniem, ile takich sklepów będą w stanie znaleźć – wspomina Sheng. – A oni na to: „W Pekinie? Kilka tysięcy”.

„Chopin level” – fortepian za milion

Do jednego z największych salonów fortepianowych w Szanghaju, a więc może i na świecie, po dwóch kwadransach wbiegła 16-letnia córka barwnej nauczycielki. Ta natychmiast przestała zwracać uwagę na swoje uczennice i wybrała odpowiedni instrument dla córki: czarnego kolosa za grubo ponad milion złotych. Pomimo widocznej nieśmiałości dziewczyny zapędziła ją do klawiatury. Wyjęła iPhone’a – nie tylko w Chinach uznawany za fortepian wśród smartfonów – i zaczęła filmować pierwszy koncert córki przed zagraniczną publicznością. Dziewczyna miała przy sobie tylko jeden zestaw nut: nokturny Chopina.

– Tak jak sama obecność fortepianu świadczy o statusie rodziny, tak Chopin symbolizuje najbardziej wyszukany smak. W przeciwieństwie chociażby do Liszta nie chodzi o popisy, ale o uczucia. Intymność. Chopin nie nadaje się na każdą okazję – mówi Sheng. O ile więc wizerunek polskiego kompozytora często widuje się na plakatach, o tyle jego muzyki nie usłyszymy w tle reklam czy seriali. Albo – jak w Pendolino – na pożegnanie wysiadających z pociągu pasażerów. Sensację wielu chińskich turystów wzbudzają „grające ławeczki” postawione na ulicach Warszawy w ramach obchodów 200. rocznicy urodzin Chopina. Skądinąd hucznie świętowanej m.in. w Zakazanym Mieście.

Z tej samej okazji do pekińskiego konserwatorium trafiło popiersie naszego wieszcza – prezent od Ambasady RP. I jest to jedyny pomnik, jaki można znaleźć na całym wydziale pianistyki. – Tylko Chopin ma wstęp do naszej szkoły – śmieje się Sheng. Jego studenci, podobnie jak pozostałe kilkadziesiąt milionów młodych chińskich pianistów, od początku edukacji muzycznej marzą o tym, by osiągnąć „Chopin level”. Oficjalnie w muzyce Polaka ceni się bowiem jego duchowość, często przeciwstawianą popisom Liszta albo matematycznej logice kompozytorów niemieckich. Ilekroć padało pytanie o miłość Chińczyków do Chopina, z ust wykładowców, studentów, nawet przypadkowych przechodniów automatycznie padała odpowiedź: bo to poeta fortepianu. Ale chińscy studenci nie bez powodu poświęcają na ćwiczenia 8–10 godzin dziennie. Podobnie jak w innych krajach azjatyckich priorytetem pozostaje tutaj technika. A Chopin pozwala się nią pochwalić, pozostając przy tym stosunkowo łatwym w odbiorze.

Kwestią szeroko dyskutowaną są również podobieństwa pomiędzy twórczością Chopina a muzycznym dziedzictwem Chin. Na przykład koncentracja na melodii: absolutnym fundamencie względnie ubogiej harmonicznie klasycznej muzyki chińskiej. A także pewna obrazowość. Zamiast abstrakcyjnych sonat czy fug Chińczycy mają „Blask bladego księżyca na spokojnym jeziorze” lub „Pożegnanie z konkubiną”. – W naszej świadomości muzyka pozwala zobaczyć konkretne miejsce lub wydarzenie. Większość Chińczyków dostrzega tę samą intencję chociażby w nokturnach Chopina, w ich atmosferze – tłumaczy Sheng. A tutejsi melomani doskonale znają losy kompozytora. Często wspominają o jego życiu na obczyźnie oraz burzliwym związku z George Sand. Niektórzy odwołują się nawet do historii Polski: „Równie bolesnej co nasza”.

Bezpośrednich źródeł popularności Chopina rzeczywiście trzeba szukać w Warszawie. Dokładnie 60 lat temu trzecią nagrodę w V Konkursie Chopinowskim oraz wyróżnienie specjalne za najlepsze wykonanie mazurków zdobył Fu Ts’ong, dziś legenda chińskiej pianistyki. I zarazem wielki promotor muzyki Chopina. Na początku lat 80. – akurat gdy chińska gospodarka zaczynała się rozpędzać, a sam kraj coraz bardziej otwierał się na Zachód – opublikowano korespondencję pianisty z ojcem i natychmiast stała się ona bestsellerem. Pozostaje nim do dziś. Wiele listów dotyczyło Chopina. Autorzy analizowali wspólnie jego muzykę, porównując ją do… poezji chińskiej z czasów dynastii Sui oraz Tang (VI–IX w.). – Podczas różnych spotkań Fu Ts’ong potrafił zanucić jakąś chopinowską melodię i pokazać jej podobieństwa do konkretnego wersetu z jakiegoś dawnego wiersza. Być może więc słuchanie Chopina podświadomie kojarzy się Chińczykom z czytaniem narodowej poezji? – zastanawia się Sheng. Na pewno z tradycyjną chińską sztuką Chopina łączy to, że i ona stała się swoistym hobby nowych elit.

