Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

HAŁAS!

Nagrywał Londyn, śmieci, rośliny i kapuśniak. Rozmowa z Krzysztofem Topolskim, trójmiejskim muzykiem alternatywnym.

Krzysztof Topolski gra sam, z Emiterem (Marcin Dymiter) i z zespołem Ludzie. Muzykę elektroniczną, akustyczną i elektroakustyczną. To perkusista, artysta dźwiękowy, autor intermedialnych instalacji, animator kultury. Współpracuje z artystami wizualnymi, tancerzami i z teatrem ruchu. Realizuje złożone projekty konceptualne i gra intuicyjną muzykę w kameralnych składach. Osadza ją w kontekście różnych przestrzeni i sytuacji, integruje różne media i rodzaje działań.

Joanna Wojdas: Właśnie wydałeś płytę „Emigrant", która próbuje uchwycić zjawisko polskiej emigracji w Londynie, a także krajobraz dźwiękowy tego miasta. Jakiś czas temu współtworzyłeś w Gdańsku i Kalingradzie projekt poświecony „turystyce dźwiękowej". Czy każde miasto ma swoją muzykę?

Krzysztof Topolski: Prawdopodobnie tak. Większość wielkich miast ma swój hip-hop, jazz, muzykę improwizowaną, swoich kompozytorów, djów i artystów dźwiękowych. Z pozoru krajobraz dźwiękowy jest wszędzie podobny: muzyka, samochody, ludzie, maszyny. Ale gdy zacznie się słuchać i nagrywać, ujawniają się różnice. W Londynie na stacjach metra puszczana jest tylko muzyka klasyczna, która - według badań - zmniejsza agresję. W autobusach są nalepki piętnujące głośne słuchanie muzyki, zachęcające do przyciszenia słuchawek. Myślę, że to pierwsze przejawy praktycznego zastosowania idei akustycznej ekologii. Próba zwrócenia uwagi, jak hałaśliwe jest miasto oraz próba wpływania na otaczające środowisko akustyczne. Na stacjach metra można znaleźć skrzyneczki generujące ciche, akustycznie brzmiące sekwencje perkusyjne, ale na ulicach wielkie wentylatory wirują na poziomie uszu... Zaawansowane technologicznie maszyny zdają się brzmieć subtelniej, bardziej organicznie, proste lub stare maszyny hałasują niemiłosiernie. Samochody zaklejają całkowicie akustyczny pejzaż miasta.

Co to jest „turystyka dźwiękowa"?

Turystyka nastawiona na poznawanie nowych pejzaży i obiektów dźwiękowych, turystyka ludzi zainteresowanych świadomym słuchaniem, turystyka poszukiwaczy wrażeń dźwiękowych.

A muzyka miasta? Jakich masz mistrzów w tej dziedzinie?

Ostatnio zdecydowanie Max Neuhaus. Szczególnie jego pierwsza instalacja dźwiękowa z 1967 roku z wykorzystaniem samochodu i medium radiowego „Drive in Music". Wzdłuż autostrady umieszczono siedem nadajników. Przejeżdżający wybraną dowolnie przez kierowcę trasą samochód zbierał sygnały w zależności od miejsca, w którym się znajdował, stając się w ten sposób instrumentem, wykonawcą i improwizatorem. Ale także „Times Square" z 1977 roku. Często myślę o tym, co robił Alvin Lucier.

Co można opowiedzieć o mieście przy pomocy dźwięków, czego nie jest w stanie zrobić inna sztuka?

O hałasie można „mówić" tylko przy pomocy dźwięków. Hałas niesie akustyczne oczyszczenie, warto go doświadczyć, ale nie można przebywać w nim zbyt długo. Przy pomocy dźwięków można pokazać jak chaotyczne i agresywne jest wielkie miasto. To hałas maszyn, mikrodźwięki technologii, ludzki głos, odgłosy istnienia człowieka w świecie maszyn. Dźwięki miasta odzwierciedlają życie miasta. Ciągle zmieniający się, niemiłosiernie gęsty, intensywny fenomen akustyczny. Taki, jak muzyka noise.

