Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Polska krew. „W lesie dziś nie zaśnie nikt 2” straszy skutecznie

Julia Wieniawa Julia Wieniawa mat. pr.
Sequel udanego horroru „W lesie dziś nie zaśnie nikt” jest bardziej krwawy i brutalny niż oryginał, lecz również bardziej przewrotny. Polski horror żyje i ma się coraz lepiej.

Slasher Bartosza M. Kowalskiego był jedną z pierwszych filmowych ofiar pandemii w Polsce: zamiast do kin trafił od razu do repertuaru Netflixa, gdzie okazał się sporym przebojem. Zasłużenie – był to bowiem bardzo rzadki przypadek udanego rodzimego kina grozy. Część druga została więc od razu zrealizowana z myślą o platformie streamingowej. I chyba szykuje się kolejny hit.

Na liście przebojów polskiego Netflixa „W lesie dziś nie zaśnie nikt 2” niemal od razu wskoczyło na drugie miejsce (za bezkonkurencyjnym od pewnego czasu serialem „Squid Game”) i choć algorytmom serwisu wystarcza kilkadziesiąt sekund wyświetlania filmu, żeby zaliczyć tytuł do obejrzanych, nie wydaje mi się, by film Kowalskiego potrzebował tego rodzaju podbijania wyniku. To pełnokrwista (i to bardzo) produkcja, umiejętnie korzystająca z dobrodziejstwa gatunku. Hołd złożony amerykańskiej klasyce, nieustannie balansujący na cienkiej granicy oddzielającej parodię od horroru traktowanego bardzo serio.

Czytaj też: „Squid Game”. Przerażający koreański serial

„W lesie dziś nie zaśnie nikt”. Wolta w połowie

Akcja zaczyna się niemal dokładnie tam, gdzie zakończyły się wydarzenia z pierwszej części. Do tego samego prowincjonalnego aresztu trafiają zarówno zmutowani bracia – zabójcy – jak i Zosia (Julia Wieniawa), jedyna, która ocalała z masakry. Dziewczyna wraz z sierżantem Waldkiem (Andrzej Grabowski) jedzie na wizję lokalną na miejsce zbrodni i sama – pod wpływem tego samego meteorytu, który spowodował mutację bliźniaków – zmienia się w żądne krwi monstrum.

Nieudolność sierżanta zostaje krwawo ukarana, a ciężar obrony posterunku i lokalnej społeczności spada na barki dwojga niedoświadczonych policjantów: Adama (Mateusz Więcławek) i Wanessy (Zofia Wichłacz) oraz dwóch braci, stanowiących cały lokalny oddział Terytorialsów (Sebastian Stankiewicz i Robert Wabich). Początkowo zapowiada się więc na zwyczajną powtórkę z rozrywki, tyle że nastoletnich obozowiczów zastąpili bohaterowie nieco starsi i przynajmniej w teorii lepiej przygotowani do walki. Ale mniej więcej w połowie seansu Kowalski ze współscenarzystką Mirellą Zaradkiewicz przyszykowali fabularną woltę, która pozwala spojrzeć na wydarzenia zupełnie inaczej.

Czytaj też: „Plac zabaw”. Niektórzy oburzeni wychodzili z kina

Konwencja brutalnego horroru

„W lesie dziś nie zaśnie nikt 2” to porządna robota. Kowalski ma nie tylko odpowiednią merytoryczną wiedzę na temat horroru, lecz także świetnie panuje nad opowieścią. Umiejętnie korzysta z klaustrofobicznej atmosfery i ograniczonej do kilku postaci obsady, potrafi wyważyć proporcje czarnego humoru i autentycznej grozy, nie boi się przekraczania granic i testowania odporności widzów i widzek – film bywa naprawdę drastyczny, więc przyda się nie tylko poczucie ironii, lecz również żelazny żołądek. A jeśli uznamy, że pierwowzór był groteskowym odbiciem polskiej rzeczywistości, to w sequelu ta wizja jest jeszcze bardziej wynaturzona i znacznie bardziej ponura.

„Wydaje się, że Kowalskiemu konwencja brutalnego horroru – nawet jeśli rodzime realia pokazane są w niej z przymrużeniem oka – posłużyła jako symbol. W monstrualnych bliźniakach zagrażających społeczności można dostrzec metaforę naszej politycznej rzeczywistości, w której wszyscy jesteśmy rzuceni na pożarcie”, pisałem, recenzując pierwszą odsłonę „W lesie dziś nie zaśnie nikt”. W drugiej części szans na ocalenie jest jeszcze mniej, a przemianę Zosi w monstrum można potraktować jako symboliczny dowód tego, że mrok i nienawiść w wielkich dawkach mogą skazić każdego.

Czytaj też: Dzieci we współczesnych horrorach

Polskie kino gatunkowe ma się dobrze

Sukces „W lesie dziś nie zaśnie nikt 2” cieszy dodatkowo, bo świadczy również o tym, że polscy filmowcy wreszcie czują horror jako gatunek i potrafią posługiwać się jego językiem. W ostatnich latach do ikonografii kina grozy skutecznie nawiązywali raczej twórcy kina autorskiego, tacy jak Agnieszka Smoczyńska („Córki dancingu”), Adrian Panek („Wilkołak”), a ostatnio także Małgorzata Szumowska („Córka boga”), zaś próby stworzenia gatunkowego filmu grozy podejmowane były rzadko. Dylogia Bartosza M. Kowalskiego, podobnie jak nierówny, lecz umiejętnie odwołujący się do amerykańskich wzorców film Jana Belcla „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”, świadczą o tym, że w Polsce da się z powodzeniem zrealizować porządny horror.

„W lesie dziś nie zaśnie nikt” ma przy tym potencjał, żeby rozwinąć się w dłuższą serię – choć może nie na miarę „Piątku trzynastego” czy „Halloween”, które dziś liczą po 12 filmów (z licznymi przydatkami w postaci seriali, komiksów czy gier). Ale finał filmu Kowalskiego sugeruje nowe kierunki, w których może pójść fabuła ewentualnej kontynuacji, a trzecia część cyklu mogłaby się okazać jeszcze większą niespodzianką niż druga.

W lesie dziś nie zaśnie nikt 2, reż. Bartosz M. Kowalski, prod. Polska, 96 min, Netflix

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną