Millennium. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
Recenzja filmu: "Millennium. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet", reż. Niels Arden Oplev
Kim jest Stieg Larsson, miłośnikom kryminałów wyjaśniać nie trzeba. Filmowa adaptacja pierwszej części jego bestselerowej trylogii „Millennium”, którą sprzedano w 15 mln egzemplarzy w 40 krajach, skazana jest na sukces. Czy jednak w pełni na to zasługuje, można mieć wątpliwości.
Duński reżyser Niels Arden Oplev dość sumiennie podszedł do materiału literackiego, silnie akcentując to, co w powieści najbardziej szokowało: odkrycie zła, sięgającego korzeniami nazistowskiej ideologii, mocno wpisanej w świadomość biznesowych elit szwedzkiego społeczeństwa. Zagadkowe zniknięcie 16-letniej dziewczyny i śledztwo prowadzone w celu wyjaśnienia tej historii po 50 latach przez lewicowego dziennikarza, specjalizującego się w demaskowaniu finansowych przekrętów wielkich korporacji, naprowadza go na trop obrzydliwej afery z sadyzmem, mizoginizmem, antysemityzmem, rasizmem, rytualnymi zabójstwami i kazirodztwem.
Oplevowi marzyła się zapewne europejska wersja „Milczenia owiec”, jego filmowi brakuje jednak nie tyle precyzji w prowadzeniu akcji i umiejętności budowania napięcia, co zwykłej, ludzkiej wiarygodności. Nagromadzenie patologii jest tak duże, motywy działania bohaterów tak skomplikowane, że doprawdy trzeba psychologicznego mistrzostwa, by w tę makabreskę uwierzyć i na koniec odczuć wstrząs, w jak strasznym świecie żyjemy.
Poprawna gra aktorów i poprawna reżyseria niestety tego nie gwarantują.