Nowe zjawisko, jakim jest odnoszące festiwalowe sukcesy kino tajskiego reżysera Apichatponga Weerasethakula, nie mogło pozostać niezauważone również przez twórców europejskich. Jeden z nich, Niemiec Ulrich Köhler, w interesującym dramacie obyczajowym „Sen o Afryce” wykorzystał eksperymentalną technikę narracyjną Tajlandczyka, by opowiedzieć na pół biograficzną, na pół zmyśloną historię człowieka stykającego się z obcą kulturą.
Bohaterem filmu jest lekarz, który wyjechał z Niemiec do Kamerunu, aby w ramach projektu finansowanego przez Światową Organizację Zdrowia zapobiegać epidemii śpiączki. Jego żonie, a zwłaszcza nastoletniej córce pobyt w dżungli nie służy, dlatego namawiają go do powrotu. On jednak sprzeciwia się. Dlaczego za cenę rozpadu własnej rodziny wybiera los obcego, starającego się na siłę zakorzenić w innej rzeczywistości? Druga część filmu nie przynosi na to jednoznacznej odpowiedzi. Zmienia tylko perspektywę i punkt widzenia. Ukazuje sytuację bohatera oczami postaci, która przypomina jego lustrzane odbicie: czarnoskórego lekarza zadomowionego we francuskim społeczeństwie, dla którego nagła wizyta w afrykańskim szpitalu kojarzy się z wygnaniem.
Zderzenie symetrycznych światów ma jeszcze podtekst mitologiczny. Dla zrozumienia tak prowadzonej narracji kluczowa okazuje się powtarzana przez tubylców przypowieść o hipopotamie, w którego wcielił się po śmierci szwajcarski doktor. Błyskotliwe, inteligentne kino stawiające pytania o tożsamość i kulturową przynależność, nagrodzone w Berlinie za reżyserię.
Sen o Afryce, reż. Ulrich Köhler, prod. Niemcy, Francja, Holandia, 95 min