Przedmiot żarłocznego pożądania
„Brainwashed: seks, kamera, władza”. Rozmowa z reżyserką Niną Menkes, autorką dokumentu
JANUSZ WRÓBLEWSKI: – „Brainwashed” to rozwinięcie pani wykładu poświęconego związkowi seksu i władzy w sztuce. Wynika z niego, że historia hollywoodzkiego kina to patriarchalna propaganda?
NINA MENKES: – Cóż, tak. To taki sekret wystawiony na widok publiczny. Na każdym pokazie słyszę od publiczności: „o Boże, domyślałem/am się tego, ale teraz to już jestem pewien/pewna, dostarczyłaś nam dowody”. Albo jak Rhiannon Aarons kiedyś powiedział: „to nie my wpuściliśmy karaluchy do kuchni – po prostu zapaliliśmy światło”.
Mocno powiedziane.
Podobnie jak dla wielu osób pracujących w branży, żadne rewelacje na temat nadużywania władzy, ujawnione w ciągu ostatnich paru lat, nie były dla mnie zaskakujące. Prawie wszyscy w promieniu tysiąca mil od tego biznesu doskonale wiedzą, że praca za seks to standardowa procedura w Hollywood. W ramach tego systemu mężczyźni są podmiotami, a młode kobiety czymś w rodzaju nagrody, obiektem konsumpcji. Cała kultura wizualna wspiera i zachęca do tego systemu, usprawiedliwiając zarówno działania sprawców, jak i upokarzające milczenie ofiar. Istotne jest, aby ten wizualny kod opresji został ujawniony i zrozumiany. Wszyscy słyszeliśmy wyrażenie „uprzedmiotowienie kobiet”, ale większość nie wie, jak precyzyjnie i podstępnie to uprzedmiotowienie przejawia się w filmie, i to w najdrobniejszych szczegółach, choćby w doborze scenografii czy ustawieniach kamery. Laura Mulvey w nowatorskim artykule „Visual Pleasure and Narrative Cinema” jako pierwsza wyjaśniła, że kobiety w kinie tradycyjnym funkcjonują głównie jako dekoracja – służą do tego, by być oglądane.
Mają być powabne, piękne i swoim widokiem sprawiać mężczyznom przyjemność?