Kto powiedział, że ozdrowieńczą wędrówkę w poszukiwaniu samego siebie mogą podejmować wyłącznie ludzie młodzi? W komedii Kena Kwapisa „Piknik z niedźwiedziami” w świat ciągnie oldbojów. Żwawy 80-latek grany przez Roberta Redforda jest uznanym pisarzem, ale w odruchu słusznego buntu wyrywa się z klatki uładzonego życia i wraca na łono przyrody. Kusi go liczący 3,4 tys. km górski szlak Appalachów, który zamierza pokonać wraz z dawnym kompanem ze studiów, obecnie bezdomnym, ściganym za długi otyłym alkoholikiem (Nick Nolte). Do tej pory amerykańskie kino reklamowało głównie skaliste pustynie i okolice Wielkiego Kanionu, a od niedawna zaczęło zachęcać do wycieczek po kalifornijskich winnicach. Niespodziewana zmiana pejzażu na bardziej płaskie widoki Wschodniego Wybrzeża może wywołać szok, więc warto się odpowiednio nastawić. W pojedynku aktorskich tenorów zwycięzcy nie ma, przegrywają obaj, a z nimi widz. Panowie nie ukrywają swoich zmarszczek, plam na skórze, sztucznych zębów i wystających brzuchów, a przy okazji dzielą się ze sobą wspomnieniami erotycznych podbojów. Taką lekcję życiowo-filmowej nostalgii trudno wymazać z pamięci.
Piknik z niedźwiedziami, reż. Ken Kwapis, prod. USA, 98 min