Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

„Castle Rock” w drugiej serii. Jak się pracuje w mrocznym świecie Kinga?

„Castle Rock” „Castle Rock” mat. pr.
Pierwszy sezon „Castle Rock” był listem miłosnym do Stephena Kinga. Drugi opowiada nieznany rozdział historii Annie Wilkes z „Misery”. O kulisach mówi Dustin Thomason, showrunner serialu.

MARCIN ZWIERZCHOWSKI: – Co oglądamy w drugiej serii „Castle Rock?
DUSTIN THOMASON: – Pokazujemy w niej, co się dzieje, gdy Annie Wilkes trafia do Castle Rock. Do tej beczki z prochem, którą podlewa benzyną, żeby potem rzucić zapałkę. To też opowieść o dwóch miastach: Castle Rock i Jeruzalem. Jeruzalem wiele osób zna z książki „Miasteczko Salem”. Chcieliśmy trochę je zmienić i podkreślić kontrast z Castle Rock. To drugie miało być zapomnianym miejscem, gdzie nie ma pracy i prawie nikt nie mieszka. A Jeruzalem jest żywe, zwłaszcza po napływie imigrantów z Somalii.

Jaka jest Annie Wilkes?
W książce i filmie „Misery” wszystko widzimy z perspektywy zadufanego pisarza Paula Sheldona. W jego świecie pojawia się kobieta, która robi różne nieprzyjemne rzeczy i o której od początku źle myśli. A ja stawiam to wszystko na głowie i pytam, kim ta kobieta jest. Skupiam się na jej perspektywie. To zarazem nadal Annie Wilkes. Zapędzona w kozi róg, wybucha. Mam nadzieję, że po zmianach w stosunku do książki ludzie poczują do niej coś nowego.

Czy Stephen King uczestniczył w pracach nad drugim sezonem serialu?
Zaglądamy tu do serca jednej z najwspanialszych postaci, jakie stworzył. Chciałem się więc upewnić, że mamy ze Stephenem ten sam stosunek do Annie. Rozmawialiśmy o tym, jaka byłaby przed wydarzeniami z „Misery”, co z jej chorobą psychiczną, jak wyglądałaby jej obsesja. Stephen napisał mi długą wiadomość. Powiesiłem ją w pokoju dla scenarzystów. Za każdym razem, kiedy się zastanawialiśmy, co zrobiłaby Annie, sprawdzaliśmy tę „biblię” w poszukiwaniu wskazówek.

Co było w tej wiadomości?
Nie mogę zdradzić, bo wszystko jest w drugiej serii „Castle Rock”. Zdaniem Kinga problemy Annie zaczęły się wcześnie. W książce i filmie pojawia się zeszyt, w którym zapisywała swoje okropne czyny. Na wieść o tym, że robimy prequel, Stephen zachęcił mnie do wejrzenia w jej chorobę psychiczną – i to właśnie jest w centrum.

Czytaj także: „To”, najstraszniejszy horror roku

King był przyjaźnie nastawiony, czy raczej ostrzegał, żeby pan nie spaprał tej ważnej postaci?
Stephen jest uroczy i bardzo nas wspiera. To najmilszy facet na świecie. Chciałby chyba, żeby twórcy czerpali z jego dzieł i opowiedzieli je po swojemu. A zarazem dzieli się odczuciami. Mam wrażenie, że nasz serial mu się podoba.

Jak się wgłębiało w psychozę Annie ze świadomością, do czego ją w końcu doprowadzi?
To było przerażające. W sieci można znaleźć wiele diagnoz stawianych Annie Wilkes. Nawet psychiatrzy próbowali. Choroby psychiczne to prawdziwa walka. Chorzy często są świadomi swego stanu i go nie akceptują. Dlatego od zawsze chciałem stworzyć postać, która siłuje się z instynktami, chce być dobra, brać leki i nie ulegać demonom. Od tego zaczęliśmy. Jeśli widz ma wrażenie, że Annie chce być dobra i walczy ze sobą, to poczuje z nią silniejszą więź.

Czytaj także: Jak cechy osobowości wpływają na zaburzenia psychiczne

Ile „Castle Rock” bierze ze Stephena Kinga?
W pierwszej serii tworzyliśmy nową opowieść na modłę Stephena Kinga. Wszystkie postaci, pomijając Alana Pangborna, były nowe, więc mogliśmy robić, co chcemy. W drugim sezonie mamy Annie, Ace’a Merrila, Popa Merilla, trzymamy się bliżej sedna i Kinga. Chcieliśmy być wierni jego dziełom, oddać im hołd. Oczywiście odeszliśmy od niektórych szczegółów, bo chodziło też o to, żeby opowiedzieć po prostu dobrą historię. Trochę zmieniliśmy kolejność wydarzeń. Ale każda postać stworzona przez Kinga zachowała swego ducha.

King ma zagorzałych fanów. Mieliście jakieś nieprzychylne komentarze? Jakiś list od „Annie Wilkes”?
Jeszcze nie. Widzowie mają różne opinie na temat początku i końca pierwszej serii. Ciekawie się obserwuje, jak przetwarzają tę historię po swojemu. Niektórym się podoba, innym nie. Co fascynujące, „Misery” jest opowieścią o toksycznym fandomie, a Stephen napisał ją 33 lata temu, gdy zjawisko nie było wcale znane. Ja sam bywam bardzo krytycznym fanem. Wprawdzie nie podpisałem apelu o ponowne nakręcenie finałowej serii „Gry o tron, ale bardzo mnie to rozbawiło.

Myślę, że „Misery” pozwala głośno pytać o czasy, w jakich żyjemy. Może nie dokładnie poprzez opowieść o Annie z obsesją na punkcie pisarza, ale w formie historii o miłości, która poszła za daleko.

ROZMAWIAŁ MARCIN ZWIERZCHOWSKI, współpr. Piotr Kosiński

W Polsce serial „Castle Rock” można oglądać na HBO i HBO GO.

Czytaj także: Joe Hill, utalentowany syn Kinga

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną