Amerykańscy krytycy, którzy przed premierą widzieli trzy z pięciu odcinków miniserialu, kręcą nosami, że głośny autobiograficzny pięcioksiąg Edwarda St Aubyna, którego jest ekranizacją, jednak lepszy. Polscy mogą oceniać na podstawie pierwszego odcinka.
To ekranizacja drugiego tomu, w którym główny bohater, brytyjski arystokrata, w dzieciństwie ofiara żądz własnego ojca, ma 22 lata i dowiaduje się o śmierci swojego kata. Godzinny odcinek jest relacją z dwudniowego pobytu Patricka w Nowym Jorku w 1982 r., gdzie oczekiwanie na prochy ojca wypełnia kokainowo-heroinowo-speedowo-metakwalonowo-valiumowym tripem (widowiskowo pokazanym), próbami samobójczymi i dyskusjami z sarkastycznymi głosami we własnej głowie. Przemoc, której doświadczał, nie jest, jak w książce, przedstawiona od razu i wprost, to historia walki z traumą, pokazana krok po kroku.
Benedict Cumberbatch wydaje się stworzony do roli ekscentrycznego brytyjskiego arystokraty o skomplikowanej psychice i przeszłości; treningiem był choćby serialowy Sherlock Holmes, też zresztą niestroniący od używek. „Patrick Melrose” jest na razie teatrem jednego aktora, ale to dobry start do kolejnych etapów historii.
Patrick Melrose, reż. Edward Berger, 5 odcinków, HBO i HBO GO