Polscy dystrybutorzy przestraszyli się najwyraźniej bizantyjskich dialogów i nieprzejrzystej, pełnej dygresji narracji „Wady ukrytej” Thomasa Pynchona, gdyż nawet nazwisko Paula Thomasa Andersona, który przeniósł tę prozę na ekran, nie przekonało ich do tego, by film wprowadzić do kin. W ten sposób polską wersję tego dobrze ocenianego przez krytykę zeszłorocznego tytułu dostajemy dopiero na płycie. Szkoda, bo na DVD gaśnie rozmach produkcji, a to jedno z najbardziej niezwykłych dokonań Andersona, domykające jego nieformalną trylogię o szaleństwie i paranoi Ameryki, na którą składają się jeszcze „Aż poleje się krew” i „Mistrz”.
Zagmatwanej, zanurzonej w popkulturowej mitologii fabuły „Wady ukrytej” nie sposób streścić. W stylizowanej na chandlerowski kryminał opowieści pierwszoplanową postacią jest wiecznie zaćpany prywatny detektyw (świetna rola Joaquina Phoenixa ucharakteryzowanego na Neila Younga), który prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia pewnej kobiety. Rzecz dotyczy schyłkowego okresu hipisowskiej rewolucji. Celem wydaje się parodia dekadenckiej atmosfery tamtych czasów, których symbolem stała się zbrodnia bandy Mansona. Gwiazdorska obsada, rewelacyjna ścieżka dźwiękowa (Jonny Greenwood!), surrealistyczny humor, perfekcyjna reżyseria powinny zachęcić wszystkich spragnionych inteligentnej rozrywki i nowatorskich rozwiązań. Kultowe kino, które powtórzy los niedocenianego po premierze „Big Lebowskiego” braci Coen.
Wada ukryta, reż. Paul Thomas Anderson, dystr. Galapagos, 144 min