Zmarły w 2001 r. artysta należy do najlepiej chyba opisanych bohaterów współczesnej polskiej masowej wyobraźni. Książka Piotra Stelmacha „Lżejszy od fotografii. O Grzegorzu Ciechowskim” (Wydawnictwo Literackie, s. 644) jest piątym z kolei dziełem w całości poświęconym Ciechowskiemu, nie licząc setek artykułów, wywiadów czy wreszcie prac naukowych na temat jego twórczości. Dwa lata temu do księgarń trafił ponad 750-stronicowy tom Leszka Gnoińskiego „Republika. Nieustanne tango”, a nieco wcześniej niewiele skromniejsza objętościowo, oparta głównie na wspomnieniach fanów, książka Anny Sztuczki i Krzysztofa Janiszewskiego „My lunatycy. Rzecz o Republice”. Wydawało się zatem, że już nic więcej o życiu i pracy Grzegorza Ciechowskiego napisać się nie da. A jednak…
Piotr Stelmach przepytał niemal wszystkich, którzy o Grzegorzu mogli i chcieli mówić. Wypowiadają się zatem osoby najbliższe: partnerki życiowe, dzieci, mama i inni krewni. Ale także przyjaciele, współpracownicy, koledzy ze sceny, dziennikarze, okazjonalni znajomi. Duża część cytowanych wypowiedzi, a również odautorskie noty Stelmacha stawiają bohatera książki na piedestale. Stelmach, dziennikarz radiowy i krytyk muzyczny, nie kryje swojej roli fana – zarówno zespołu Republika, jak i samego Grzegorza. We fragmencie otwierającym rozdział o przełomie lat 80. i 90. pisze: „Myślę, że muzyka w pewien sposób uzbroiła nam teren do życia i przygotowała nas mentalnie do wolty, jaka dokonała się pod koniec tamtej dekady. (…) Byliśmy ostrzeżeni, wyczuleni i zaopatrzeni w komunikaty, dzięki którym nową Polskę witaliśmy naprawdę z ogromną euforią. I co bardzo ważne, mieliśmy idoli.