Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Algorytm chaosu ministra Glińskiego

Piotr Gliński Piotr Gliński Forum
W ostatnich dniach minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński podjął dwie zaskakujące decyzje personalne. Konia z rzędem temu, kto zrozumie, o co mu właściwie chodzi z tymi awansami i odwołaniami.

Najpierw Piotr Gliński podjął decyzję o nieprzedłużaniu kontraktu dyrektorskiego szefowej Centrum Sztuki Współczesnej „Zamek Ujazdowski” w Warszawie Małgorzacie Ludwisiak. Chwilę później identycznie zachował się wobec szefa Instytutu Adama Mickiewicza Krzysztofa Olendzkiego. Żeby była jasność: tym razem nie naginał i nie łamał prawa (co mu się wcześniej zdarzało), mógł taką decyzję podjąć, ale mówiąc szczerze, większość oczekiwała, że nic się nie zmieni. Było więc zaskoczenie, a nawet nieśmiałe głosy protestu.

Co się zdarzyło w Centrum Sztuki Współczesnej

Małgorzata Ludwisiak zarządzała CSW jeszcze z nadania poprzedniej szefowej resortu Małgorzaty Omilanowskiej. Mam mieszane uczucia wobec programu, który realizowała. Za jej kadencji pojawiło się kilka wystaw ważnych, ciekawych, z rozmachem przygotowanych, skłaniających do dyskusji, że przypomnę „Późną polskość” czy „Inne tańce”. Ale dużo było także propozycji dość odległych od spraw, którymi żyjemy.

Ludwisiak prowadziła politykę wystawienniczą nader ostrożną, nie bulwersowała, unikała konfliktów artystycznych i politycznych, choć trudno powiedzieć, czy to wada, czy zaleta. Natomiast niewątpliwie przyczyniła się do poprawy atmosfery w instytucji targanej wcześniej ogromnymi konfliktami personalnymi. Wydawało się, że dla obecnej władzy jest dość bezproblemową kandydatką. A jednak wygląda na to, że Piotr Gliński ma w zanadrzu własnego kandydata, który – być może – uczyni placówkę bardziej otwartą na wartości narodowe i projekty nieawangardowe. Przekonamy się wkrótce, bo następca nie został jeszcze wskazany (wątpię, by zdecydowano się na formę konkursu na stanowisko).

Czytaj także: Każdy sobie kulturę skrobie. Dlatego za granicą nam nie wychodzi

Dziwna sytuacja w Instytucie Adama Mickiewicza

Znacznie bardziej dziwaczna jest sytuacja w Instytucie Adama Mickiewicza. Przypomnę, że Krzysztof Olendzki był człowiekiem dobrej zmiany, nominację otrzymał od Glińskiego. W atmosferze skandalu, bo poprzedni szef Paweł Potoroczyn został odsunięty – jak później przyznał to sąd pracy – bezprawnie. Trzeba jednak przyznać, że Olendzki okazał się wyjątkowo dobrym szefem. Wyważonym w sądach i decyzjach, unikającym jakichkolwiek czystek personalnych. Realizował program sensowny i choć nie wszystko przypadło mi do gustu (np. ogromny nacisk na promocję kultury polskiej w krajach Europy Środkowo-Wschodniej), to doceniam jego zdrowy rozsądek, nieuleganie ideologiom, merytoryczne kompetencje, otwartość na dialog, a nawet wielką kulturę osobistą.

Dlatego decyzja, by nie przedłużać mu kontraktu, okazała się ogromnym zaskoczeniem. Tym bardziej że na następcę została wyznaczona 35-letnia Barbara Schabowska, bez żadnych doświadczeń w obszarze dyplomacji kulturalnej, w kierowaniu tak dużym zespołem i zarządzaniu tak wielkimi pieniędzmi. Jeszcze dwa lata temu była szeregową dziennikarką II Programu Polskiego Radia, później jej kariera gwałtownie przyspieszyła (przed przyjściem do IAM szefowała TVP Kultura).

Czytaj także: Co ze spuścizną po dyrektorze Instytutu Adama Mickiewicza

Żaden komputer nie rozpracowałby Glińskiego

Obie decyzje personalne skłaniają, by z pewnego dystansu spojrzeć na politykę personalną szefa resortu kultury. Starsi czytelnicy „Polityki” zapewne dobrze pamiętają książkę Edmunda Niziurskiego „Sposób na Alcybiadesa”, w którym uczniowie zdobywają schemat pozwalający im rozszyfrować system odpytywania i oceniania ich profesora historii.

Otóż wydaje się, że nawet superkomputery najnowszej generacji nie byłyby w stanie rozpracować algorytmu rządzącego decyzjami obsadowymi Piotra Glińskiego. Mamy tu bowiem do czynienia z całym spektrum strategii i nieprzewidywalnych decyzji. Praktycznie tylko raz minister podjął decyzję absolutnie wzorcową. Mianowicie awansował na szefa Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie Agatę Wąsowicz-Pawlik, dotychczasową wicedyrektor, powoli i starannie przygotowywaną na to stanowisko przez poprzedniego dyrektora prof. Jacka Purchlę. Może dlatego, że to instytucja nieco na uboczu i słoików z konfiturami stoi w niej niewiele. Dla dobrej zmiany zatem bez znaczenia finansowego i ideologicznego.

W kilku przypadkach Gliński zaskoczył... pozostawiając na stanowiskach dotychczasowych szefów. Tak było choćby w przypadku Waldemara Dąbrowskiego (Teatr Wielki-Opera Narodowa w Warszawie) i Hanny Wróblewskiej (Narodowa Galeria Sztuki „Zachęta”).

Czytaj także: Dlaczego resort kultury zamyka „Tor” i łączy studia filmowe

Niejasne odwołania, kuriozalne nominacje

Zazwyczaj jednak kolejne odwołania i nominacje nanizać by można na szarfę z wyhaftowanym Prawem Kopernika-Greshama, iż „gorszy pieniądz wypiera lepszy pieniądz”. Następcy z namaszczenia nowej władzy praktycznie zawsze okazali się słabsi merytorycznie od swoich poprzedników. Niekiedy nieco słabsi, niekiedy wyraźnie, a bywało, że i dramatycznie słabsi.

Tak się stało w Narodowym Instytucie Audiowizualnym (Dariusz Wieromiejczyk na miejsce Michała Merczyńskiego), Polskim Instytucie Sztuki Filmowej (Radosław Śmigulski na miejsce Magdaleny Sroki), w Łazienkach Królewskich (Zbigniew Wawer na miejsce Tadeusza Zielniewicza), Instytucie Książki (Dariusz Jaworski na miejsce Grzegorza Gaudena), a niedawno w Instytucie Teatralnym (Elżbieta Wrotnowska-Gmyz na miejsce Doroty Buchwald).

Niekiedy personalne decyzje podejmowane były w atmosferze ewidentnego skandalu (odejście Jana Klaty ze Starego Teatru, odwołanie prof. Pawła Machcewicza z funkcji szefa Muzeum II Wojny Światowej czy niekończąca się awantura wokół stanowiska dyrektora muzeum Polin). Dorzucić oczywiście wypada bulwersujący i głośny w ostatnich miesiącach przypadek powierzenia kierowania Muzeum Narodowym w Warszawie kompletnie nienadającemu się na to stanowisko prof. Jerzemu Miziołkowi.

Czytaj także: Osobliwa zmiana wart w muzeach narodowych

Dobra zmiana pożera własne dzieci

W obszarze zarządzania kulturą obecna władza dysponuje wyjątkowo krótką ławką. Stąd tym bardziej należałoby hołubić tych, którzy są gotowi nadal, pod okiem Glińskiego, kompetentnie kierować powierzonymi im instytucjami. Nic z tego. Czasami odnosi się wrażenie, że Piotr Gliński przejął od swojego pryncypała i guru Jarosława Kaczyńskiego skłonność do zarządzania poprzez konflikt. Nie liczy się dobro kultury, muzeum, teatru czy instytutu, ale „dowalenie” wyimaginowanemu wrogowi, nawet kosztem wyraźnego osłabienia jakości kadry kierowniczej.

Przykład Ludwisiak dowodzi, że nikt nie może czuć się bezpiecznie, a Olendzkiego – że dobrozmianowa rewolucja zaczyna pożerać własne dzieci. Nawet te, które przynosiły ze szkoły same piątki. A dwójkowiczów (vide: Miziołek) głaszcze dobrotliwie po główce.

Czytaj także: Gliński, Człowiek Wolności. Przypomnijmy jego „zasługi”

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną