Kustosz pamięci
Recenzja filmu: „Mój najszczęśliwszy dzień”, reż. Michał Bukojemski
Wiedzieliśmy, że Marian Turski był w łódzkim getcie, a następnie w Auschwitz. Film dokumentalny Michała Bukojemskiego „Mój najszczęśliwszy dzień” uświadamia nam, jak mało wiedzieliśmy. Także dlatego, że Marian, od niepamiętnych czasów kierownik działu historia w POLITYCE, o swojej historii opowiada nieczęsto. Czasami tylko widywaliśmy Mariana w sytuacjach oficjalnych, kiedy jako świadek historii przemawiał podczas 65 rocznicy wyzwolenia Auschwitz lub gdy towarzyszył prezydentowi Barackowi Obamie podczas jego wizyty w kraju. Ostatnio zaangażował się w budowę Muzeum Historii Żydów Polskich, pełniąc w nim najzaszczytniejszą funkcję kustosza pamięci.
Marian mówi wprost do kamery: „Opowiem o najszczęśliwszym dniu w moim życiu”. Opowiada o transporcie do Oświęcimia, o drodze do sauny, która mogła być komorą gazową, o niewyobrażalnym strachu przed śmiercią, a następnie uczuciu szczęścia, kiedy zrozumiał, iż jest „wyselekcjonowany do życia”. Wielkie wrażenie robią pozbawione patosu opisy poniżenia, chorób i wielkiego głodu, przypominające relacje obozowe Tadeusza Borowskiego. Po wyzwoleniu – jak sam wspomina – niemal nie pamiętał, co się z nim działo w czasie wojny. Amnezja była obroną organizmu. Wybrał czas teraźniejszy, angażując się ideowo w budowę nowego systemu. O 1956 r. powie jednym zdaniem: „Byłem w sztabie, który przygotował Polski Październik”. Później, już jako dziennikarz POLITYKI, przeżywał kolejne „polskie miesiące”.
To niezwykłe uczucie: oglądać film o człowieku, który wygrał z okrutną historią i który zarazem jest bliskim kolegą z redakcji, niezmiennie imponującym wigorem i radością życia.
Mój najszczęśliwszy dzień, reż. Michał Bukojemski, premiera w Planete+, 1 maja, godz. 20.45