24 uczniów pochodzących z 24 państw w jednej klasie. Przyjechali do Francji z całego świata, z nadziejami na lepsze życie. Decydowały względy ekonomiczne, ale niektórzy musieli opuścić kraj dzieciństwa z powodów politycznych (chłopak żydowskiego pochodzenia źle czujący się w Serbii) czy obyczajowych (dziewczyna z Afryki, która nie chce poddać się przymusowemu obrzezaniu). Różne języki macierzyste, różne kolory skóry, różne religie – prawdziwa „Szkoła Babel”. Na razie przez rok będą uczyć się głównie języka francuskiego, ale także bycia ze sobą w grupie, pokonywać barierę obcości.
Reżyserce Julie Bertuccelli udało się nawiązać bardzo bliski kontakt emocjonalny ze swymi bohaterami, którzy zachowują się tak, jak gdyby zapomnieli o kamerze. Prowadzą szczere rozmowy o swych bogach i pismach, o Biblii i Koranie. Podobnym filmom grozi czułostkowość, której dokumentalistce udało się uniknąć. Na pewno jedną z postaci, o której będziemy długo pamiętać po wyjściu z kina, jest czarnoskóra Rama. Ma pozostać na drugi rok w tej klasie przygotowawczej. Dziewczyna nie może pogodzić się z wyrokiem rady pedagogicznej, zarzuca nauczycielce, że nie dostała promocji tylko dlatego, że jest czarnoskóra. To bardzo dramatyczna rozmowa, pokazująca, że w klasie przypominającej wieżę Babel nie wszystkie historie kończą się happy endem. W klasie jest także Polka, która jednak nie rzuca się w oczy. Może po prostu udział w eksperymencie kulturowym nie jest dla niej wcale wielkim wyzwaniem, bez problemów odnalazła swe miejsce w międzynarodowym towarzystwie.
Szkoła Babel, reż. Julie Bertuccelli, prod. Francja, 94 min