Nominowany do nagrody BAFTA obiecujący debiut fabularny Tiny Gharavi „Nasrine” należy do bardzo popularnego na Zachodzie (u nas mniej) nurtu kina o emigrantach ze Wschodu, dla których zetknięcie z europejską mentalnością, poznanie odmienności kulturowych stanowi nie zawsze przyjemne doznanie. W „Chince” wyzwolona, młoda reżyserka Xiaolu Guo miała odwagę przedstawić po części swoje własne traumatyczne przeżycia w Londynie. W głośnej autobiograficznej animacji „Persepolis” Marjane Satrapi opisała gehennę perskiej dziewczyny z trudem odnajdującej się w warunkach francuskiej demokracji. W dramacie psychologicznym „Nasrine” wyczuwa się ten sam osobisty ton. Bohaterką jest urodzona w Teheranie niepokorna nastolatka, przymusowo zesłana przez rodzinę do Wielkiej Brytanii, gdyż „w Iranie nie ma już dla niej przyszłości”. Chodzi o sprawy obyczajowe, nie o politykę. Przesłuchiwana i prawdopodobnie zgwałcona przez islamskich policjantów odpowiada na szok emigracji ufnością i otwarciem. Cierpi z powodu braku wspólnego języka z rówieśnikami, lecz szybko zdobywa zaufanie nowych przyjaciół w środowisku Romów. „Nasrine” można zarzucić szlachetną naiwność, „życzeniową” dramaturgię, ale nie fałsz psychologiczny. To film o trudnościach asymilacji, o byciu odszczepieńcem. Z tego powodu interesujący wydaje się również drugi plan, gdzie dopełnia się o wiele bardziej skomplikowany los jej brata, nieprzyznającego się przed sobą, że jest gejem. Debiutując na dużym ekranie, Gharavi (rocznik 1972) udowodniła, że ma talent, potencjał i artystyczne ambicje. Jej drugi autorski film, dramat gangsterski „Dobry Irańczyk”, nad którym teraz pracuje, może okazać się jeszcze ciekawszy.
Nasrine, reż. Tina Gharavi, prod. Wielka Brytania, 98 min