Co cię fascynuje w wielkich miastach?

HAŁAS! Najlepiej jego znaczenie oddają słowa R. Murray'a Schafera: „Wieś jest zdecydowanie bardziej hi-fi niż miasto; noc bardziej niż dzień; dawne czasy niż współczesność. W sygnale hi-fi nawet najmniejsze zakłócenie może przekazywać interesującą bądź ważną informację. Odrębne elementy otoczenia dźwiękowego hi-fi mogą być słyszalne ze względu na niski poziom otaczającego hałasu. Ludzkie ucho, podobnie jak zwierzęce, jest w ciągłej gotowości. W otoczeniu dźwiękowym lo-fi indywidualne akustyczne sygnały są zagłuszane przez nadmiernie zwarte zanieczyszczenia dźwiękowe. Krystaliczny dźwięk - krok na śniegu, sygnał pociągu w oddali lub wybrzmiewający w dolinie dźwięk kościelnych dzwonów - jest zamaskowany przez szerokopasmowy hałas. Perspektywa jest zagubiona. Nie ma dystansu na rogu śródmiejskiej ulicy; jest tylko obecność. Aby usłyszeć trzeba przystawić ucho. W każdym kanale jest przesłuch i aby najbardziej pospolity dźwięk mógł być słyszalny musi być niezwykle mocno wzmocniony" („Audio Culture, Readings in Modern Music", Christoph Cox, Daniel Warner, Continuum, New York, London 2004, tłum. Daniel Muzyczuk, Krzysztof Topolski). Wielkie miasto jest w nieokreślony sposób pociągające, a zarazem niemiłosiernie odpychające. Fascynacja miastem wydaje mi się nieco perwersyjna. W wielkim mieście informacja i zakłócenie to w zasadzie jedno i to samo. To właśnie jest pociągające, ale zarazem w sposób nieunikniony prowadzi do zagubienia.

W jaki sposób nagrywasz miasto?

Spaceruje, chodzę, jeżdżę. To raczej dźwięki mnie znajdują niż ja ich szukam. W przypadku „Emigranta", klucz był prosty - hałasy miasta a w nim od czasu do czasu Polak i jego opowiadanie.

Próbujesz wyłuskać typowe dźwięki miasta, czy te ukryte, nieoczywiste?

Akceptuję wszystkie dźwięki. Oczywiście gdy usłyszę coś, czego nie można usłyszeć w Polsce, to nagrywanie jest jeszcze bardziej ciekawe. Zauważam różnice, głównie w zaawansowaniu i nagromadzeniu technologii. Miasto to także języki, mowa i ludzie. No i czasami słychać przyrodę.

Na ile płyta „Emigrant" to reportaż o badawczych ambicjach, a na ile impresyjna poezja dźwiękowa? Opis zapowiadający projekt miał wręcz antropologiczny charakter. Na czym polegają twoje badania mowy?

Mowa to fascynujący fenomen. Moim zdaniem „Emigrant" jest mieszanką nagrań terenowych, reportażu, zapisu podróży i spotkania. Nie zrealizowałem do końca planu. Okazało się, że dogłębne badania języka wymagałyby sporej wiedzy, czasu i metodologii. Ostatecznie postawiłem na dość spontaniczną pracę z dźwiękiem i nagraniami, czyli na tworzenie muzyki. Mowa, ludzki głos bardzo mnie pociąga w sensie akustycznym. To nieograniczony dźwięk. Na płycie „Emigrant" znajdują się nagrania języków, których nie rozumiem. Bardzo mi się to podoba.

Zajmujesz się dźwiękiem w kontekście przestrzeni miejskiej i architektury. Mówisz o tych przedsięwzięciach „rzeźba społeczna". W jaki sposób te projekty ingerowały w sferę społeczną, jak zmieniały percepcję otoczenia?

