Po wahaniach formy i wyjątkowo stonowanym otwarciu trzeciego sezonu, gdzie mniej było okazji do śmiechu, a więcej powodów do refleksji, „Ucho prezesa” wraca do satyrycznych korzeni i serwuje odcinek absurdalny, oderwany od bieżących wydarzeń, a przez to świeży i zaskakujący.
Gdzie się podział Prezes?
O zaskoczeniu trzeba mówić, i to wielkim. Gdzie Prezes? Gdzie biuro na Nowogrodzkiej? Gdzie Sejm? Ani opozycja się tu nie pojawia, ani obóz rządzący, zamiast tego odwiedzamy prowadzący przez państwa Rokitów ośrodek dla uzależnionych od polityki, w którym postaci z różnych stron konfliktu, będące już poza systemem partyjnym (albo po prostu zepchnięte do dalekich rezerw), próbują żyć bez rządowych posadek i codziennych wizyt w programach informacyjnych.
Czytaj także: Twórcy „Ucha prezesa” opowiadają o trzecim sezonie serialu
Odwyk od polityki
Mamy więc i mistrza dyplomacji Witolda, i Jana, co drzewa ścina, i Kostka. Ale też Bronka czy Romana, który wprawdzie próbuje zerwać z nałogiem, ale mu nie wychodzi. Wszyscy biorą udział w spotkaniach terapeutycznych w ramach grupy Powrót, prowadzonej przez niedoszłego Premiera z Krakowa i jego żonę, co to do drugiej partii się zapisała.
Doskonały odcinek, nieuwiązany aktualnościami politycznymi z pierwszych stron gazet, ale odwołujący się do uniwersalnych prawd na temat rządów i opozycji, wyciągający nawet z cienia postaci niemal zapomniane, jak Jan od Dildo, co partię swoją zakładał. Świetnie wyszły parodie, bo powracają ulubieńcy widzów, czyli Jan i Witold. Przezabawną rólkę ma do odegrania także Tomasz Kot jako Roman.
„Ucho prezesa” obiera nowy kurs
Przy okazji dostaliśmy zapowiedź nowego kierunku w serialu. Wygląda na to, że oderwanie od „bieżączki” będzie narastało – finał odcinka sugeruje powstanie nowej siły, która może zatrząść rodzimą polityką, zwłaszcza obozem PiS.
W skrócie: będzie się działo. I dobrze, bo w takiej wersji „Ucho...” wspina się na wyżyny.