Choć nie od pierwszych scen. Najpierw dowiadujemy się bowiem, że nasz bohater pracuje w korporacji, gdzie nie ma najmniejszych szans rozwijać się wewnętrznie. Na szczęście w życiu bohatera zdarza się małe (a może nawet średnie) nieszczęście, wskutek czego straci pracę. I właśnie wtedy stanie się królem życia. Nawet w scenach łóżkowych sprawuje się lepiej niż do tej pory. Skądinąd udaje mu się utrzymać poprzedni standard życia (w co nawet w komedii trudno uwierzyć), w tym apartament znacznie przewyższający średnią lokalową w polskich filmach, która wynosi ok. 150 m kw. Słowem, znalazł się w sytuacji, o jakiej inni mogą tylko pomarzyć. Znany nie tylko w kraju operator Jerzy Zieliński, debiutujący w roli reżysera, miał jeden dobry pomysł wyjściowy – mianowicie, że w głównej roli obsadzi Roberta Więckiewicza. Dzięki niemu film daje się chwilami oglądać. Ojca zagrał natomiast Jerzy Trela. I tutaj jest potrzebna interwencja, może ze strony PISF? Dlaczego ten znakomity aktor od lat gra wyłącznie drugoplanowych zramolałych staruszków? Drodzy reżyserzy, sami nie wiecie, z kim pracujecie.
Król życia, reż. Jerzy Zieliński, prod. Polska, 96 min