Zacznijmy od tego, że „zdalność” – czyli uczestniczenie w życiu społecznym, zawodowym, tudzież korzystanie z rozrywki i edukacji za pośrednictwem internetu – pogłębiła samotniczy sposób korzystania z kultury. Chyba wszyscy doświadczyliśmy w warunkach covidowych rygorów tej osobliwej, dla wielu wcześniej nieodczuwanej, tęsknoty za „kulturą poza domem”, kulturą spoza ekranu telewizora czy komputera. Kiedy w marcu zeszłego roku zaczęto zawieszać działalność kin, teatrów, muzeów, a krótko potem okazało się, że plenerowy sezon koncertów i festiwali muzycznych po prostu nie zaistnieje, na stronach internetowych różnych imprez cyklicznych pojawiły się wątki wspomnieniowe, nostalgiczne, a niekiedy swoiście apokaliptyczne, gdy ten i ów autor wpisu dzielił się przypuszczeniem, że być może już nigdy nie będzie normalnie i w naszych ulubionych wydarzeniach już zawsze będziemy uczestniczyć mniej lub bardziej zdalnie.