Jak wygląda zasłonięta przez cenzurę, niewygodna politycznie rzeczywistość Iranu? W psychologicznym thrillerze „Rękopisy nie płoną” (tytuł nawiązuje do „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa) szokuje otwartość, z jaką reżyser Mohammad Rasoulof zdecydował się opowiedzieć o brutalnym łamaniu praw człowieka, prześladowaniach, torturach, uciszaniu opozycji pod rządami ajatollahów. Inspiracją stały się autentyczne wydarzenia z lat 1988–98. W wyniku czystek zginęło wtedy z rąk tajnej policji ponad 80 intelektualistów krytykujących islamską republikę. Film śledzi losy jednego z nich: unieruchomionego na wózku, chorego na serce i cukrzycę 60-letniego pisarza, który opisał nieudany zamach na 21 dysydentów udających się na emigrację. Władza stara się przejąć rękopis i ukryte kopie. Przebieg operacji obserwujemy z punktu widzenia dwóch specjalistów od mokrej roboty. Jeden z nich ma ciężko chore dziecko. Wszystkie pieniądze z wykonywania wyroków idą na leczenie, szpital.
Poruszające jest tu właściwie wszystko. Niejednoznaczność postaw. Sposób, w jaki reżyser buduje mroczny klimat, prowadzi narrację. Wielowątkowy, zniuansowany psychologicznie. Publicystyki się nie czuje. Nawet sinoszare ujęcia przykrytych śniegiem górskich krajobrazów północy Iranu kłócą się z obiegowym wyobrażeniem tego kraju. Pracując nad filmem, Rasoulof miał 20-letni zakaz wykonywania zawodu i opuszczania ojczyzny. Zrealizował go bez zgody cenzury, nielegalnie. Z obawy przed reperkusjami w czołówce nie pojawiają się nazwiska wykonawców. Film zdobył nagrodę FIPRESCI w Cannes, a „The Hollywood Reporter” nazwał „Rękopisy” najdobitniejszym oskarżeniem totalitarnego systemu od upadku ZSRR. W Polsce trudno go nie porównywać z „Przesłuchaniem”.
Rękopisy nie płoną, reż. Mohammad Rasoulof, prod. Iran, 122 min