„Nowa nadzieja”, „Imperium kontratakuje” i „Powrót Jedi” trwają odpowiednio 121 minut, 124 minuty oraz 134 minuty. Nieliczni wiedzą, że istnieją dłuższe wersje tych historii, w sumie składające się na grubo ponad 13 godzin materiałów. To niezwykłe słuchowiska radiowe.
Oczywiście i same filmy doczekały się nowych wersji, poprawionych i rozszerzonych przez George’a Lucasa. Raz jednak, że były to zmiany kosmetyczne, dodające ledwie minuty materiału, skupiające się przede wszystkim na dołożeniu efektów specjalnych. Dwa – fanom się nie spodobały, bo twórca „Gwiezdnych wojen” po prostu naćkał w nich więcej generowanych komputerowo statków kosmicznych i stworków, które gryzły się z charakterystycznym wyglądem oryginalnej trylogii; doczekaliśmy się nawet protestów i próśb, by w sprzedaży znowu pojawiły się pierwotne wersje filmów, bez „poprawek”. Powszechnym symbolem sprzeciwu stały się tu dwie sceny: Han Solo zabijający Greedo w kantynie, w nowej wersji strzelający jako drugi, więc w obronie własnej, oraz Darth Vader krzyczący „Nieeeeeeeeee!” w scenie z Lukiem i Imperatorem z „Powrotu Jedi”.
Słuchowiska z błogosławieństwem George’a Lucasa
Słuchowiska z serii „Star Wars – The Original Radio Drama” to jednak zupełnie inna historia. Nagrano je za zgodą i z błogosławieństwem Lucasa, który prawa oddał za symbolicznego dolara, przy udziale Marka Hamilla, ponownie wcielającego się w Luke’a Skywalkera, oraz Anthony’ego Danielsa, czyli filmowego robota C-3PO. Lucasfilm przekazał radiowcom także ścieżkę muzyczną i bazę charakterystycznych dźwięków z filmu, jak odgłos miecza świetlnego czy przelatującego statku typu TIE fighter.
Pierwszą część wyemitowano w National Public Radio w roku 1981. Każdy odcinek gromadził przed odbiornikami średnio 750 tys. słuchaczy, co stanowiło czterdziestoprocentowy wzrost względem standardowych wyników NPR. W ciągu tygodnia od emisji radio otrzymało ponad 50 tys. listów i telefonów. Wszystko to w czasie, gdy słuchowiska radiowe zaczęły wychodzić z mody.
W skrócie: sukces. Kolejne części powstały w 1983 roku oraz w 1996. Do niedawna, do czasu przejęcia Lucasfilmu przez Disneya, który zdecydował, że historię „Gwiezdnych wojen” tworzą tylko oryginalna trylogia, nowa trylogia oraz serial „Star Wars: Rebelianci”, wersje radiowe były uznawane za część kanonu, razem z powieściami czy komiksami.
Jeszcze więcej „Gwiezdnych wojen”
Co więc leżało u podstaw tego fenomenu? Dlaczego setki tysięcy ludzi zasiadało przed radiami, by po raz kolejny wysłuchać opowieści, którą doskonale znali z kinowego ekranu?
Otóż sęk w tym, że to nie były te same historie. Nie były to też przy tym żadne wersje alternatywne – wszystkie fakty znane z filmów się zgadzały. Po prostu opowieści było tu więcej. Dużo, dużo więcej.
Najbardziej różnicę tę czuć w przypadku części pierwszej, powstałej na bazie „Nowej nadziei” – film to dwie godziny materiału, słuchowisko natomiast trwa blisko sześć godzin. Wprawdzie różnicę może robić to, że na koniec każdego z trzynastu składających się na tę historię odcinków puszczano słuchaczom minikoncerty muzyki z „Gwiezdnych wojen”, nawet jeżeli jednak to wyciąć, zostaje nam mnóstwo rozszerzonych czy dodatkowych scen. Inny jest tu już sam początek, bo scena wtargnięcia szturmowców i Vadera na statek księżniczki Lei to dopiero trzeci odcinek, wcześniej zaś odwiedzamy Luke’a na Tatooine oraz Leię i jej podwładnych, zanim przejęli plany Gwiazdy Śmierci i tak bardzo wplątali się w działania Rebelii. Później zresztą Leia odwiedza rodzinną planetę Alderaan, więc poznajemy jej ojca, pojawia się nawet sekwencja tortur, z pomocą których Darth Vader próbował wydrzeć z księżniczki informacje o wrogach Imperium.
Im dalej jednak, tym mniej scen zupełnie nowych, więcej zaś rozszerzonych – dialogi, na które w filmie składało się ledwie kilka zdań, tu rozrastają się do długich rozmów, czego przykładem choćby pierwsze szkolenie Luke’a na Jedi, które odbywało się na pokładzie Sokoła Millenium. Na rozbudowie zyskuje zwłaszcza Han Solo, którego poznajemy dużo lepiej, którego przemiana z pazernego przemytnika do bohatera jest bardziej dramatyczna i skomplikowana. Choć i Obi-Wan Kenobi ma szansę, by lepiej przybliżyć nam Moc i ścieżki rycerzy Jedi.
Wszystko to zaś nie po prostu wymysły scenarzysty słuchowiska Briana Daleya, ale jego opracowanie pierwotnych wersji scenariuszy filmów, które dostał od Lucasa – wersja radiowa zawiera wszystkie te sceny, które z różnych powodów do wersji kinowych się nie zmieściły.
Słuchowiska z „Gwiezdnymi wojnami” prezentem przed premierą „Łotra 1”
Przede wszystkim jednak całość po prostu brzmi niesamowicie. Dzięki wykorzystaniu oryginalnej muzyki, efektów dźwiękowych od Lucasfilmu oraz zaangażowaniu przynajmniej kilkorga z oryginalnych aktorów – w słuchowisku można się zatracić i zapomnieć, że to nie film. Tak, nawet inne głosy księżniczki Lei czy Hana Solo nie są problemem (świetnie spisał się tu Perry King, który zresztą walczył z Fordem o rolę Hana, gdy Lucas kompletował swoją obsadę). (Choć trzeba przyznać, że Darth Vader przemawiający głosem innym niż Jamesa Earla Jonesa to już mała herezja i po prostu drażni, tym bardziej że w tym przypadku realizatorzy popełnili szkolny błąd i Vader często jednocześnie mówi i oddycha w swój charakterystyczny sposób). Świetnym zabiegiem było choćby imitowanie przestrzeni, a więc nie nagrywanie aktorów statycznie, ale stwarzanie iluzji ruchu, co wzbogaca nie tylko dyskusje, ale i sceny akcji, w tym kosmicznych bitew – sekwencja ataku na Gwiazdę Śmierci wypada tu niemniej efektownie niż w filmie.
Przed grudniową premierą „Łotra 1”, czyli nowej historii w ramach „Gwiezdnych wojen”, z akcją rozgrywającą się przed „Nową nadzieją”, miłośnicy świata „Star Wars” otrzymują więc prezent idealny: wymówkę, by po raz kolejny wrócić do oryginalnej trylogii, a jednocześnie okazję do innego doświadczenia tej historii, w pełniejszej i lepszej fabularnie wersji (zyskują zwłaszcza postacie, bardzo).
W Polsce wszystkie trzy części „Star Wars – The Original Radio Drama” dostępne są w serwisie Storytel.pl. Rzecz jasna historie te nagrano w wersji anglojęzycznej.
Źródło: Na trop słuchowisk z serii „Star Wars” naprowadził mnie artykuł „Dawno temu, w nieco inne galaktyce” Andrzeja Kaczmarczyka z „Nowej Fantastyki” 12/2016. Autor opisuje w nim wiele alternatywnych i rozszerzonych wersji historii Lucasa, w tym radiowe adaptacje.