Kolejny impuls pianistyczny krzepnąca już klasa średnia otrzymała w 2000 r. Zaledwie 18-letni Yundi Li zdobył wówczas dla Chin pierwsze w historii złoto w konkursie chopinowskim. Ewentualne sukcesy jego następców na tegorocznym konkursie zapewnią szkołom fortepianu dopływ kolejnych kilku małych klientów. A społeczeństwu podarują powód do dumy nie mniejszy niż osiągnięcia sportowe, gospodarcze czy – demonstrowane ostatnio w Pekinie – militarne. Bo tak jak posiadanie w rodzinie kogoś, kto włada płynnie językiem Chopina, automatycznie nobilituje pozostałych członków, tak też sukcesy pianistyczne wpisują się w cywilizacyjny awans narodu chińskiego.

Bywa, że ludzie tylko udają fascynację fortepianem. Chodzi o to, żeby się popisać, zaimponować w towarzystwie – przyznaje Sheng. Ale zaraz dodaje: – Z drugiej strony można sobie wyobrazić gorsze mody niż ta na granie i słuchanie Chopina.

Mariusz Herma z Szanghaju

***

Wyluzujcie!

Doradza Yundi Li, zwycięzca z 2000 r. i tegoroczny juror konkursu chopinowskiego

Mariusz Herma: – Jak wspomina pan dziś konkurs chopinowski?
Yundi Li: – Byłem zaskakująco zrelaksowany. W ogóle nie myślałem o tym, że mógłbym wygrać. Miałem przecież zaledwie 18 lat. Zależało mi tylko na tym, by zagrać jak najlepiej. Nagroda zaskoczyła mnie tak samo jak późniejsze zamieszanie. Zaproszenia, wywiady, spotkania z oficjelami. Uczestnikom tegorocznej edycji powiedziałbym więc: wyluzujcie! Nie myślcie o wygranej. Niech waszą jedyną ambicją będzie zagranie pięknego koncertu. A jurorzy zajmą się resztą.

Jak zaczęła się pana relacja z Chopinem?
Od kaset. Kiedy miałem cztery lub pięć lat, dostałem taśmę z nokturnami Chopina. Słuchałem jej codziennie przed snem. Nie grałem jeszcze na pianinie, tylko na akordeonie. Ale chociaż nie byłem w stanie zagrać Chopina, mimochodem poznawałem jego utwory. Gdy w końcu usiadłem przy klawiaturze, mój nauczyciel zdziwił się, że większość melodii Chopina mam już w głowie.

Dziś miliony chińskich dzieci usiłują osiągnąć „Chopin level”.
Fortepian to wspaniały instrument muzyczny, ale granie na nim służy także ogólnemu rozwojowi. Taka nauka wspomaga edukację w innych dziedzinach. A ponieważ Chiny rozwijają się tak szybko, uczniom stawia się coraz wyższe wymagania. Rodzice chcą zapewnić dzieciom jak najlepsze wykształcenie i dobry start w dorosłe życie. Za sporą pomoc w tym uznaje się właśnie naukę gry na fortepianie. A jej nieodłączną częścią jest oczywiście repertuar chopinowski.

Jak go uczyć?
Gdy 15 lat temu przygotowywałem się do Konkursu Chopinowskiego, mój nauczyciel w kółko powtarzał: musisz sprawić, by fortepian śpiewał. Chopin używał fortepianu jak głosu ludzkiego. Wiemy, że był miłośnikiem opery. Choć sam żadnej nie skomponował, wiele jego fraz brzmi tak, jak gdyby napisano je dla śpiewaka operowego. Chopina da się oczywiście zagrać poprawnie na poziomie technicznym. Ale bez owej śpiewności – to nie będzie jego styl. To nie będzie Chopin.

rozmawiał Mariusz Herma

Polityka 39.2015 (3028) z dnia 22.09.2015; Kultura; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Przybrany syn Chin"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Iga tańczy sama, pada ofiarą dzisiejszych czasów. Co się dzieje z Polką numer jeden?

Iga Świątek wciąż jest na szczycie kobiecego tenisa i polskiego sportu. Ostatnio sprawia jednak wrażenie coraz bardziej wyizolowanej, funkcjonującej według trybu ustawionego przez jej agencję menedżerską i psycholożkę.

Marcin Piątek
28.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną