Skromnie z początku pomyślana produkcja Lin-Manuela Mirandy „Hamilton”, w której rapowana przez wielorasowy zespół wykonawców biografia ojca założyciela Stanów Zjednoczonych jest hołdem dla wkładu imigrantów w powstanie i rozwój kraju, stała się największym musicalowym hitem ostatnich lat. Za rządów zapowiadającego mur na granicy z Meksykiem Donalda Trumpa i realizującej plan wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej Theresy May nabrał wydźwięku politycznego, niebotycznie drogie bilety są wyprzedawane na pniu zarówno na pokazy na nowojorskim Broadwayu, jak i na londyńskim West Endzie. – „Hamilton” był jednym z impulsów, które nas pchnęły na ścieżkę musicalu biograficznego – wyjaśnia reżyser „Bema!” Michał Walczak. I wylicza kolejne: – Mamy coraz więcej książek biograficznych, ludzie pasjonują się historią, a teatr wciąż dość umiarkowanie podąża za tym trendem. Ważną kwestią jest także próba znalezienia alternatywy dla oficjalnej, rządowej wersji historii i sposobu jej opowiadania.
„Bem! Musical o patriotach i renegatach”, tworzony przez Pożar w Burdelu w koprodukcji z warszawskim Teatrem Syrena (premiera 18 maja) i kieleckim Teatrem im. Żeromskiego (premiera 15 września), to część Pożarowego cyklu „100 wskrzeszeń na 100-lecie Polski”, realizowanego przez... Teatralny Instytut Pamięci Narodowej. To ironiczny, w najlepszym stylu Pożaru w Burdelu, komentarz do rządowych obchodów setnej rocznicy polskiej niepodległości.
Cykl zainaugurowały „Duchy. Musical spirytystyczny”, według scenariusza i w reżyserii Michała Walczaka, stworzony w koprodukcji z Teatrem Polskim w Warszawie. Akcja działa się przed stu laty i kręciła wokół Franka Kluskiego, bankowca, dziennikarza, krytyka teatralnego i medium, na którego seansach zbierała się ówczesna śmietanka towarzyska, z Piłsudskim i Boyem-Żeleńskim na czele.