„Rzeźba społeczna" to chyba termin używany przez Josefa Beuysa na określenie jego społecznych i politycznych działań artystycznych. Czy możliwe jest „rzeźbienie społeczne" za pomocą dźwięku? Ostatnio na terenie Browaru we Wrzeszczu w ramach projektu „Emigrant" zrobiłem instalację „Amplificador 0.3". Zestaw nagłośnieniowy wypromieniowywał na ulicę dźwięki nagrane na podobnie ruchliwej londyńskiej drodze. Najbardziej podobało mi się, jak przechodnie oglądali się, słysząc dźwięki przejeżdżającego samochodu, a okazywało się, że ulica jest pusta. Niektórzy zupełnie nie reagowali - trudno przecież o większą oczywistość niż dźwięk samochodu w mieście. W ten sposób otoczenie dźwiękowe stało się jeszcze bardziej gęste i nieczytelne, jeszcze bardziej lo-fi.

Wyprowadzasz sztukę na ulicę. Galeria jest więzieniem sztuki? Czy przypadkowy widz jest gotowy do jej odbioru?

Być może artyści wizualni postrzegają wychodzenie z galerii za ciekawy i ważny problem, ale ja, jako muzyk, nie jestem jakoś szczególnie związany z pojęciem galerii i nie postrzegam wychodzenia sztuki w przestrzeń publiczną jako przełomu. Robienie czegoś na ulicy jest dla mnie naturalne. Z ulicy czerpię pomysły. Muzyka zawsze żyła na ulicy i tak jest do dziś. Galeria to z mojego punktu widzenia budynek jak każdy inny. Można go na przykład wypełnić dźwiękiem lub potraktować jak instrument. Natomiast galeria jako miejsce spotkania to bardzo ważna przestrzeń. Jeśli chodzi o widza/przechodnia, myślę, że jest on przygotowany na wszystko. (śmiech)

Żeby określić pole i charakter Twoich działań potrzeba całej litanii określeń. Skąd ten rozrzut? W jakiej przestrzeni spotykają się twoje działania? Jak rozumiesz muzykę i jej miejsce?

Interesuje mnie coraz więcej rzeczy i nie mogę się na nic ostatecznie zdecydować. (śmiech). Najważniejsze jest w niej wspólne muzykowanie, spotkanie, przekazywanie muzycznych doświadczeń. Interesuje mnie muzyka, to jak się rozwija, jak się zmienia np. różnice miedzy muzyką sto lat temu i dziś są bardzo ważne, aby zrozumieć muzykę tworzoną obecnie.

Powiedziałeś, że obojętnie, czy grasz na perkusji, czy na komputerze, wciąż jesteś perkusistą i najbardziej interesuje cię rytm. To on - obok poszukiwań brzmieniowych i budowania nastroju - jest dominantą twojej twórczości?

Granie na perkusji to - oprócz muzykowania - wielka fizjologiczna przyjemność. Bardzo cenię tradycyjne bębnienie, rezonujący talerz lub bęben, świadomość, że perkusja jest wszędzie i że wszystko może być perkusją. To nie tak, że rytm mnie najbardziej interesuje. To chyba byłoby uproszczenie, ale wyszedłem z rytmu, repetytywności perkusji. To coś bardzo pierwotnego i nie zamierzam z tego rezygnować. O rytmie można myśleć na wiele różnych sposobów.

Byłeś pomysłodawcą dosyć osobliwych warsztatów muzycznych dla dzieci „Warsztaty Piezo" i „Roślinki, owoce, kwiatki". Na czym one polegały?

To były warsztaty, w których uczestniczyła licealiści i studenci, a nie dzieci. „Warsztaty Piezo" polegały na amplifikowaniu za pomocą mikrofonów kontaktowych przedmiotów i śmieci znalezionych w galerii. Stworzyliśmy zespół i wykonaliśmy kompozycję na podstawie przygotowanej przez mnie partytury graficznej. „Roślinki, owoce, kwiatki" polegały na nagraniach procesu przygotowania potrawy z warzyw i owoców. Na drodze komputerowej manipulacji powstał z nich utwór elekroakustyczny. Warsztaty są dla mnie formą eksperymentu. Cenię sobie doświadczenia i spostrzeżenia jakie zbieram dzięki nim. Rzucam pomysł i staram się zachęcić uczestników do poszukiwań, obudzić kreatywność. Zrobiłem też warsztaty „Kapusta" dla studentów Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Nagrywaliśmy dźwięki towarzyszące przygotowywaniu kapuśniaku. Na koniec go zjedliśmy. Efekty dźwiękowe dwóch pierwszych warsztatów zostały zarejestrowane na płytach.

Sztuka dźwiękowa w Polsce to - w przeciwieństwie do krajów zachodnich - dziedzina skrajnie niszowa. Próbujesz to zmienić, np. poprzez warsztaty, wykłady, prezentacje. Jaki oddźwięk mają te przedsięwzięcia? Jacy ludzie w nich uczestniczą?

Jest grupa która się interesuje takim rodzajem sztuki, ale zdarzają się też przypadkowi uczestnicy warsztatów i wykładów. Tak naprawdę robię to przede wszystkim dla siebie. To powoduje, że się rozwijam, uczę nowych rzeczy, poznaję historię sztuki dźwiękowej. Są ludzie, którym zależy na jej rozwoju w Polsce. To cieszy. Musimy tłumaczyć, wydawać książki, organizować festiwale i prezentacje. Jestem dobrej myśli.

Obok muzyki czysto abstrakcyjnej realizujesz projekty, które stawiają przed odbiorcą problemy i zadania. Jak rozumiesz społeczną rolę artysty?

Jednoznaczny w sensie społecznym był chyba tylko projekt „Emigrant". Zresztą długo nie byłem pewny jak do tego podejść. To był raczej impuls, pomysł, a realizacja potoczyła się własnym torem. Myślę, że nawet najbardziej abstrakcyjna sztuka ma przełożenie społeczne. Zawsze jest to jakaś wypowiedź, jakiś wybór. Zawsze artysta zajmuje stanowisko, prezentuje postawę, przedstawiając publicznie swoją pracę uczestniczy w życiu społeczności. Ja też jestem potencjalnym emigrantem.


O PŁYCIE "EMIGRANT"

Jakub Knera (Gazeta Wyborcza):
Ta płyta to niesamowity dźwiękowy przewodnik po współczesnym, wielkomiejskim chaosie. (...) Wystarczy zamknąć oczy i dzięki wyobraźni znajdziemy się na jednej z londyńskich arterii. (...) Arszynowi w doskonały sposób udało się pokazać zagubienie w ogromnym mieście, utrwalone za pomocą dźwięków.


Arszyn:
Wyszedłem od pomysłu zbadania dźwiękowej warstwy języka emigranta. Język żyje ale jak to nagrać ? Jest ukryty intymny lub jest to język pracy. Nie byłem w Londynie długo. Kiedyś spędziłem tam nawet pół roku. Gdzieś głęboko czułem potrzebę, chęć aby znowu odwiedzić to miasto. Na pewno kiedyś jeszcze tam pojadę. Technologia, organizacja, hałas oraz centrum współczesnego świata.
Nagrywałem soundscape Londynu, szukałem ukrytych dźwięków i rejestrowałem wszechogarniający zgiełk tętniącego życiem wielkiego miasta. Spotykałem mieszkających tam Polaków i nagrywałem ich opowieści. Pytałem jak postrzegają miasto i siebie, jak wygląda ich życie.
Stałem się słuchaczem audiosfery i poszukiwaczem dźwięków
.

Płyta stanowi dźwiękową dokumentację projektu "Arszyn_Emigrant", amplificador [0.0], [0.2],[0.3]
Realizacja projektu "Emigrant" : Arszyn i Pracownia Ludzie Gdańsk.
Współpraca : Stowarzyszenie Kultura Miejska, Marek Dybuść, Zambari.Sqrt cdr/net label.
Płyta wydana we współpracy Sqrt i Plg rec.


Projekt zrealizowany przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną