W dostępie do morza i napływających dóbr z całego świata od lat upatrywano głównego czynnika świadczącego o jakości trójmiejskiej sceny muzycznej. Funkcjonująca trochę na uboczu metropolia w latach 50. przyjęła na polski grunt muzykę rock’n’rollową, którą sprowadził Franciszek Walicki. Aby nie drażnić ówczesnej władzy skojarzeniami z kulturą zachodnią, wymyślił dla nurtu polski odpowiednik – bigbit. To w Trójmieście w 1979 r. powstał Deadlock, wskazywany jako jeden z pierwszych w Polsce zespołów punkowych. Równolegle z karnawałem Solidarności ewoluowała Gdańska Scena Alternatywna, której fenomen po legendarnych koncertach na festiwalu w Jarocinie próbowali opisać dziennikarze z innych części Polski. Dziesięć lat później konfrontowali się z yassem, wywrotowym spojrzeniem na muzykę jazzową. A dziś warto się fenomenom znad morza przyjrzeć na nowo.
Nowe wesołe piosenki
Najgłośniej jest o zespole Trupa Trupa, który właśnie wydał swój czwarty album „Jolly New Songs”. Po raz drugi za granicą, przy współpracy brytyjskiej wytwórni Blue Tapes i francuskiej Ici d’ailleurs, które wydały też poprzednią płytę grupy. Być może muzycy nie zaszliby tak daleko bez katorżniczej pracy gitarzysty i wokalisty Grzegorza Kwiatkowskiego, który konsekwentnie wypracował sobie kontakty z przedstawicielami mediów i wydawnictw na całym świecie. Udział znaczących wytwórni odegrał w tym bez wątpienia swoją rolę. W tym roku, jeszcze przed premierą płyty, nagrania kwartetu były emitowane w radiu BBC 6 Music, KEXP Seattle czy nowojorskim WFMU.
Zespół inspiruje się twórczością The Beatles, The Velvet Underground czy Fugazi, a jego piosenkom nie brakuje wymiaru psychodelicznego, co pokazała zwłaszcza wydana przed dwoma laty „Headache”.