Sztuka smażenia dorayaki
Recenzja filmu: „Kwiat wiśni i czerwona fasola”, reż. Naomi Kawase
„Kwiat wiśni i czerwona fasola” można odebrać jak egzotyczną odmianę kina kulinarnego, coraz modniejszego nurtu sławiącego smaki odległych kultur. Akcja toczy się wokół sztuki smażenia i podawania tradycyjnych dorayaki – pysznych naleśników wielkości filiżanki, przekładanych słodką pastą z czerwonej fasoli. Właściciel małego baru sprzedaje je okolicznym mieszkańcom, głównie licealistkom wpadającym tu na przerwę między zajęciami. Interes jednak podupada, dopiero nowa, a właściwie niepopularna i dawno zapomniana receptura, zastosowana przez pewną emerytkę, okazuje się strzałem w dziesiątkę.
Powiedzieć, że to pochwała slowfoodowego stylu odżywiania, byłoby jednak nietaktem wobec reżyserki, której ambicje sięgają znacznie wyżej. Jej rozegrany w ostentacyjnie powolnym tempie film jest oczywiście piękną metaforą. Nie tylko małych wspólnot, odnajdywania miejsca w życiu przez ludzi wykluczonych, którzy dzięki swojej wrażliwości, empatii, solidarności w ciszy i spokoju odnajdują siłę łączących ich przyjacielskich więzi. To także historia przywracania ciągłości czasowi, kontemplowania cyklicznej harmonii przyrody, symbolizowanej powtarzającymi się obrazami dojrzewających, a potem kwitnących wiśni oraz szczegółowymi opisami przygotowywania i delektowania się jedzeniem, które w filmie jest jakby przedłużeniem natury. Kawase interesuje tajemnica odradzania życia i umierania; pamięć miejsca, w którym się wychowywało; droga duchów, łańcuch pokoleń, a w szczególności symbioza między ludźmi zadręczającymi się poczuciem winy, wyrzuconymi na margines, a naturą. Wszystko to, oczywiście w nawiązaniu do tradycji shintoistycznej. Dla niektórych to już zbyt wyrafinowana potrawa.
Kwiat wiśni i czerwona fasola, reż. Naomi Kawase, prod. Japonia, 113 min