Mniej Polaków ruszyło to, jak wiele branża rozrywkowa straciła z powodu odwołanych wydarzeń kulturalnych 2020 r., niż to, ile w ramach pomocy dostała w ramach ministerialnego Funduszu Wsparcia Kultury. W drugi weekend listopada, gdy ogłoszono wyniki programu, o kulturze zaczęli rozmawiać nawet ci, którzy nie mają z nią za wiele wspólnego na co dzień. Dyskusje pobudziła suma 400 mln zł, którą Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego rozdysponowuje w ramach kolejnej odsłony tarczy pomocowej, tym razem skierowanej do podmiotów związanych z kulturą, prowadzących działalność gospodarczą. A na tor tej dyskusji wpłynęły znane nazwiska: miał być fundusz wsparcia branży, ale wielu mogło mieć wrażenie, że to fundusz wsparcia gwiazd. Trudno się w sumie dziwić, skoro wysokie kwoty rekompensat przyznano postaciom świata disco polo, takim jak Bayer Full (550 tys. zł), Radosław Liszewski i zespół Weekend (520 tys. zł), czy gwiazdom sceny pop: bracia Golec (1,9 mln), Kamil Bednarek (500 tys. zł) czy Andrzej Pietras i zespół BAJM (613 tys. zł, Beata Kozidrak z osobnym wsparciem w wysokości 750 tys. zł).
Często na dalszych pozycjach znalazły się teatry (tu m.in. z sumą 1,8 mln zł prowadząca dwa teatry fundacja Krystyny Jandy, której pojawienie się na liście wywołało protesty na prawicy – red.), reprezentanci sceny alternatywnej, ale też anonimowe firmy scenicznego zaplecza. Rekompensaty wyznaczano na podstawie przychodów z 2019 r., z górnym limitem dotacji 4 mln zł dla instytucji samorządowych, 1,8 mln dla podmiotów trzeciego sektora i 2 mln dla przedsiębiorstw prywatnych, bo wszystkie te typy działalności wrzucono do jednego kotła.
Problem w tym, że artyści estrady, którzy działają od wielu lat, często mają jeszcze znaczące przychody z tantiem i możliwość występów dla telewizji, to niekoniecznie ci, którzy na pandemii ucierpieli najbardziej.