Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Dlaczego „Cuties” oburza? Najpierw obejrzyjmy film

Kadr z filmu „Gwiazdeczki” Kadr z filmu „Gwiazdeczki” mat. pr.
Jak to się stało, że film „Gwiazdeczki” („Cuties”), nagrodzony na festiwalu w Sundance, szybko stał się jednym z najbardziej kontrowersyjnych obrazów na Netflixie?

Netflix jest w tarapatach. Organizacje zajmujące się zwalczaniem pedofili, a także zatroskani rodzice na całym świecie wzywają do kasowania kont na platformie. Twierdzą, że film „Gwiazdeczki” („Cuties”) francusko-senegalskiej reżyserki Maimoune Doucoure przekroczył pewne granice. Jak to się stało, że produkcja, którą na festiwalu w Sundance nagrodzono za reżyserię, szybko stała się jedną z najniżej ocenianych na portalu Imdb (Internet Movie Database) i najbardziej kontrowersyjnych w zasobach Netflixa?

Czytaj też: Czy przez pandemię zabraknie nam seriali?

„Cuties” oburza na Netflixie

Początkowo produkcja nie wywoływała kontrowersji – spodobała się w Sundance, zdobyła nominacje w Berlinie. Krytycy wypowiadali się o niej pozytywnie, wskazując, że koncentruje się na skomplikowanym dojrzewaniu współczesnych dziewczyn poddanych zewsząd nadmiernej seksualizacji. Nie okrzyknięto filmu arcydziełem, ale nikt nikogo nie oskarżał o propagowanie pedofilii. Co się stało między nagrodami na festiwalach a powszechnym oburzeniem?

Przede wszystkim film trafił do dystrybucji Netflixa, a streamingowy gigant nie bawił się w subtelności. Oryginalny plakat filmu, przedstawiający młode dziewczyny biegnące razem przez miasto, zastąpiły grafiki nacelowane na to, by przyciągnąć jak najwięcej potencjalnych widzów. Czyli kadry jednej z najbardziej kontrowersyjnych scen. Na reakcje nie trzeba było długo czekać, pojawiły się słuszne głosy oburzenia. Część osób skierowała krytykę prosto do Netflixa, część słała pogróżki samej Doucoure, zakładając, że wydała zgodę na taką reklamę. Tymczasem reżyserka była zupełnie nieświadoma tej kampanii marketingowej – o sprawie dowiedziała się z social mediów.

Ostatecznie Netflix zwołał konferencję prasową i obiecał zmienić materiały promocyjne tak, by lepiej oddawały tematykę filmu. Mleko się jednak rozlało. Mimo licznych wyjaśnień zarówno reżyserki, jak i samego Netflixa, że to opowieść przeciwko seksualizowaniu młodych dziewcząt, część widzów już wystawiła filmowi niską notę lub zdecydowała się go postrzegać przez pryzmat kontrowersyjnych i często wyjętych z kontekstu materiałów i scen. Co prawda reżyserka tłumaczyła, że sceny wyuzdanego tańca były kręcone w obecności rodziców i psychologa, a wszystko, co działo się na planie, robiono z troską o młode dziewczyny (nieco starsze od swoich bohaterek), ale niewiele osób było tym zainteresowanych.

Czytaj też: Bitwa o edukację seksualną. „Nadgryzione jabłka” kontra wiedza

Seksualizacja dziewcząt i kobiet

Ci subskrybenci Netflixa, którzy film obejrzeli, musieli zapytać: czy rzeczywiście opowiada się on przeciwko seksualizacji dziewcząt, czy też pokazując je w wyuzdanych pozach, tylko przyczynia się do tego niepokojącego zjawiska? Trzeba przyznać, że reżyserka dość dobrze osadza główną bohaterkę, która z tradycyjnej islamskiej rodziny z Senegalu ucieka w świat tańca i trafia w niezbyt dobre towarzystwo. Opierając film częściowo na własnych doświadczeniach, pokazuje, że w świecie jej bohaterki nie ma wielkiego wyboru. Ciotka opowiada jej o swoich zaręczynach, gdy miała 13 lat. Choć dziecko ma na sobie zakrywający ciało strój, to krewna patrzy na nie już przez pryzmat męża, potomstwa, a co za tym idzie – seksu. Bohaterka nie wybiera więc między dwiema różnymi kulturami, z których każda patrzy na ciało kobiety przez pryzmat jej seksualności. Co ciekawe, o tym tradycyjnym wymiarze percepcji dziewcząt, o którym film także opowiada, w recenzjach w zasadzie nie przeczytamy.

Intencje reżyserki od początku były czytelne. Zanim przystąpiła do pracy nad scenariuszem, przez kilkanaście miesięcy czytała o tym, jak młode dziewczyny (w wieku wczesnonastoletnim) wystawia się na przesycone seksem obrazy. Daleko szukać nie trzeba: każdy dzieciak z telefonem może natrafić na wyzywające, erotyczne obrazy. Choć większość social mediów nie dopuszcza użytkowników poniżej 13. roku życia, to młodsi znajdują sposób, by założyć konto i wrzucać do sieci upozowane na dorosłych zdjęcia. Reżyserka podkreślała w jednym z wywiadów, że zainspirowały ją tańczące na podwórku dziewczyny. Nie mamy więc do czynienia z sytuacją wykreowaną sztucznie po to, by zaszokować. Wręcz przeciwnie, powstała opowieść trzymająca się blisko rzeczywistości i tego, co dzieje się każdego dnia.

Czytaj też: Feminizm po majańsku

Kontrowersyjna scena tańca

Kilkuminutowa scena tańca dziewcząt – która w sposób nieprzyjemny i mało komfortowy pokazuje ich wyuzdane pozy, pośladki i krocza – zdaniem wielu przekracza granice. Trzeba jednak zauważyć, że nie ma tutaj nic, co miałoby budzić pożądanie widza, przeciwnie, widzimy raczej, co się dzieje, jeśli ciała dzieci zaczynamy traktować jak ciała dorosłych. I, co więcej, jeśli dzieci zaczynają tak na siebie patrzeć.

Oczywiście reżyserka mogłaby z tej sceny zrezygnować – zgodnie z założeniem, że ciała dzieci w seksualnym kontekście mogą zostać wykorzystane przez pedofilów. Z drugiej strony trudno realnie rozmawiać o tym, jak daleko zaszła seksualizacja młodych dziewcząt, zupełnie tego nie pokazując. Zwłaszcza że reżyserka nie koncentruje się tylko na pozach tańczących dziewcząt, lecz także na reakcji widzów. Kiedy się patrzy na ich dezaprobatę, taniec bohaterek przestaje być wyuzdany, a ma w sobie coś z nieudolnego naśladownictwa dorosłych – bez zrozumienia kontekstu póz i gestów. Ta scena ma wywołać dyskomfort i zmusić do zadania sobie pytania: jak do tego doprowadziliśmy? Należy przy tym zauważyć, że kluczowy jest kontekst filmu – nie sposób ocenić tej sceny, nie obejrzawszy go w całości.

Czytaj też: Dlaczego temat seksu wywołuje tyle emocji

Termometr pokazał gorączkę

Wydaje się, że gdzieś po drodze filmowi zaszkodziła kontrowersyjna kampania marketingowa, ale i nie pomogła międzynarodowa dystrybucja. Opowieść mocno osadzona w realiach paryskich przedmieść, odwołująca się do przeżyć imigrantów z Senegalu, wpisuje się w tradycję francuskiego kina społecznego. Kino amerykańskie rzadko tak jednoznacznie odnosi się do seksualności czy cielesności dzieci i młodszych nastolatków. Z kolei francuskie podejście jest bez porównania łagodniejsze. To ciekawy paradoks, bo to płynące głównie z Ameryki treści wpływają na zachowania nastolatek na całym świecie.

Pod hasłem walki z pedofilią wiele organizacji film zwalcza, pojawiają się petycje o usunięcie go z katalogu. Oburzają się rodzice, często wrażliwsi na jakiekolwiek pokazywanie dzieci w niejednoznacznych sytuacjach. Pojawiają się określenia „soft porno”, które świadczą chyba o tym, że wszystkie pozostałe sceny – z olbrzymią wrażliwością mówiące o sytuacji i życiu dziewczynek – widzowie oglądali nieuważnie.

Wiele osób w ogóle nie zdecydowało się zasiąść do seansu, decydując się od razu na bojkot. Można dojść do wniosku, że część widzów woli odwrócić oczy czy zapomnieć o filmie, niż skonfrontować się z niemiłą myślą o tym, że dziewcząt takich jak te bohaterki jest na świecie zdecydowanie więcej niż pedofilów. I nie możemy im pomóc, dopóki ich nie zobaczymy. Jak napisał jeden z komentatorów: nie można winić termometru, że pokazuje gorączkę.

Czytaj też: Tak nastolatki budują swoją pozycję w sieci

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną