Był samorodnym talentem. Już w czasie studiów na wydziale historii sztuki w Warszawie zaczął kręcić dokumenty. Nazywał je udramatyzowanymi reportażami z akcją. Zajmował się m.in. życiem codziennym warszawskich gazeciarzy („Legion ulicy”), chorych na gruźlicę dzieci leczących się w sanatorium („Droga młodych”), wodniaków („Ludzie Wisły”). Ambitna prasa chwaliła te dokumenty za odwagę ukazywania nabrzmiałych problemów społecznych, za autentyczne plenery i chwytanie życia na gorąco. Dostał nagrodę branżowego pisma „Kino” za najlepszy film 1932 r.
Po zrealizowaniu „Sabry” o palestyńskich osadnikach z Polski zaproponowano mu, żeby zajął się zorganizowaniem narodowej żydowskiej kinematografii. Odmówił, bo był przeciwnikiem nacjonalizmu żydowskiego, podobnie jak arabskiego. Urodził się w rodzinie polskich Żydów w Kijowie (niektóre źródła podają, że w Łodzi lub Warszawie, a nie na Kresach). Jego prawdziwe nazwisko to Mosze Lifszyc. Dobrze znał smak biedy. Podczas gdy wielu jego kolegów uciekało za ocean, by na amerykańskiej ziemi obiecanej zakładać Hollywood, on wstąpił do Komunistycznej Partii Polski i marzył o rewolucji na wzór radziecki. Niektórzy uważają, że zmarnował przez to swoją szansę. Gdyby pracował w fabryce snów, bez trudu mógłby być nie tylko kimś takim jak Samuel Goldwyn, założyciel Paramount Pictures, ale Goldwynem i Mayerem naraz.
Miał permanentne kłopoty z cenzurą. W II RP jego filmy najczęściej nie trafiały na ekrany, bo zarzucano mu, że sieje wywrotową, komunistyczną propagandę, w czym zresztą było sporo prawdy. Także w PRL wielokrotnie jego twórczość była cenzurowana. Zrealizowaną w 1948 r. „Ulicę graniczną” brutalnie poddano politycznej obróbce. Film piętnował antysemityzm Polaków i pokazywał tragedię powstania w getcie warszawskim na przykładzie losów czwórki młodocianych bohaterów mieszkających w jednej kamienicy.