Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Za co kochamy DiCaprio?

Skąd wziął się fenomen boskiego Leo

Mural w Los Angeles z napisem: „Nigdy się nie poddawaj”. Mural w Los Angeles z napisem: „Nigdy się nie poddawaj”. Matt Winkelmeyer / Getty Images
„Titanic” uczynił go obiektem westchnień nastolatek, ale dopiero Oscar przyznany za prawie niemą rolę w „Zjawie” (od 5 października do kupienia z POLITYKĄ) przypieczętował jego wizerunkową metamorfozę.
Leonardo DiCaprio z Robertem De Niro, „Chłopięcy świat”, 1993 r.Warner Bros/Courtesy Everett Collection/Everett Leonardo DiCaprio z Robertem De Niro, „Chłopięcy świat”, 1993 r.
„Co gryzie Gilberta Grape’a?” z Johnnym Deppem, 1993 r.Paramount/Courtesy Everett Collection/Everett „Co gryzie Gilberta Grape’a?” z Johnnym Deppem, 1993 r.
Na planie filmu „Infiltracja” z Martinem ScorsesemWarner Bros/Courtesy Everett Collection/Everett Na planie filmu „Infiltracja” z Martinem Scorsesem
W „Zjawie”, 2015 r.20th Century Fox/Courtesy Everett Collection/Everett W „Zjawie”, 2015 r.

Natura nie poskąpiła mu urody. Szczupły, wysoki, niebieskooki blondyn z niewinnie dziecięcą twarzą cherubina długo zdawał się być ideałem naiwnych wyobrażeń o męskości. W telewizji DiCaprio (rocznik 1974) występował od dziewiątego roku życia, zaczynał od sitcomów i młodzieżowych seriali. Startował z pozycji beztroskiego, cudownego, nad wyraz towarzyskiego chłopca, któremu wróżono mało wyboistą przyszłość w sentymentalnych melodramatach głównego nurtu hollywoodzkiego kina. Niewielu natomiast spodziewało się, że stać go będzie na wysiłek zmierzenia się z rolami szaleńców, wielowymiarowych, autodestrukcyjnych, złamanych życiem antybohaterów czy sfrustrowanych polityków poruszających się poza granicami ustalonego porządku.

1. Został amantem

Sławę największego amanta swego pokolenia zyskał najszybciej. W wieku 22 lat brawurowo wcielił się w nastoletniego potomka możnego rodu Montekich w gangsterskiej, postmodernistycznej wersji „Romea i Julii” wyreżyserowanej przez Baza Luhrmanna. Rok później – po „Titanicu” – już nikt nie mógł z nim konkurować. Zagrał pewnego siebie młodzieńca łamiącego serce pięknej, lecz nieszczęśliwie zaręczonej arystokratki; pasażera trzeciej klasy luksusowego parowca, którego miłość w zderzeniu z górą lodową konwenansów i nieprzychylnością losu nie odeszła w zapomnienie. Okrzyknięto go królem życia. Rola ubogiego rysownika z „Titanica” ożywiła i ucieleśniła na dobre mit romantycznego kochanka końca XX w., lecz – ku zdumieniu i rozpaczy milionów widzów – nie przyniosła mu nawet nominacji do Oscara.

Dzięki „Titanicowi” wzrosła za to dziesięciokrotnie gaża DiCaprio, która od tego czasu rzadko schodzi poniżej 20 mln dol. Z dnia na dzień stał się celebrytą, ofiarą własnego sukcesu. Zyskał zawodową niezależność, ale też krępującą maskę uwodziciela, od której trudno mu się było uwolnić. Jako bożyszcze kobiet mógł sobie pozwolić na wszystko.

Tabloidy z godną podziwu regularnością donosiły o kolejnych top modelkach, które padały jego łupem. Wkrótce też przekonał się, że prywatność i normalność w jego przypadku nie istnieją. Wszędzie towarzyszył mu tłum psychofanek. Jedna z nich tak długo go prześladowała, że musiała interweniować policja. Dla odzyskania spokoju i równowagi zniknął z życia publicznego, przestał też przyjmować filmowe propozycje. Wrócił dopiero po roku.

2. Pogrzebał własny mit

Wszystko, co DiCaprio nakręcił po „Titanicu”, da się opisać jako ryzykowną ucieczkę od tego, kim chciano, by pozostał na zawsze. Nie czuł się reprezentantem pokolenia, nie zamierzał wypowiadać się w niczyim imieniu. Jeśli identyfikował się z grupą, to tych artystów poszukujących w kinie nowych rozwiązań, którym mniej zależało na rozgłosie, a bardziej na ambitnej sztuce. Ostentacyjnie dystansował się od narzuconej mu gęby występami w niskobudżetowych produkcjach, prowokował, spuszczając powietrze z amanckiej legendy.

W „Celebrity” Woody’ego Allena wyśmiał swoje gwiazdorstwo. W „Niebiańskiej plaży” zaskoczył w roli mało sympatycznego oszusta wykorzystującego przyjaciół. W „Don’s Plum” DiCaprio bekał, dłubał w nosie, grzebał sobie w majtkach, wkładał oszpecające wystające zęby, a na koniec próbował uprawiać seks z zaćpaną dziewczyną.

Za symboliczne pożegnanie z mitem boskiego Leo można uznać jego występ w melodramacie Sama Mendesa „Droga do szczęścia”. To film o wielkim rozczarowaniu, jakie niesie małżeńska stabilizacja, wychowanie dzieci, przyrządzanie posiłków, praca zarobkowa, słowem, o katastrofie i hipokryzji mieszczańskiego modelu, z którego wyparowała romantyczna otoczka. Nieprzypadkowo DiCaprio pojawił się tu ponownie w duecie z Kate Winslet. Bajeczna para kochanków tym razem zdradza się i dręczy z powodu niezaspokojonych wyższych ambicji w nudnym małżeństwie; jest uosobieniem niespełnienia, zgorzknienia, zamknięcia w jałowym związku (on jest żałosnym urzędniczyną, ona nieutalentowaną artystką). Trudno o bardziej wyrazisty sygnał degradacji wielkiej miłosnej przygody, odcięcia się od sentymentalnego wizerunku namiętnej miłości aż po grób. Film poniósł klęskę. Publiczność tego nie kupiła.

3. Jest jak De Niro

Prawdziwego aktorstwa DiCaprio nauczył się od Roberta De Niro. Podziwiał go od chwili, gdy ojciec, wydawca komiksów i aktywny działacz ruchu hipisowskiego zaprzyjaźniony m.in. z Timothym Learym, uświadomił mu, że to geniusz. Miał szczęście poznać De Niro na planie „Chłopięcego świata”, gdzie jako 15-latek debiutował na dużym ekranie. Spotkanie okazało się, jak to ujął w jednym z wywiadów, „szokiem kulturowym”. W telewizji nie wymagano od niego wiele. Po komendzie „kamera” robił, co chciał. Tymczasem podlegający ciągłym metamorfozom De Niro z obsesyjnym stosunkiem do pracy, traktujący realizację wyznaczonych celów bardzo osobiście, wydawał się człowiekiem z innej planety. Wkładał autentyczne emocje, stapiał się z odtwarzaną postacią zgodnie z zasadą metody Stanisławskiego. I uważał aktorstwo za najoryginalniejszy sposób manifestowania nerwic w świecie notorycznie tłumionej swobody ekspresji.

DiCaprio nie studiował aktorstwa, szkołę porzucił przed maturą. Z lekcji udzielonej mu przez De Niro nie od razu wyciągnął wniosek, że wcielanie się w osoby niezrównoważone psychicznie, w których podskórnie wyczuwa się skłonności do przemocy, na swój sposób chore emocjonalnie, stwarza aktorowi spore szanse. Na początek wystarczyły rady, jak się koncentrować i przygotowywać do roli, że należy uważnie obserwować, sublimować własną osobowość na użytek odgrywanej postaci. De Niro zaszczepił w nim pasję do rozwijania umiejętności, poszukiwania niestandardowych rozwiązań.

Krytycy piszą, że właśnie wtedy dokonało się symboliczne przekazanie pałeczki. Potwierdzone wieloletnią, trwającą do dziś owocną współpracą z Martinem Scorsese. Jak pojętnym był uczniem, dowiodła już kolejna kreacja DiCaprio w dramacie „Co gryzie Gilberta Grape’a”, w którym grając upośledzone umysłowo dziecko, przyćmił samego Johnny’ego Deppa.

4. Szuka wielkich ról

Scorsese znalazł w DiCaprio godnego następcę wściekle naturalistycznego aktorstwa Harveya Keitela i De Niro. Dzieli ich spora różnica wieku. Leonardo jest przeszło 30 lat młodszy. Aktor ma też domieszkę włoskiej krwi od strony ojca, ale jego rodzina wywodzi się z Niemiec, matka ma niemiecko-rosyjskie korzenie. Połączyła ich pasja, neurotyczne spojrzenie na życie podszyte ojcowsko-synowską relacją.

Grając mocniejszych lub słabszych od siebie bohaterów, Leo nie daje poznać, jak bardzo różni się od nich psychicznie. Mimo wrodzonej nieśmiałości umie narzucić rys szaleństwa, zachować się jak owładnięty paniką gangster, outsider, psychopata. Wspólnie ze Scorsesem nakręcili już pięć niezwykłych widowisk i zapowiadają kolejne – horror „The Devil in the White City” o pierwszym osądzonym seryjnym mordercy w Ameryce, doktorze Henrym Howardzie Holmesie podejrzewanym o zamordowanie blisko 200 samotnych kobiet (na procesie przyznał się do 27).

DiCaprio sam namówił Scorsesego do realizacji „Aviatora” – biografii Howarda Hughesa, zmarłego w 1976 r. ekscentrycznego multimilionera. Hughes szturmem zdobył Hollywood, stał się wziętym producentem, wylansował Jean Harlow, romansował z Avą Gardner, Ginger Rogers, Katharine Hepburn. Poza słabością do aktorek, kina oraz do lotnictwa zasłynął z szeregu fobii. Bał się zarazków, po kontakcie z chorą osobą palił swoje ubrania, miewał ataki paniki przed brudem, mówił, że „widzi rzeczy”, których inni nie mogą zobaczyć. DiCaprio uważał go za jednego z najbardziej fascynujących Amerykanów i był doskonale przygotowany, by go zagrać. Niestety, i tym razem skończyło się jedynie na nominacji do Oscara (łącznie ze „Zjawą” ma ich jak dotąd pięć – plus jedną w kategorii Najlepszy producent za „Wilka z Wall Street”).

W „Infiltracji” zmienił skórę na bostońskiego stróża prawa udającego przestępcę. Mimo widocznego przerysowania charakterystycznego dla sensacyjnego gatunku udało mu się całkiem porządnie oddać problem tożsamości człowieka zdradzającego ideały, tracącego wewnętrzny spokój, przestającego rozumieć, kim jest oraz jakim wartościom służy. Kolejną wybitną rolą u Scorsesego przypomniał się w głośnym „Wilku z Wall Street”. Zmierzył się tam z niesławną legendą Jordana Belforta – króla mętnych interesów i rynkowych manipulacji, sprzedawcy marzeń o bogactwie, który za swoje oszustwa giełdowe pod koniec ubiegłego wieku odsiedział 3 lata w więzieniu. Chociaż film koncentruje się na opisie rozpustnego stylu życia brokera, eksponuje jego uzależnienie od seksu, alkoholu, narkotyków oraz słabość do luksusu, Belfort w wykonaniu DiCaprio nie budzi jednoznacznie negatywnych odczuć. Problem z oceną tej postaci i moralny dyskomfort dający się we znaki podczas oglądania całego filmu to dodatkowy atut „Wilka z Wall Street” i nieprzeciętny wyczyn aktora.

5. Potrafi walczyć

DiCaprio interesują wyłącznie najwięksi autorzy kina, reżyserzy gwarantujący jakość, wizję i hollywoodzki rozmach, tacy jak Spielberg, Tarantino, Nolan, Eastwood czy Scott. Ale pracować chce z nim każdy. Na długiej liście odrzuconych przez niego propozycji jest m.in. główna rola w „Marzycielach” Bertolucciego, Steve Jobs w filmie Danny’ego Boyla i Neo w „Matrixie”. Z drugiej strony w internecie można znaleźć znacznie krótszy spis projektów, które mimo jego zabiegów z różnych przyczyn nie wypaliły. Takie jak „American Psycho”. Mając za sobą wytwórnię, DiCaprio przegrał z fanami książki Breta Eastona Ellisa, którym ten pomysł najwyraźniej nie przypadł do gustu – zorganizowali skuteczną kampanię zbierania podpisów pod petycją popierającą kontrkandydaturę Christiana Bale’a (filmowego Batmana).

Odyseja 36-letniego Hugh Glassa w „Zjawie”, podróżnika i trapera porzuconego przez kompanów w samym środku Gór Skalistych bez broni, ze złamaną nogą i licznymi obrażeniami ciała – pamiątkami po koszmarnej potyczce z niedźwiedziem, wymagała od DiCaprio szczególnego hartu ducha. Meksykański reżyser Alejandro González Ińárritu wymarzył sobie, że dla zachowania autentyzmu epickiej opowieści pokona z ekipą tę samą drogę co jego bohater, czyli przeszło 300 km w ekstremalnie trudnych warunkach. Ostatecznie musiał z ambitnego pomysłu zrezygnować.

Film powstawał w zabójczo ciężkich warunkach w Calgary, w prowincji Alberta, w Kolumbii Brytyjskiej oraz w Ushuaia, porcie na południowym krańcu Argentyny. Z wyjątkiem atakującego niedźwiedzia wszystko miało być prawdziwe jak w dokumencie, łącznie z surową wątrobą bizona zjadaną przez DiCaprio. Zimowe ujęcia kręcono przy 40-stopniowym mrozie. Futro, które musiał nosić na sobie aktor po wynurzeniu z lodowatej wody, ważyło 45 kg. Leonardo, zmieniony nie do poznania: z długą brodą, marszczący czoło i niewypowiadający więcej niż sto słów w ciągu dwóch i pół godziny projekcji, od początku był przekonany, że warto się tak poświęcić. Powstało dzieło wyjątkowe, uwrażliwiające na okrutne piękno natury i przy okazji wspierające inną, filantropijną sferę działań aktora.

6. Broni środowiska naturalnego

Ekologia to druga po aktorstwie największa pasja DiCaprio. Jeśli ktoś o niej jeszcze nie słyszał, powinien się wsłuchać w jego przemówienie podczas ceremonii oscarowej. Odbierając zasłużoną nagrodę amerykańskiej Akademii za „Zjawę”, apelował, by nie traktować życia na Ziemi jako czegoś oczywistego. Protestował przeciwko „polityce chciwości” i nawoływał do zaangażowania w obronę klimatu.

Według informacji dostępnych na stronie internetowej Leonardo DiCaprio Foundation (LDF) gwiazdor wyłożył dotąd na ten cel z własnej kieszeni 30 mln dol., pomagając m.in. organizacjom ONZ w ratowaniu raf koralowych oraz zagrożonych gatunków. W 2014 r. wziął udział w forum ekonomicznym w Davos, gdzie rozmawiał z sekretarzem generalnym Ban Ki-Moonem o strategii zapobiegania efektowi cieplarnianemu. W tym samym roku razem z 400-tysięcznym tłumem przemaszerował ulicami Manhattanu, by zaprotestować przeciwko rabunkowej gospodarce niszczącej środowisko naturalne.

Zieloną działalność DiCaprio prowadzi konsekwentnie od ponad 20 lat. W 1998 r. spotkał się w Białym Domu z wiceprezydentem Alem Gorem, wspierając go w walce z globalnym ociepleniem. W 2007 r. wyprodukował proekologiczny dokument „11th Hour”, w którym naukowcy i politycy (m.in. Gorbaczow) ostrzegają przed zagrożeniami. Dwa lata temu przeznaczył 3 mln dol. na ochronę populacji tygrysów bengalskich w Nepalu. A obecnie realizuje film poświęcony topnieniu lodowców na Ziemi Baffina, największej wyspie Archipelagu Arktycznego.

Przeciwnicy ruchu wytykają aktorowi, że działania LDF są nieprzejrzyste. Dzięki wykorzystaniu kruczków prawnych fundacja nie musi publikować sprawozdań finansowych i przez to wcale nie ma pewności, na co idą pieniądze. Hollywoodzkiemu gwiazdorowi nie pomaga również skandal wokół ogromnych malwersacji w malezyjskim państwowym funduszu inwestycyjnym 1MDB. Chodzi o nielegalne wyprowadzenie 3,5 mld dol., z czego niewielka część miała rzekomo zasilić budżet superprodukcji „Wilka z Wall Street”. Ale cóż, powodów do zachwytu jego osobą jest już i tak niemało. A genialny aktor nie musi być genialnym biznesmenem.

Polityka 40.2016 (3079) z dnia 27.09.2016; Kultura; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Za co kochamy DiCaprio?"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną