Miej własną politykę.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Stosik

Kawiarnia literacka

Stosik może się zmniejszyć, nawet radykalnie, ale nie zniknąć.

Po 12 latach związku mamy już za sobą kłótnie o sprawy fundamentalne; jeśli kłócimy się, to na ogół o rzeczy drobne a stałe, jak choćby o to, czy nocą można podjadać kabanosy z lodówki („Pingwiny to jaskółki, które jadły po osiemnastej”). A stosik jest jednym z takich punktów zapalnych.

W moim domu rodzinnym było dużo książek, a zatem i instytucja stosiku była znana: na stoliku przy kanapie, na rogu stołu, nawet na poręczach foteli piętrzyły się książki wyjęte z półek i nieodłożone na miejsce, książki nowo kupione, które jeszcze swojego miejsca nie miały, książki wygrzebane z drugiego rzędu i leżące pod ręką, bo zaraz się je przeczyta, ale tymczasem narosły inne, pilniejsze lektury. Akumulacyjny z natury stosik przyjmował również gazety, listy, rachunki, przyciągał je wręcz, tak że ginęły pomiędzy książkami; miał tendencje do rozrastania się we wszystkich kierunkach, osuwania, a przede wszystkim: do trwania. Jak każda prowizorka. Rozebranie stosiku, wiadomo, jest zawsze czynnością częściową, bo, po pierwsze, miejsca na półkach i tak nie ma, a po drugie, zawsze trzeba mieć jakąś książkę do przeczytania zaraz, zawsze też trzeba gdzieś odłożyć tę, którą się czyta obecnie. Stosik zatem może się zmniejszyć, nawet radykalnie, ale nie zniknąć.

Reguły te obowiązują również w naszym domu. Z licznych stosików, które się w nim piętrzą, najpocześniejszy trwa od lat na artdekowskiej konsoli przy moim biurku. Jeśli więc Pietia mówi tonem reprymendy: Czy możesz coś zrobić z książkami?, to wiem, że nie chodzi mu o to, żebym jakąś napisał albo przetłumaczył, tylko żebym rozładował stosik. A ja, mimo że to właściwie niemożliwe, podejmuję próbę. Bo w związku trzeba czasem ustąpić.

Więc: przejrzenie wszystkiego, wyjęcie spomiędzy książek dwóch odłożonych tam muszek, paru płyt, potem podzielenie: te z półek, z ekslibrisami, do odłożenia, te bez ekslibrisów, a zatem dzielą się na takie, którym trzeba je wkleić, i takie, które mogą powędrować na stos oddam książki, z którymi nie chcę już mieszkać. No i, zanim zabiorę się do odstawiania, rzecz zasadnicza: trzeba wygospodarować trochę miejsca. Nad konsolką, za rzędem resztek dzieł zebranych niemieckich autorów, które trzymam dla ich urody, bo piękne okładki, grzbiety i ilustracje też mają swoją wagę, za tymi pojedynczymi Lessingami, Uhlandami i Körnerami, których z pewnością nigdy nie przeczytam, bo nie czytam po niemiecku, kryją się książki równie stare, ale mniej wizualnie atrakcyjne, często kupowane za grosze w żoliborskim antykwariacie pana Krzysia, bez oglądania się na problem metrów bieżących półek. Może stamtąd da się coś usunąć.

„Psyche” Anatola Krzyżanowskiego, powieścidło – przeglądam – o spotkaniu Polaka z Polką na obczyźnie, w wędrówce po muzeach Monachium. – Córo polskiego szlacheckiego gniazda, gdzieżeś ty zaszła? – wymówiła półgłosem. Wanda, oczywiście, bo skoro Polka w Niemczech, to Wanda musowo. Zielone fale jeziora Chiemsee rozstąpiły się i, spiętrzone, srebrną prysnęły pianą. W odpowiedzi, olbrzymia biała mewa, zbudowana ludzką ręką, poczęła pruć je ze zdwojoną siłą. Kto dziś tak opisze parowiec, gdy parowców nie ma? Ona Orlińska, bo orzeł biały, on Horecki, bo Horeszkowie. On wchodzi po schodach muzeum, w słońcu, i w smudze ogrzanego przez nie powietrza, poczuł nagle jakąś falę woni leciuchnej, zapach kwiatów lub perfum doskonałych. Odor feminae – pomyślał, wciągając w płuca to powietrze ciepłe, rozkoszne, wnoszące w chłód marmurów złudę życia i czar jego subtelny.

Nie, przepraszam, ale takich cudów kiczu pozbyć się nie sposób. Po paru godzinach wreszcie znajduję coś, z czym mogę się pożegnać. „Z ziemi fjordów i fjeldów. Luźne kartki z podróży” M. Szukiewicza (dozwoleno cenzuroju. Warszawa, 28 nojabrja 1900 g.). Przeglądam, autor był to w skansenie, to nad wodospadem, to pisze o dolce far niente nad fjordem – kupiłem, nie przeczytałem i raczej nie przeczytam, a jeśli nawet będę musiał napisać coś o podróży Macieja Szukiewicza do Szwecyi, to przecież zawsze mogę zerknąć w Polonie, świetnym portalu Biblioteki Narodowej. Bo – sprawdzam – mają zdigitalizowane.

I kiedy już mam odłożyć cienki – ledwie centymetr oszczędności na półce – tomik, pomiędzy kartkami znajduję dwa kartoniki. Pierwszy to wyklejanka: niżej kwiatek, wyżej wycięte ze świętego obrazka Dzieciątko i napis odręczny Bethlehem. Drugi to wizytówka jubilera z chrześcijańskiej dzielnicy Jerozolimy, po arabsku i po angielsku: S. H. Zacarias, Engraver Gold Smith & Jeweller, z tyłu niedokładnie odbita pieczątka czerwonym tuszem: WAŻNA WIADOMOŚĆ DLA POLAKÓW Wszyscy oficerowie i szeregowi Przesławnego Wojska Polskiego z Kampanii wrześniowej, z terenu Francji, z Nawiku oraz z Libii zaopatrują się w Pamiątkowe wyroby ze złota najlepszej Próby tylko w Katolickiej Wytwórni […] i wszelkich wyrobów Złotniczych […] doskonałej jakości i niskich cen FIRMY S. H. Zacharias.

Stoję tak. Ważę. Nie, naprawdę nie chcę czytać o fjordach i fjeldach. Ale karteczki! Przekładam je do „Dwóch wizyt w Anglii” Chłędowskiego (dozwoleno w 1899 r., pieczątka Rzemieślniczej Spółdzielni Pracy Kominiarzy w Gdyni, Oddział IV w Wejherowie). Bo polskie wojsko, Anglia, jakoś się składa. Książka podróżnicza, ten sam prawie rok, to samo miasto wydania, to samo prawie imprimatur carskiego cenzora. Ale nie. Bo efekt inny, bo relacja z podróży do zimnej Szwecji zgoła inaczej brzmi z tymi karteczkami. Przekładam je z powrotem, potem odstawiam na półkę. Po trzech godzinach stosik nie został ani trochę rozładowany; czas zasiąść do herbaty i przygotować się wewnętrznie na pytanie: Czy możesz coś zrobić z książkami?

***

Jacek Dehnel – pisarz (m.in. powieści „Saturn”, „Lala”), poeta, tłumacz (Larkin, Verdins) i malarz. Zajmuje się zbieractwem i łowiectwem (gratów), prowadzi blog poświęcony międzywojennemu tabloidowi kryminalnemu „Tajny Detektyw”, nie prowadzi samochodu. Ostatnio ukazała się jego powieść „Matka Makryna”.

Polityka 9.2016 (3048) z dnia 23.02.2016; Kultura; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Stosik"
Reklama

Czytaj także

Społeczeństwo

Nikt ci tyle nie da, ile coach obieca. Sprawdziłam na własnej skórze

Coach wyremontuje mi duszę, wyznaczy ścieżkę do bogactwa, a nawet oczyści energię seksualną po byłych partnerach. Może też trzeźwo pomóc w wyzwaniach zawodowych. Oferta tych usług pokazuje, jak bardzo staliśmy się głodni wsparcia.

Joanna Cieśla
12.01.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną