Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Tuk-tuk, czyli nieletni niewolnicy

Kto mówi, że Egipt to normalny kraj?

Szaron, jeden z bohaterów filmu Szaron, jeden z bohaterów filmu WFF / materiały prasowe
Nie wierzę w rewolucje – jednych na górze zastąpili inni – mówi egipski reżyser Romany Saad.
Kadr z filmu „Tuk-tuk”WFF/materiały prasowe Kadr z filmu „Tuk-tuk”
Kadr z filmu „Tuk-tuk”WFF/materiały prasowe Kadr z filmu „Tuk-tuk”
Reżyser Romany SaadWFF/materiały prasowe Reżyser Romany Saad

„Tuk-tuk” to tytuł filmu dokumentalnego i nazwa trzykołowych motorowych riksz, które pojawiły się przed kilkoma laty w Egipcie. Kierowcami tysięcy tuk-tuków są młodzi chłopcy, często 8-letni lub niewiele starsi. Rodzice wysyłają dzieci do pracy na ulicy, odbierając im tym samym szansę na edukację i lepsze życie.

Bohaterami filmu są pochodzący z jednej z najbiedniejszych dzielnic Kairu trzej chłopcy Abdullah, Bika i Szaron, którzy codziennie rano odpalają tuk-tuki, by zarobić na spłatę kredytu zaciągniętego na zakup pojazdu i na utrzymanie całej rodziny. Młodzi kierowcy nie mają licencji na prowadzenie pojazdu, stąd często są one rekwirowane przez policję (wykupić trzeba je za stosowną opłatę lub łapówkę, na którą często ich właścicieli po prostu nie stać). Prócz policji muszą zmagać się z lokalnymi gangami, wymuszającymi haracze i kierowcami taksówek, którzy widzą w tuk-tukach konkurencję dla ich biznesu.

Abdullah, Bika i Szaron musieli szybko dorosnąć, żeby przetrwać na ulicy, praktycznie bez wsparcia dorosłych. Dziadek jednego z chłopców z rozbrajającą szczerością mówi, że „kiedy jest powódź, ojcowie wspinają się po ramionach swoich synów, by nie utonąć”. Taka właśnie powódź mówi – właśnie trwa. Co gorsza, wiadomo, kto będzie jej ofiarą.

Reżyser spędził około 9 miesięcy ze swoimi bohaterami, przyglądając się i dokumentując ich codzienną pracę. Zdjęcia kręcono po pierwszej rewolucji, która obaliła reżim Mubaraka i przez chwilę po drugiej, która odsunęła od władzy Bractwo Muzułmańskie.

Z reżyserem filmu spotkałam się podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego, rozmawialiśmy po angielsku, z czego wynikło jedno zabawne qui pro quo i cała masa mniej zabawnych opowieści.

 *

Agnieszka Zagner: – Jakie było pana dzieciństwo?
Romany Saad
: – Pochodzę z niezamożnej koptyjskiej [Koptowie są chrześcijanami – AZ] rodziny, można powiedzieć: z niższej klasy średniej. Wychowałem się w jednej z biedniejszych dzielnic Kairu, ale miałem znacznie więcej szczęścia niż bohaterowie mojego filmu. Dla moich rodziców najważniejsze było, by wykształcić wszystkie dzieci – mnie, trzech moich braci i siostrę. To im się udało, głównie dzięki ciężkiej pracy. Mój ojciec miał niewielką firmę, harował od świtu do nocy.

Jednak rodzice bohaterów pana filmu nie pracują, utrzymaniem rodziny zajmują się dzieci. Niektóre zaczynały pracę na tuk-tuku w wieku 8 lat. Dla mnie to współczesna wersja niewolnictwa, tym dzieciom kradnie się dzieciństwo. Dlaczego?
Dla rodziców i dziadków tych dzieciaków to najprostsze wyjście. Oni sami często nie mogą już pracować – są starzy, schorowani, niewykształceni. Uważają, że posłanie dzieci do szkoły publicznej, za którą nie muszą płacić, nie ma sensu – te szkoły, rzeczywiście kiepskie, niewiele uczą. Na edukację w prywatnych szkołach rodzin, w których jest pięcioro czy nawet dwadzieścioro dzieci, tych ludzi po prostu nie stać. Wybierają więc najłatwiejszą opcję – zapożyczają się, kupują tuk-tuka, dzieciaka zabierają ze szkoły i robią z niego kierowcę.

Tak po prostu „robią z niego kierowcę”? Nie wiem, kto jest bardziej winny tej sytuacji – ci rodzice czy państwo, które dopuszcza do takich sytuacji, by 8-letnie dziecko zamiast w szkole siedziało w tuk-tuku i pracowało przez cały dzień, żeby zarobić na utrzymanie rodziny. W normalnym kraju, kiedy dziecko nie chodzi do szkoły, rodzice są zmuszani przez sądy i inne instytucje, by jednak się uczyło.
Kto mówi, że żyjemy w normalnym kraju? Moim celem jako reżysera tego filmu nie było oskarżenie kogokolwiek, lecz zwrócenie uwagi na ten problem. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ofiarą tej sytuacji są głównie dzieci, ale moim zdaniem jest nią całe egipskie społeczeństwo. Oczywiście, dzieci są najsłabszym ogniwem, to one najbardziej cierpią. Źródłem problemu jest to, że w egipskich szkołach publicznych pracują nieprzygotowani nauczyciele, źle uczą, samo świadectwo takiej szkoły jest niewiele warte – to utrwala przekonanie, że w takich szkołach nie warto się uczyć. Jeden z bohaterów mojego filmu, Szaron, próbuje przeczytać werset z Koranu, niemiłosiernie go kalecząc.

To jeden z najbardziej znanych wersetów, nie powinien mieć z tym problemu – może przecież wyrecytować to z pamięci.
On próbuje kleić litera po literze, wszystko myli. Kilka klas w szkole i nie nauczył się nawet czytać. 

Może trzeba jednak stworzyć lepsze szkoły? Ale jednak jest to zadanie dla państwa i jego przywódców. Może nie wprost, ale jednak oskarża pan państwo, że akurat w tym miejscu zawodzi.
Owszem, to podstawa, bez dobrego systemu edukacji niewiele się uda. To prawda, że system powinien działać tak, że dziecko złapane na pracy, powinno być odsyłane do szkoły, a ojciec karany, jeśli to się notorycznie powtarza. Rząd powinien w końcu zrozumieć, że jeśli chce zadbać o swoją przyszłość, powinien przede wszystkim chronić dzieci.

Abdullah, jeden z młodych kierowców tuk-tuka, mówi, że kiedy dorośnie, chciałby zrobić prawo jazdy i zostać policjantem. Tylko jak on ma to zrobić, jeśli nie skończy szkoły, nie będzie umiał czytać ani pisać?
On mówi o swoim marzeniu. Faktycznie ma niewielkie szanse, by je spełnić. Jednak dziś, kiedy co chwila zgarnia go z ulicy policja, to właśnie ten zawód wydaje mu się atrakcyjny. Dziś to on się boi policjantów, ale chce, by kiedyś to jego się bano.

Jak pan wpadł na pomysł nakręcenia tego filmu?
Tuk-tuki pojawiły się w Egipcie pięć–sześć lat temu. Dosłownie zalały Kair. Za ich importem stoi jeden facet, który się na tym biznesie nieźle wzbogacił. Tuk-tuki jeżdżą po ulicach nielegalnie – rząd nie wydaje na nie żadnych pozwoleń, więc samo w sobie stwarza to sytuację korupcyjną. Pewnego dnia, kiedy jak co rano odwoziłem swoje dzieci do szkoły, wsiedliśmy do tuk-tuka, za którego kierownicą siedział młody chłopak – w wieku moich dzieci. Zacząłem się zastanawiać, jaką on będzie mieć przyszłość, czy będzie mieć jakąkolwiek przyszłość?

W ciągu ostatnich lat Egipt przeszedł dwie rewolucje, ale wychodzi na to, że one ludziom niewiele dały. Warto było?
Nie wierzę w rewolucje – jednych na górze zastąpili inni. Dla tych na dole niewiele się zmieniło. Może trochę zmieniło im się w głowach, ale to tak jak z jeziorem z gładką taflą wody. Wrzucenie do niego kamienia nie wywołuje wielkiej fali, zaledwie chwilowe, lekkie wzburzenie – po chwili wszystko wraca do normy.

