Wiadomo, że była najdłużej wydawaną płytową serią jazzową w Polsce. Być może nawet na świecie. Ale dziś trudno nawet precyzyjnie odtworzyć moment powstania serii „Polish Jazz”. Na pewno zasłużył się Jan Ptaszyn Wróblewski, który w maju 1963 r. nagrywał w Kopenhadze z Krzysztofem Komedą jego etiudy baletowe dla wytwórni Metronome. Gdy wrócił, pochwalił się nagraniem w centrali handlu zagranicznego Ars Polona. „Powiedziałem, że za granicą uważają to za dobry biznes, a my co?” – wspominał później Ptaszyn w wywiadzie dla „Jazz Forum”. Szefostwo Ars Polony miało uznać, że w takim razie można by spróbować sprzedać ten cały polski jazz za granicą. Ale najpierw trzeba go wydać, więc skontaktowało się z Polskimi Nagraniami. A tam Ryszard Sielicki – pierwszy dyrektor artystyczny firmy, zarazem kompozytor z doświadczeniami w muzyce poważnej i rozrywkowej – zlecił przygotowanie serii albumów.
Choć fakt, kto, komu i co dokładnie zlecał, to już kwestia, która do dziś wywołuje dyskusje. Zdaniem Jana Borkowskiego – wybitnego radiowca i współtwórcy Jazz Jamboree – serię zainicjował jej późniejszy redaktor, powszechnie lubiany, skromny Andrzej Karpiński. – Spośród wielu wykształconych, dobrych muzyków, którzy pracowali w Polskich Nagraniach, tylko Karpiński wychowywał się na jazzie, interesował nim i dobrze go znał.
Świadectwo boomu
Muzyka młodości to ważne hasło, bo dla całego pokolenia „Polish Jazz” była przede wszystkim świadectwem pewnego boomu. Miał on miejsce pod koniec lat 50.