Na realizację filmowego hitu trzeba dziś wydać – według szacunków – ponad 200 mln dol. Drugie tyle pochłania kampania reklamowa. I podczas gdy budżety promocyjne wzrosły w ciągu ostatnich dziesięciu lat o ponad 30 proc., to w tym samym czasie obroty w amerykańskich kinach spadły o 20 proc. Do walki o widza wytaczane są coraz cięższe, a przez to kosztowniejsze marketingowe działa. Ryzyko inwestycyjne rośnie.
Sytuacja przemysłu filmowego najbardziej odpowiada dwóm gigantom światowej rozrywki – Disneyowi i Warner Bros. To oni są właścicielami licencji do postaci superbohaterów (Marvel i DC Comics) i posiadają w swoich stajniach najgłośniejsze marki („Gwiezdne wojny”, „Harry Potter”). Disney dodatkowo nie ma sobie równych w animacji. Pozostali gracze na rynku muszą szukać nowej drogi dotarcia do masowego widza. By zminimalizować ryzyko, sięga się tu po sprawdzone rozwiązania – stąd różne metody sprzedania tego samego w innej wersji: niekończące się sequele, prequele, rebooty, remaki czy adaptacje. Raporty z księgowości nie kłamią – wśród 20 najbardziej dochodowych filmów wszech czasów tylko trzy nie zaliczają się do jednej z powyższych kategorii. A 13 superbohaterskich filmów od Disneya/Marvela, będących dość niezwykłą hybrydą adaptacji i sequeli, przyniosło w sumie ponad 10 mld dol. wpływów. Olbrzymie pieniądze zarobiły też kinowe seriale oparte na słynnych książkowych cyklach: „Władca pierścieni”, „Harry Potter”, „Zmierzch” czy „Igrzyska śmierci”. Następców tych literackich fenomenów nie widać, więc producenci, szukając nowego produktu o wielkim komercyjnym potencjale, coraz częściej spoglądają na medium, które w kinie nie miało do tej pory za wiele szczęścia – gry wideo.