Nie udało się nawet wywalczyć tego, czego najgłośniej domagaliście się na placu Tahrir: „el hourrija” (po arabsku wolność)?
A co to jest „wolność”? Kolejna etykieta, pod którą nic się nie kryje. Jeśli stanę na ulicy i krzyknę „el hourrija”, ktoś stanie obok mnie i zacznie krzyczeć to samo. Tyle że nie jestem pewien, czy obaj będziemy jednakowo rozumieli to słowo. Ludzie sądzą, że obalając jednych, drudzy dadzą im to, czego się domagają. Ale ci drudzy okazują się gorsi od pierwszych, więc znowu trzeba ich obalić. Kolejne zmiany nie przynoszą większych zmian. Media żyją przez chwilę „rewolucją”, nakręcają ją, a potem przerzucają się na inną.

Skoro nie rewolucja, to co? Co dziś może pomóc Egiptowi?
Kluczem jest prawo, a właściwie jego przestrzeganie przez wszystkich. Niby mamy prawo, ale co z tego, skoro jeśli masz pieniądze, możesz wykupić swoją wolność? Prawo powinno w taki sam sposób dotyczyć wszystkich – i biednych, i bogatych. W moim filmie staram się opowiedzieć o nowej rewolucji, nie rewolucji elit, ale tej ze slumsów, ludzi takich jak mały Bika, którego matka zamyka w pokoju bez jedzenia i bez picia, jeśli ten nie pracuje.

Taki Bika może kiedyś dać początek kolejnej rewolucji?
Nie wiem, być może tak. Dziś ważne jest, że jeśli państwo, rząd nie zwrócą uwagi na Bikę i innych, ściągną na siebie poważne kłopoty. Dlatego dziś potrzebujemy czegoś więcej, prawdziwych zmian. Potrzebujemy merkel.

Merkel? Angeli Merkel?
Nie, miałem na myśli: cud, taki od Boga…

Zabawne przejęzyczenie, ale może coś w tym jest. Taka Angela Merkel Egiptowi bardzo by się przydała?
Owszem, od dawna mówię, że prezydentem Egiptu powinna zostać kobieta, żebyśmy przełamali ten patriarchalny system, w którym rządzą tylko mężczyźni. Dla Egiptu byłoby to bardzo orzeźwiające, tak jak takim było wybranie Baracka Obamy na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Problem w tym, że na scenie politycznej brak odpowiednich kandydatów do tej funkcji – ani mężczyzn, ani kobiet. Swoją drogą nie ufam politykom spod żadnej szerokości geograficznej. Ale nie jestem w tej nieufności odosobniony. Wczoraj w Warszawie pewna kobieta spytała mnie, czy można pojechać do Egiptu, czy tam jest bezpiecznie. Odpowiedziałem jej, że owszem, turyści są bezpieczni. Na co ona: „ale nasz rząd twierdzi, że w Egipcie jest niebezpiecznie”. Zapytałem więc, czy wierzy swojemu rządowi, a ona odparła: „Nie, wcale im nie wierzę”. Tak więc wydaje mi się, że brak zaufania do polityków to również dość powszechna kwestia.

Czy pana film ma szansę coś zmienić?
Głęboko w to wierzę, dlatego zrobiłem ten film. Mam nadzieję, że po projekcji na festiwalu w Kairze, która odbędzie się za miesiąc, ktoś ten film zobaczy, ktoś o nim napisze, ktoś się zastanowi, że może z tym problemem jednak trzeba coś zrobić. To taka moja mała rewolucja. Istnieje też możliwość, że mnie aresztują, trudno.

Kim pana dzieci zostaną, gdy dorosną?
Nie wiem, chcę ich dobrze wykształcić, by mogły być kimkolwiek zechcą. Może poślę je do szkół artystycznych, dzięki temu będą mieć otwarte głowy…

A co będzie w Egipcie, z Egiptem za 20–50 lat?
[Po długiej chwili namysłu] To samo co teraz.

 *

Romany Saad – egipski reżyser filmów krótkometrażowych i dokumentów. Ma 41 lat, studiował sztuki piękne na Wydziale Sztuki, a także na Wydziale Filmowym na Uniwersytecie Francuskim. Jego krótkie metraże pokazywano na wielu festiwalach międzynarodowych i arabskich i zdobywały wiele nagród. „Tuk-tuk” to jego pierwszy pełnometrażowy film dokumentalny. Film jest pokazywany w ramach Warszawskiego Festiwalu Filmowego, niedługo będzie wyświetlany na festiwalu w Montpellier, a następnie w Londynie. Reżyser otrzymuje kolejne zaproszenia z całego świata, w tym z Iranu, Belgii i Niemiec.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną